Dedykacja dla Weroniki, z którą muszę się wreszcie spotkać! ;***
*********************************
*********************************
Wszystkie siły opuściły ją w ciągu sekundy. Padła na stos miękkich poduszek, nie mogąc złapać tchu. Zaczęła się dusić, jej płuca błagały o odrobinę tlenu. Narcyza szybko podbiegła do jej łóżka, krzycząc coś do swojego męża. Lucjusz wyczarował patronusa, który przybrał postać ogromnego orła i szybko wyleciał przez otwarte drzwi.
Minęła minuta, która dla Hermiony trwała całą wieczność. Płuca paliły ją żywym ogniem, domagały się powietrza, które nie mogło się do nich z niewiadomych przyczyn dostać. Czuła na swoim czole ciepłą dłoń pani Malfoy, która starała się jakoś ją wesprzeć w trudnej chwili. Minęła minuta. Nagle do pomieszczenia weszła postać w ciemnym płaszczu, powiewając szatami. Szybkim gestem dłoni nakazała odsunąć się Narcyzie od łóżka, w tym samym czasie zsuwając z głowy kaptur.
— Prof-fe-ssor... — wycharczała Hermiona na widok mężczyzny o długich czarnych włosach, haczykowatym nosie i ziemistej cerze. Severus Snape.
Mężczyzna w mgnieniu oka znalazł się przy łóżku dziewczyny, od razu rzucając jakieś nieznane jej zaklęcia. Nie bawił się w żadne gierki, od razu przeszedł do rzeczy. Bez wahania machał różdżką przed jej klatką piersiową, mamrocząc pod nosem niezrozumiałe formułki. Minęła kolejna minuta. Hermiona poczuła, jakby ktoś zabierał z jej płuc jakiś ogromny ciężar. Łapczywie zaczęła nabierać powietrza do spragnionych płuc. Wdech, wydech. Wdech, wydech.
— Co jej się stało, Severusie? — doszedł ją strapiony głos Narcyzy.
— Nic innego jak szok. Dziewczyna, jak widać, nadal jest zmęczona i ma skołatane nerwy. Do tego wydaje mi się, że jej ciało zareagowało na moc, która roztacza się wokół Czarnego Pana. Jest osłabiona, musi zregenerować siły. Ale zawsze była silna. Jak jej matka.
— Więc ty także już wiesz — powiedział cicho Lucjusz. — Nie mówiliśmy o tym wielu osobom.
— Niewiele rzeczy się przede mną ukryje, Lucjuszu. — Przez chwilę panowała cisza, przerywana jedynie szybkim oddechem Hermiony. — Przygotujcie się. Czarny Pan za chwilę tu przyjdzie — powiedział po jakimś czasie Severus, po czym opuścił pomieszczenie, powiewając czarnymi szatami. Narcyza wstała się z fotela i podeszła do przestraszonej Hermiony.
— Nie bój się.
— A co, jeśli się mu nie spodobam? — spytała cicho Hermiona. — A co, jeśli Bellatrix nie będzie chciała mnie widzieć?
— Nie... — zaczęła Narcyza, jednak przerwał jej głośny dźwięk za plecami. Gwałtownie się odwróciła.
Drzwi się otworzyły z hukiem, a przez nie właśnie wpełzał do pokoju ogromny wąż w otoczeniu czarnych smug, które wyglądały jak dym. Kobieta odsunęła się krok w tył, jednak nadal była blisko dziewczyny, której przerażenie malowało się w oczach. Wpatrując się w gada, który coraz bardziej się do niej zbliżał, Hermiona nie zauważyła wysokiego chudego mężczyzny o wężowej twarzy i czerwonych, mrocznych oczach, który wszedł cichym krokiem do pomieszczenia. Jednak po chwili podniosła wzrok i napotkała to spojrzenie. Natychmiast spuściła głowę, przestraszona wpatrując się w pościel.
— Kogo my tu mamy... — Jadowity głos wpijał się w jej czaszkę. — Revati Lestrange. Niesłychane. — Robił przerwę po każdym słowie, przedłużał każdą samogłoskę, głoskę "s" wymawiał syczącym głosem jak wąż. — Spójrz na mnie — rozkazał. Dziewczyna niepewnie skierowała spojrzenie swoich oczu na mężczyznę. Nic dziwnego, że wszyscy się go bali. Już sam jego wygląd przyprawiał o dreszcze. — Ukryta wśród mugoli jako Hermiona Granger. Dumbledore naprawdę się postarał, byśmy się nie znaleźli. Lecz po tylu latach nareszcie zebrał się, by powiedzieć ci prawdę. Potrzebował na to aż tyle czasu. Co za tchórz. — Cedził każde słowo z odrazą. — A ty, Hermiono... — Tak dziwnie brzmiało jej imię w jego ustach. A on najwyraźniej napawał się brzmieniem tego słowa. — Przyjaciółka Harry'ego Pottera. Wybrańca. Złotego chłopca, który przeżył... Jesteś ciekawą osobą. Twoja matka odszukała mnie specjalnie, bym cię poznał. — Wskazał na Bellatrix, która stała w drzwiach. — Opowiedziała mi, jak dzielnie się z nią pojedynkowałaś. A nawet udało ci się ją przechytrzyć. Musisz być naprawdę niezwykłą czarownicą. Takich ludzi właśnie potrzebuję w moich szeregach. — Urwał na chwilę. — Ponieważ zamierzasz wziąć przykład z matki i mi służyć, nieprawdaż? — Nachylił się w jej stronę.
Oczy Hermiony stały się wielkie jak galeony. Patrzyła na Czarnego Pana ze strachem.
— Ja... ja...
— Spodziewałem się, że będziesz miała wątpliwości. Małe Crucio chyba załatwi sprawę, prawda? — Z jadowitym uśmiechem spojrzał na nią, a później na wszystkich obecnych w pomieszczeniu. — A co powiesz... Hermiono... na Cruciatusa z rąk własnej matki? — Z dziką satysfakcją patrzył na zaszklone i przerażone oczy dziewczyny.
— Błagam o litość — wyszeptała, patrząc na Bellatrix, która stała za Czarnym Panem w korytarzu, otoczona czarnymi smugami dymu. Przy jej stopach ułożyła się Nagini, gotowa w każdej chwili zareagować na rozkaz swojego pana. Kobieta patrzyła na dziewczynę z obojętnością. ,,Czy tak zachowuje się matka?" przemknęło przez myśl Hermionie. Czarownicy nawet nie drgnęła powieka, gdy Czary Pan wspomniał o torturach jej własnej córki.
— A może będę miłosierny i dam ci szansę? — zastanawiał się na głos Czarny Pan z mrocznym uśmiechem. — Masz dwa tygodnie — powiedział jeszcze i wyszedł, sycząc coś do Nagini, która podążyła za nim.
Hermiona opadła na poduszki, a łzy potoczyły się po jej policzkach. Co miała zrobić? Dostała dwa tygodnie, aby się zastanowić, czy chce śmierci Harry'ego i wszystkich swoich przyjaciół. Co ona sobie wyobrażała, przychodząc tutaj?! Przecież to było oczywiste, że będzie musiała przystąpić do Śmierciożerców. Ale... Chciała poznać matkę... Wtedy nie myślała o konsekwencjach. Och, jakże była głupia! Ale przecież Dumbledore...
— Hermiono, twoja matka chciałaby z tobą porozmawiać — powiedziała cicho Narcyza. Oczy Hermiony zwróciły się w stronę Bellatrix, która nadal stała w drzwiach, jednak już bez czarnego dymu, który roznosił się wokół Czarnego Pana. — My już pójdziemy. — Zwróciła się do męża, który wstał z fotela i wraz z nią wyszedł z pokoju.
— Bądź ostrożna, Bello — szepnęła do siostry, gdy się z nią mijała. — Ona jest jeszcze zmęczona i zdenerwowana. — Bellatrix spojrzała na zestresowaną Hermionę i kiwnęła nieznacznie głową.
Gdy drzwi zamknęły się cicho za państwem Malfoy, kobieta podeszła powoli do łóżka. Miała na sobie tę samą suknię, którą Hermiona widziała wczoraj. Czarny obcisły gorset z wyciętym dekoltem sprawiał wrażenie idealnie dopasowanego do sylwetki kobiety. Długa spódnica została wykonana z kilku warstw zwiewnego, aczkolwiek wytrzymałego materiału o tej samej barwie, który układał się perfekcyjnie na biodrach czarownicy i opadał aż do kostek. Mimo to, nic nie hamowało ruchów Bellatrix. Na piersiach Śmierciożerczyni układał się naszyjnik. Hermiona nie potrafiła sprecyzować, co to jest. Wyglądało trochę jak srebrna głowa ptaka. Burza ciemnych loków okalała pokrytą kilkoma bliznami twarz. Mimo to mocny makijaż sprawiał, że kobieta wyglądała pięknie, choć mrocznie.
Bellatrix zatrzymała się tuż obok dziewczyny. Hermiona miała wrażenie, że ciemne oczy kobiety taksują ją z góry na dół. Przez jej ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz.
— Hermiono.
— Matko — powiedziała niepewnie Hermiona. Co miała robić? Co mówić? Emocje zżerały ją od środka, miała wrażenie, że zaraz wybuchnie.
— Cieszę się, że w końcu się spotykamy — zaczęła kobieta. — Wybacz, że rzuciłam na ciebie Cruciatusa, niczego nieświadoma — Nie wiedziała, co powinna powiedzieć najpierw. Co zrobić. Przytulić? Nie, na pewno nie. Nie mogła pokazać żadnej słabości.
Hermiona pokiwała na jej słowa głową, nie wiedząc, jak zareagować. Dlaczego to było takie trudne?! "Och, weź się w garść!" krzyknęła do siebie w myślach. "Jeszcze pomyśli, że jesteś jakimś mięczakiem!"
— Ja, eee... cieszę się, że mogę cię poznać. Profesor Dumbledore dał mi list dla ciebie. Wysłał wcześniej sowę z wyjaśnieniami, ale chyba nie dotarła, sądząc po twojej reakcji... — zawahała się.
— Nie dotarła — odezwała się w końcu Bellatrix. — Mamy bariery. Tylko naznaczone sowy mogą tu dotrzeć.
Dziewczyna sięgnęła ręką do walizki, która wczoraj pomniejszona spoczywała w kieszeni jej płaszcza. Teraz wszystkie rzeczy zostały powiększone i leżały obok łóżka. Wyciągnęła białą kopertę i podała ją kobiecie.
— To jest ten list. — Bellatrix otworzyła wiadomość i zaczęła czytać treść, co jakiś czas spoglądając na Hermionę znad kartki. Po kilku minutach złożyła list na pół i odłożyła na łóżko obok siebie.
— Więc spędzisz z nami wakacje — bardziej to stwierdziła, niż zapytała. Przez chwilę spoglądała czarnymi oczami na dziewczynę. — Cieszę się, że w końcu mogłyśmy się spotkać — powiedziała, po czym odwróciła się i szybko podeszła do drzwi. — Zobaczymy się później — powiedziała jeszcze po czym wyszła z pokoju.
Hermiona opadła na poduszki. To było ponad jej siły. Myśli kłębiły jej się w głowie, a nie mogła żadnej złapać. To było bardzo frustrujące...
Poczuła na czole czyjąś ciepłą dłoń, która wytrąciła ją ze stanu błogiej nieświadomości. Wiedziała, że spała, lecz nie pamiętała żadnego snu, jedynie ciemność. Uchyliła leniwie powieki. Przed sobą ujrzała uśmiechniętą Narcyzę.
— Za godzinę będzie kolacja — powiedziała kobieta. Niewiarygodne. Przespała pół dnia! — Czarny Pan rozkazał, abyś nam towarzyszyła. Na pewno chciałabyś się nieco odświeżyć.
— Dziękuję — powiedziała Hermiona już w pełni rozbudzona. Nie chciała jeszcze wstawać, lecz wiedziała, że Czarnemu Panu nie mogła się przeciwstawić.
Jeszcze kilka dni temu nigdy nie pomyślałaby w ten sposób. Kiedyś byłoby dla niej niewiarygodne, że przyjdzie jej spełniać żądania Sami-Wiecie-Kogo. A teraz nie dość, że była w domu, gdzie znajdowało się wielu Śmierciożerców, ale też wcale nie była w zagrożeniu. Na razie przynajmniej. Kto wie, co przyniesie przyszłość...
Szybko się umyła oraz ubrała. Zauważyła w lustrze bladość swojej skóry oraz cienie pod oczami. Walka oraz emocje odbiły się echem na jej wyglądzie, lecz nie miała żadnych kosmetyków, by to ukryć. Wzruszyła ramionami do swojego odbicia. Nigdy nie przejmowała się zbytnio wyglądem.
W końcu wyszła z łazienki. W pokoju czekała na nią Narcyza. Kobieta wstała z fotela i uśmiechnęła się nerwowo. Spojrzała na prostą, ciemnoszarą sukienkę Hermiony.
— Nie chciałam się zbytnio wyróżniać — uprzedziła jej pytanie dziewczyna. Kobieta ponownie nerwowo uniosła kąciki ust.
— Chodźmy już — powiedziała i skierowała się w stronę drzwi. Hermionie nie pozostało nic innego, jak podążyć za kobietą.
Korytarz oświetlały pochodnie, które zostały umieszczone w grubych, kamiennych murach w dużych odległościach od siebie, przez co wokół panował półmrok. Na ścianach nie wisiały żadne obrazy ani portrety. Cały korytarz był pusty. Tak jak wszystkie główne pomieszczenia w zamku, jak się później przekonała. Jedynie pojedyncze pokoje były urządzone przytulniej, na przykład ten, w którym się obudziła. Puste, szare ściany sprawiały wrażenie zimnych, smutnych; atmosfera panująca w zamku była ponura. Wręcz czuło się czarną magię, która znajdowała się w każdym zakątku tego dworku.
Szły labiryntem korytarzy i pomieszczeń przez kilka minut, a Hermiona rozglądała się wokół z ciekawością. W pewnym momencie przystanęły przed ogromnymi ciemnymi drzwiami, które wyglądały niczym wrota do innego świata. Mrocznego świata. Dziewczyna zdziwiona spojrzała drzwi. Nie miały żadnej klamki ani nawet kołatki.
— Tutaj jest jadalnia. Wszyscy już na nas czekają. — powiedziała Narcyza. — Jesteś gotowa?
— Chyba tak — powiedziała Hermiona i przełknęła nerwowo ślinę. Narcyza położyła swą szczupłą dłoń na drzwiach, a one otworzyły się powoli, ukazując wnętrze pokoju, który się za nimi skrywał.
Nie, to nie był pokój. To była wręcz sala balowa. Ogromne pomieszczenie z sufitem w kształcie kopuły, ściany w ciemnym odcieniu szarości, ogromny żyrandol ze świecami, wiszący nad stołem długim na około pięćdziesiąt osób. I chyba tyle osób przy nim właśnie siedziało.
Kilkadziesiąt par oczu wpatrywało się w nią i w panią Malfoy. Lecz przeważnie w nią. Poczuła, że się rumieni, więc speszona spuściła wzrok na swoje czarne buty. "Weź się w garść" krzyknęła do siebie w myślach. Więc zebrała się w sobie i przywdziała na twarz maskę, po czym śmiało spojrzała na wszystkich. U szczytu stołu siedział Czarny Pan. Spoglądał na Hermionę z mrocznym uśmiechem, przez co dziewczynę przeszedł dreszcz.
— Moi drodzy. Proszę, przywitajcie córkę Bellatrix, Revati Lestrange, znaną wszystkim pod imieniem Hermiona. Panna Lestrange dołączyła do nas wczoraj i stała się lokatorką tego domu. Mam nadzieję, że pójdzie w ślady swojej matki. — Mówiąc to ciągle patrzył na dziewczynę. Nie spuszczał z niej swych krwistych oczu. Hermiona unikała tego jadowitego spojrzenia, spoglądając po zdziwionych twarzach Śmierciożerców. Wszyscy wiedzieli, że Bellatrix straciła córkę ponad czternaście lat temu. Jakim cudem się odnalazła? Każdy zadawał sobie to pytanie. Hermiona poczuła, że Narcyza, która przez cały czas stała krok za nią, lekko popchnęła ją w stronę stołu. Wolne były tylko dwa miejsca. Najwyraźniej wszyscy czekali tylko na nie.
Pani Malfoy usiadła obok swojego męża, natomiast Hermiona podeszła do miejsca obok swojej matki. Usiadła na krześle wyprostowana niczym struna. Jej miejsce znajdowało się niedaleko Czarnego Pana. Nic dziwnego, przecież jej matka była jedną z jego najbliższych sług. Nadal wszystkie spojrzenia były skierowane na nią, jednak starała się nie zwracać na to uwagi.
Bellatrix odwróciła się do niej, zmierzyła spojrzeniem czarnych oczu, po czym ponownie zwróciła się w stronę Czarnego Pana.
— Częstujcie się — syknął Mroczny Władca, gdy na stole pojawiło się jedzenie. Hermiona spojrzała na swój talerz, lecz pomimo apetycznego wyglądu potrawy wiedziała, że zje tylko kilka kęsów. Miała ściśnięty żołądek ze stresu. Sięgnęła po srebrny widelec, by choć spróbować łososia, który znajdował się na jej talerzu, ale poczuła na sobie czyjeś spojrzenie na swoim lewym profilu. Odwróciła się do swojego sąsiada i spojrzała w pewne stalowe tęczówki.
Minęła minuta, która dla Hermiony trwała całą wieczność. Płuca paliły ją żywym ogniem, domagały się powietrza, które nie mogło się do nich z niewiadomych przyczyn dostać. Czuła na swoim czole ciepłą dłoń pani Malfoy, która starała się jakoś ją wesprzeć w trudnej chwili. Minęła minuta. Nagle do pomieszczenia weszła postać w ciemnym płaszczu, powiewając szatami. Szybkim gestem dłoni nakazała odsunąć się Narcyzie od łóżka, w tym samym czasie zsuwając z głowy kaptur.
— Prof-fe-ssor... — wycharczała Hermiona na widok mężczyzny o długich czarnych włosach, haczykowatym nosie i ziemistej cerze. Severus Snape.
Mężczyzna w mgnieniu oka znalazł się przy łóżku dziewczyny, od razu rzucając jakieś nieznane jej zaklęcia. Nie bawił się w żadne gierki, od razu przeszedł do rzeczy. Bez wahania machał różdżką przed jej klatką piersiową, mamrocząc pod nosem niezrozumiałe formułki. Minęła kolejna minuta. Hermiona poczuła, jakby ktoś zabierał z jej płuc jakiś ogromny ciężar. Łapczywie zaczęła nabierać powietrza do spragnionych płuc. Wdech, wydech. Wdech, wydech.
— Co jej się stało, Severusie? — doszedł ją strapiony głos Narcyzy.
— Nic innego jak szok. Dziewczyna, jak widać, nadal jest zmęczona i ma skołatane nerwy. Do tego wydaje mi się, że jej ciało zareagowało na moc, która roztacza się wokół Czarnego Pana. Jest osłabiona, musi zregenerować siły. Ale zawsze była silna. Jak jej matka.
— Więc ty także już wiesz — powiedział cicho Lucjusz. — Nie mówiliśmy o tym wielu osobom.
— Niewiele rzeczy się przede mną ukryje, Lucjuszu. — Przez chwilę panowała cisza, przerywana jedynie szybkim oddechem Hermiony. — Przygotujcie się. Czarny Pan za chwilę tu przyjdzie — powiedział po jakimś czasie Severus, po czym opuścił pomieszczenie, powiewając czarnymi szatami. Narcyza wstała się z fotela i podeszła do przestraszonej Hermiony.
— Nie bój się.
— A co, jeśli się mu nie spodobam? — spytała cicho Hermiona. — A co, jeśli Bellatrix nie będzie chciała mnie widzieć?
— Nie... — zaczęła Narcyza, jednak przerwał jej głośny dźwięk za plecami. Gwałtownie się odwróciła.
Drzwi się otworzyły z hukiem, a przez nie właśnie wpełzał do pokoju ogromny wąż w otoczeniu czarnych smug, które wyglądały jak dym. Kobieta odsunęła się krok w tył, jednak nadal była blisko dziewczyny, której przerażenie malowało się w oczach. Wpatrując się w gada, który coraz bardziej się do niej zbliżał, Hermiona nie zauważyła wysokiego chudego mężczyzny o wężowej twarzy i czerwonych, mrocznych oczach, który wszedł cichym krokiem do pomieszczenia. Jednak po chwili podniosła wzrok i napotkała to spojrzenie. Natychmiast spuściła głowę, przestraszona wpatrując się w pościel.
— Kogo my tu mamy... — Jadowity głos wpijał się w jej czaszkę. — Revati Lestrange. Niesłychane. — Robił przerwę po każdym słowie, przedłużał każdą samogłoskę, głoskę "s" wymawiał syczącym głosem jak wąż. — Spójrz na mnie — rozkazał. Dziewczyna niepewnie skierowała spojrzenie swoich oczu na mężczyznę. Nic dziwnego, że wszyscy się go bali. Już sam jego wygląd przyprawiał o dreszcze. — Ukryta wśród mugoli jako Hermiona Granger. Dumbledore naprawdę się postarał, byśmy się nie znaleźli. Lecz po tylu latach nareszcie zebrał się, by powiedzieć ci prawdę. Potrzebował na to aż tyle czasu. Co za tchórz. — Cedził każde słowo z odrazą. — A ty, Hermiono... — Tak dziwnie brzmiało jej imię w jego ustach. A on najwyraźniej napawał się brzmieniem tego słowa. — Przyjaciółka Harry'ego Pottera. Wybrańca. Złotego chłopca, który przeżył... Jesteś ciekawą osobą. Twoja matka odszukała mnie specjalnie, bym cię poznał. — Wskazał na Bellatrix, która stała w drzwiach. — Opowiedziała mi, jak dzielnie się z nią pojedynkowałaś. A nawet udało ci się ją przechytrzyć. Musisz być naprawdę niezwykłą czarownicą. Takich ludzi właśnie potrzebuję w moich szeregach. — Urwał na chwilę. — Ponieważ zamierzasz wziąć przykład z matki i mi służyć, nieprawdaż? — Nachylił się w jej stronę.
Oczy Hermiony stały się wielkie jak galeony. Patrzyła na Czarnego Pana ze strachem.
— Ja... ja...
— Spodziewałem się, że będziesz miała wątpliwości. Małe Crucio chyba załatwi sprawę, prawda? — Z jadowitym uśmiechem spojrzał na nią, a później na wszystkich obecnych w pomieszczeniu. — A co powiesz... Hermiono... na Cruciatusa z rąk własnej matki? — Z dziką satysfakcją patrzył na zaszklone i przerażone oczy dziewczyny.
— Błagam o litość — wyszeptała, patrząc na Bellatrix, która stała za Czarnym Panem w korytarzu, otoczona czarnymi smugami dymu. Przy jej stopach ułożyła się Nagini, gotowa w każdej chwili zareagować na rozkaz swojego pana. Kobieta patrzyła na dziewczynę z obojętnością. ,,Czy tak zachowuje się matka?" przemknęło przez myśl Hermionie. Czarownicy nawet nie drgnęła powieka, gdy Czary Pan wspomniał o torturach jej własnej córki.
— A może będę miłosierny i dam ci szansę? — zastanawiał się na głos Czarny Pan z mrocznym uśmiechem. — Masz dwa tygodnie — powiedział jeszcze i wyszedł, sycząc coś do Nagini, która podążyła za nim.
Hermiona opadła na poduszki, a łzy potoczyły się po jej policzkach. Co miała zrobić? Dostała dwa tygodnie, aby się zastanowić, czy chce śmierci Harry'ego i wszystkich swoich przyjaciół. Co ona sobie wyobrażała, przychodząc tutaj?! Przecież to było oczywiste, że będzie musiała przystąpić do Śmierciożerców. Ale... Chciała poznać matkę... Wtedy nie myślała o konsekwencjach. Och, jakże była głupia! Ale przecież Dumbledore...
— Hermiono, twoja matka chciałaby z tobą porozmawiać — powiedziała cicho Narcyza. Oczy Hermiony zwróciły się w stronę Bellatrix, która nadal stała w drzwiach, jednak już bez czarnego dymu, który roznosił się wokół Czarnego Pana. — My już pójdziemy. — Zwróciła się do męża, który wstał z fotela i wraz z nią wyszedł z pokoju.
— Bądź ostrożna, Bello — szepnęła do siostry, gdy się z nią mijała. — Ona jest jeszcze zmęczona i zdenerwowana. — Bellatrix spojrzała na zestresowaną Hermionę i kiwnęła nieznacznie głową.
Gdy drzwi zamknęły się cicho za państwem Malfoy, kobieta podeszła powoli do łóżka. Miała na sobie tę samą suknię, którą Hermiona widziała wczoraj. Czarny obcisły gorset z wyciętym dekoltem sprawiał wrażenie idealnie dopasowanego do sylwetki kobiety. Długa spódnica została wykonana z kilku warstw zwiewnego, aczkolwiek wytrzymałego materiału o tej samej barwie, który układał się perfekcyjnie na biodrach czarownicy i opadał aż do kostek. Mimo to, nic nie hamowało ruchów Bellatrix. Na piersiach Śmierciożerczyni układał się naszyjnik. Hermiona nie potrafiła sprecyzować, co to jest. Wyglądało trochę jak srebrna głowa ptaka. Burza ciemnych loków okalała pokrytą kilkoma bliznami twarz. Mimo to mocny makijaż sprawiał, że kobieta wyglądała pięknie, choć mrocznie.
Bellatrix zatrzymała się tuż obok dziewczyny. Hermiona miała wrażenie, że ciemne oczy kobiety taksują ją z góry na dół. Przez jej ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz.
— Hermiono.
— Matko — powiedziała niepewnie Hermiona. Co miała robić? Co mówić? Emocje zżerały ją od środka, miała wrażenie, że zaraz wybuchnie.
— Cieszę się, że w końcu się spotykamy — zaczęła kobieta. — Wybacz, że rzuciłam na ciebie Cruciatusa, niczego nieświadoma — Nie wiedziała, co powinna powiedzieć najpierw. Co zrobić. Przytulić? Nie, na pewno nie. Nie mogła pokazać żadnej słabości.
Hermiona pokiwała na jej słowa głową, nie wiedząc, jak zareagować. Dlaczego to było takie trudne?! "Och, weź się w garść!" krzyknęła do siebie w myślach. "Jeszcze pomyśli, że jesteś jakimś mięczakiem!"
— Ja, eee... cieszę się, że mogę cię poznać. Profesor Dumbledore dał mi list dla ciebie. Wysłał wcześniej sowę z wyjaśnieniami, ale chyba nie dotarła, sądząc po twojej reakcji... — zawahała się.
— Nie dotarła — odezwała się w końcu Bellatrix. — Mamy bariery. Tylko naznaczone sowy mogą tu dotrzeć.
Dziewczyna sięgnęła ręką do walizki, która wczoraj pomniejszona spoczywała w kieszeni jej płaszcza. Teraz wszystkie rzeczy zostały powiększone i leżały obok łóżka. Wyciągnęła białą kopertę i podała ją kobiecie.
— To jest ten list. — Bellatrix otworzyła wiadomość i zaczęła czytać treść, co jakiś czas spoglądając na Hermionę znad kartki. Po kilku minutach złożyła list na pół i odłożyła na łóżko obok siebie.
— Więc spędzisz z nami wakacje — bardziej to stwierdziła, niż zapytała. Przez chwilę spoglądała czarnymi oczami na dziewczynę. — Cieszę się, że w końcu mogłyśmy się spotkać — powiedziała, po czym odwróciła się i szybko podeszła do drzwi. — Zobaczymy się później — powiedziała jeszcze po czym wyszła z pokoju.
Hermiona opadła na poduszki. To było ponad jej siły. Myśli kłębiły jej się w głowie, a nie mogła żadnej złapać. To było bardzo frustrujące...
Poczuła na czole czyjąś ciepłą dłoń, która wytrąciła ją ze stanu błogiej nieświadomości. Wiedziała, że spała, lecz nie pamiętała żadnego snu, jedynie ciemność. Uchyliła leniwie powieki. Przed sobą ujrzała uśmiechniętą Narcyzę.
— Za godzinę będzie kolacja — powiedziała kobieta. Niewiarygodne. Przespała pół dnia! — Czarny Pan rozkazał, abyś nam towarzyszyła. Na pewno chciałabyś się nieco odświeżyć.
— Dziękuję — powiedziała Hermiona już w pełni rozbudzona. Nie chciała jeszcze wstawać, lecz wiedziała, że Czarnemu Panu nie mogła się przeciwstawić.
Jeszcze kilka dni temu nigdy nie pomyślałaby w ten sposób. Kiedyś byłoby dla niej niewiarygodne, że przyjdzie jej spełniać żądania Sami-Wiecie-Kogo. A teraz nie dość, że była w domu, gdzie znajdowało się wielu Śmierciożerców, ale też wcale nie była w zagrożeniu. Na razie przynajmniej. Kto wie, co przyniesie przyszłość...
Szybko się umyła oraz ubrała. Zauważyła w lustrze bladość swojej skóry oraz cienie pod oczami. Walka oraz emocje odbiły się echem na jej wyglądzie, lecz nie miała żadnych kosmetyków, by to ukryć. Wzruszyła ramionami do swojego odbicia. Nigdy nie przejmowała się zbytnio wyglądem.
W końcu wyszła z łazienki. W pokoju czekała na nią Narcyza. Kobieta wstała z fotela i uśmiechnęła się nerwowo. Spojrzała na prostą, ciemnoszarą sukienkę Hermiony.
— Nie chciałam się zbytnio wyróżniać — uprzedziła jej pytanie dziewczyna. Kobieta ponownie nerwowo uniosła kąciki ust.
— Chodźmy już — powiedziała i skierowała się w stronę drzwi. Hermionie nie pozostało nic innego, jak podążyć za kobietą.
Korytarz oświetlały pochodnie, które zostały umieszczone w grubych, kamiennych murach w dużych odległościach od siebie, przez co wokół panował półmrok. Na ścianach nie wisiały żadne obrazy ani portrety. Cały korytarz był pusty. Tak jak wszystkie główne pomieszczenia w zamku, jak się później przekonała. Jedynie pojedyncze pokoje były urządzone przytulniej, na przykład ten, w którym się obudziła. Puste, szare ściany sprawiały wrażenie zimnych, smutnych; atmosfera panująca w zamku była ponura. Wręcz czuło się czarną magię, która znajdowała się w każdym zakątku tego dworku.
Szły labiryntem korytarzy i pomieszczeń przez kilka minut, a Hermiona rozglądała się wokół z ciekawością. W pewnym momencie przystanęły przed ogromnymi ciemnymi drzwiami, które wyglądały niczym wrota do innego świata. Mrocznego świata. Dziewczyna zdziwiona spojrzała drzwi. Nie miały żadnej klamki ani nawet kołatki.
— Tutaj jest jadalnia. Wszyscy już na nas czekają. — powiedziała Narcyza. — Jesteś gotowa?
— Chyba tak — powiedziała Hermiona i przełknęła nerwowo ślinę. Narcyza położyła swą szczupłą dłoń na drzwiach, a one otworzyły się powoli, ukazując wnętrze pokoju, który się za nimi skrywał.
Nie, to nie był pokój. To była wręcz sala balowa. Ogromne pomieszczenie z sufitem w kształcie kopuły, ściany w ciemnym odcieniu szarości, ogromny żyrandol ze świecami, wiszący nad stołem długim na około pięćdziesiąt osób. I chyba tyle osób przy nim właśnie siedziało.
Kilkadziesiąt par oczu wpatrywało się w nią i w panią Malfoy. Lecz przeważnie w nią. Poczuła, że się rumieni, więc speszona spuściła wzrok na swoje czarne buty. "Weź się w garść" krzyknęła do siebie w myślach. Więc zebrała się w sobie i przywdziała na twarz maskę, po czym śmiało spojrzała na wszystkich. U szczytu stołu siedział Czarny Pan. Spoglądał na Hermionę z mrocznym uśmiechem, przez co dziewczynę przeszedł dreszcz.
— Moi drodzy. Proszę, przywitajcie córkę Bellatrix, Revati Lestrange, znaną wszystkim pod imieniem Hermiona. Panna Lestrange dołączyła do nas wczoraj i stała się lokatorką tego domu. Mam nadzieję, że pójdzie w ślady swojej matki. — Mówiąc to ciągle patrzył na dziewczynę. Nie spuszczał z niej swych krwistych oczu. Hermiona unikała tego jadowitego spojrzenia, spoglądając po zdziwionych twarzach Śmierciożerców. Wszyscy wiedzieli, że Bellatrix straciła córkę ponad czternaście lat temu. Jakim cudem się odnalazła? Każdy zadawał sobie to pytanie. Hermiona poczuła, że Narcyza, która przez cały czas stała krok za nią, lekko popchnęła ją w stronę stołu. Wolne były tylko dwa miejsca. Najwyraźniej wszyscy czekali tylko na nie.
Pani Malfoy usiadła obok swojego męża, natomiast Hermiona podeszła do miejsca obok swojej matki. Usiadła na krześle wyprostowana niczym struna. Jej miejsce znajdowało się niedaleko Czarnego Pana. Nic dziwnego, przecież jej matka była jedną z jego najbliższych sług. Nadal wszystkie spojrzenia były skierowane na nią, jednak starała się nie zwracać na to uwagi.
Bellatrix odwróciła się do niej, zmierzyła spojrzeniem czarnych oczu, po czym ponownie zwróciła się w stronę Czarnego Pana.
— Częstujcie się — syknął Mroczny Władca, gdy na stole pojawiło się jedzenie. Hermiona spojrzała na swój talerz, lecz pomimo apetycznego wyglądu potrawy wiedziała, że zje tylko kilka kęsów. Miała ściśnięty żołądek ze stresu. Sięgnęła po srebrny widelec, by choć spróbować łososia, który znajdował się na jej talerzu, ale poczuła na sobie czyjeś spojrzenie na swoim lewym profilu. Odwróciła się do swojego sąsiada i spojrzała w pewne stalowe tęczówki.
*********************************
Witam ponownie! Cieszycie się, że znów się spotykamy? :)
Przepraszam za ewentualne błędy, ponieważ pisałam szybko, a poza tym nie mam jeszcze bety.
Proszę o komentarze! Nawet nie wiecie, jak wasze opinie motywują do dalszego pisania!
Nie wiem, kiedy kolejny rozdział. Najpierw muszę zająć się następną notką na mój drugi blog - Obliviate. O wszystkim będę informować w zakładce "Prorok Codzienny" oraz na mojej stronie i Asku.
A teraz do zobaczenia, kochani!
Buziaki! ;***
Bellatrix <3