sobota, 12 września 2015

Zawieszenie

Witajcie.
Tak, dobrze przeczytaliście tytuł posta: zawieszam blogi. Crucio oraz Obliviate, oba.
Tak się składa, że mam parę problemów - szkoła, dom, etc. Dlatego muszę odpocząć od pisania. Nie bójcie się, nie na długo. Będzie to trwało miesiąc, może dwa... Nie wiem, ale postaram się wrócić jak najszybciej. Obiecuję! Z ręką na sercu. Po prostu teraz potrzebuję czasu, co, mam nadzieję, pomoże mi w dalszym tworzeniu. Proszę, nie gniewajcie się...
Zawsze możecie do mnie napisać na fb oraz na asku. Staram się jak najszybciej odpowiadać, ale powiem szczerze, że lepiej dla mnie i dla Was będzie, jeśli będziecie pisać na facebooku - większe prawdopodobieństwo, że szybko zobaczę waszą wiadomość.
Tutaj macie linki:
Bellatrix na Facebooku
Bellatrix na Ask.fm

Pozdrawiam!
Tysiące buziaków dla Was! ;******* 
Bellatrix 

wtorek, 18 sierpnia 2015

Rozdział 8

Rozdział dedykowany kochanemu Goferkowi! Strasznie mi pomogłaś, wielkie dzięki <3

*********************************


Szaleńczy śmiech rozbrzmiał przed ich domem, a po chwili w dach budynku uderzyło zaklęcie, niszcząc jego część. Dachówki posypały się wokół, uderzając o ściany, wpadając przez dziurę do środka oraz spadając na ziemię w ogródku. I kolejne zaklęcie, tym razem trafiło w jedno z okien na piętrze, tłukąc szkło na miliony kawałków. Krzyki Ginny i Molly pomieszały się z tym okropnym, złowieszczym śmiechem szaleńca. Szalonej śmierciożerczyni. 
Wypadli przed dom, wszyscy. Remus Lupin na czele, za nim Nimfadora oraz Artur. Przy samych drzwiach stał Harry, a wraz z nim Ron, Ginny oraz pani Weasley. Wszyscy przyglądali się z przestrachem i złością czarnym smugom krążącym wokół ich domu. W pewnym momencie jedna z nich odłączyła się od reszty i zbliżyła do lokatorów tej rudery. W ślad za smugą czarnego dymu, która krążyła wokół nich niestrudzenie, śmiejąc się bez końca, podążał ogień. Zatlił się na suchej trawie i rozprzestrzenił, tworząc niezamknięty jeszcze krąg.
Dym nagle zatrzymał się przed członkami Zakonu i osiadł na ziemi, ukazując postać Bellatrix Lestrange. Nie miała na sobie maski, jaką zwykle nosili słudzy Czarnego Pana. Kobieta uśmiechnęła się złowieszczo i wybiegła ze śmiechem z ognistego kręgu, zanim ktokolwiek rzucił w jej stronę jakiekolwiek zaklęcie. Pierwszy oprzytomniał Harry Potter. Rzucił się w bieg za czarownicą, nie zważając na okrzyki Remusa i Molly. Przedzierał się przez wysokie, suche trawy okalające Norę, nieświadom tego, że w ślad za nim podążyła Ginny Weasley, wymykając się rodzicom, nim ktoś z dorosłych zdążył ją złapać. Tuż za nią zamknął się krąg ognia, odgradzając dwójkę nastolatków od członków Zakonu. Chwilę miało potrwać, nim dorośli czarodzieje ugaszą magiczny pożar...
– Zabiłam Syriusza Blacka, ha-ha! – Chłopak podążał za tym szalonym głosem, kierując się chęcią zemsty. To ta kobieta zabiła jego jedyną rodzinę, jego ojca chrzestnego! Musiała za to zapłacić.
– Harry! – usłyszał chłopak za sobą. Ginny. Co ta głupia dziewczyna zrobiła? Naraziła się na takie niebezpieczeństwo! To jego walka!
Nad głową słyszał świsty czarnych smug lecących w stronę Nory. Musiał wybrać. Zemsta czy Ginny?
W jednej chwili odwrócił się i pobiegł z powrotem, do dziewczyny.
– Ginny! – krzyknął, by rudowłosa wiedziała, gdzie on jest, ale także po to, by wiedzieli to śmierciożercy. Musiał odwrócić od niej uwagę napastników.
Usłyszał odgłos stóp uderzających w biegu o ziemię oraz szelest towarzyszący przedzieraniu się przez wysokie trawy. Gdzieś przed nim, pośród traw, mignęły mu rude włosy. Już niedaleko!
Już ją widział. Ulgę na jej twarzy, gdy go zauważyła, gdy zobaczyła, że nic mu nie jest, że żyje. Uśmiech na jej pięknych ustach. Marchewkowe włosy powiewały w biegu, podskakując w rytm jej kroków. Wyciągnęła rękę przed siebie, choć od chłopaka dzieliło ją wciąż kilkadziesiąt metrów.
Wszystko przerwał śmiech. Bellatrix pojawiła się między nimi niespodziewanie, śmiejąc się szaleńczo, jak na nią przystało. Nim Harry zdążył cokolwiek zrobić, krzyknąć, machnąć różdżką, ona już rzucała to jedno jedyne zaklęcie na dziewczynę. Zielony promień pomknął w stronę Ginny, a rudowłosa zdążyła tylko rzucić ostatnie spojrzenie chłopakowi.
– Harry, kocham cię! – krzyknęła jeszcze i w tym samym momencie zaklęcie trafiło ją w pierś, powalając na ziemię. Martwą.
– Ginny! Nie! – wrzasnął chłopak, czując, jak ogarnia go nieopanowana furia.
– Słodko – zadrwiła czarownica, uśmiechając się ironicznie.
– Nienawidzę cię! – Harry zaatakował wiedźmę, ale kobieta bez problemu odbiła zaklęcie, obracając się w miejscu i unosząc się szybko w postaci czarnego dymu.
– Widzimy się wkrótce, Potter! – usłyszał jeszcze, po czym Bellatrix zniknęła mu z oczu. W ślad za nią podążyła reszta śmierciożerców po wykonaniu swego zadania. Harry podbiegł do ciała Ginny i upadł na kolana, zanosząc się niepohamowanym płaczem Objął jej nieruchome ciało ramionami i ułożył głowę na jej brzuchu, mocząc łzami koszulę nocną dziewczyny. Spazmatyczny szloch wstrząsał całym jego ciałem.
W takim właśnie stanie znaleźli go po niedługim czasie pozostali. Molly upadła na kolana obok Harry'ego, tak jak on zanosząc się płaczem. Złapała twarz martwej córki w dłonie, błagała ją, by otworzyła oczy, modląc się, aby tak się stało. To nie mogła być prawda. Jej słodka, cudowna, od dawna upragniona córka nie żyła!
Artur stał nad żoną oniemiały, z bólem patrząc na rozgrywającą się scenę. To samo inni. Ron nie wiedział, co zrobić. Łzy po cichu wypłynęły z jego oczu, zalewając twarz. Poczuł na swoich barkach czyjeś drobne dłonie. Odwrócił się, by zobaczyć zasmuconą twarz Nimfadory, która chciała go pocieszyć. Remus stał za kobietą, zasłaniając dłonią swą poznaczoną bliznami twarz.
– Taka młoda, niewinna – mruczał pod nosem cicho, aby nikt go nie usłyszał.
W końcu ruszyli w stronę domu, a raczej resztek, jakie z niego zostały po ataku śmierciożerców, transportując ciało dziewczyny za pomocą zaklęcia lewitującego. Rude włosy Ginny powiewały na wietrze, układając się wokół jej głowy niczym ognista aureola. Harry szedł obok niej, trzymając jej zimną dłoń, patrząc na nieruchomą twarz. Po policzkach nadal spływały mu łzy. Molly podążała przytulona do męża, płacząc w jego szatę.
Jedyne, co im teraz pozostało, to lament oraz płacz. I strach.

~*~

– Nie! – szepnęła Hermiona, potrząsając gwałtownie głową, co wprawiło w ruch brązowe loki. Kosmyki włosów opadły na twarz dziewczyny, ale ona nie zwracała na to uwagi. Ba, nawet tego nie widziała. Zaszkliły jej się oczy, otoczenie rozmazało. Patrzyła na wszystko jakby przez mgłę.
Blaise nie wiedział, co teraz zrobić. Przytulić dziewczynę, zostawić ją samą? Jego przyjaciółki rzadko płakały, a jeśli już, robiły to we własnych pokojach. W każdym razie nigdy nie widział ich płaczących. A Hermiona w ciągu kilku dni zdążyła się rozpłakać kilka razy! Co on miał teraz zrobić? Jednak dziewczyna sama zdecydowała.
– Ty...! Ty obrzydliwcu! Ty w tym brałeś udział! Pomogłeś w tym! Zostaw mnie, odejdź ode mnie, potworze! Ja... Chcę zostać sama, ani mi się waż mnie szukać! – wykrzyczała mu prosto w twarz, po czym jak burza wybiegła z pokoju, trzaskając drzwiami.
Chłopak zrezygnowany usiadł na kanapie, wpatrując się smutnym wzrokiem w drzwi. Ciężko ją teraz będzie przekonać...
Hermiona zbiegła po schodach najszybciej, jak umiała, by znaleźć się jak najdalej od Blaise'a, od wszystkich.
Nowa rodzina, przyjaciele, dom. Wcześniej te słowa kojarzyły jej się tylko z ciepłem, miłością i bezpieczeństwem. Teraz zaczęła odkrywać nowe znaczenia tych wyrazów. Strach, ciemność, ciągły nadzór i śmierć. To ostatnie wisiało w powietrzu w tym budynku. Wspomnienie Ginny... O ile Hermiona jeszcze nie zetknęła się ze śmiercią człowieka, to wiedziała, że prędzej czy później będzie miała krew niewinnych na swych dłoniach. Niezmywalną czerwień, która zostanie jej prześladowcą do samego końca. Już teraz ją miała, choć nie dosłownie. Wręcz czuła metaliczny zapach krwi rudowłosej dziewczyny w nozdrzach i lepkość szkarłatu na rękach. Hermiona nie mogła się pozbyć tego uczucia, więc biegła przed siebie szybciej i szybciej. Pędziła, ile sił w nogach, nie zwracając uwagi na nic. Chciała tylko uciec od smrodu śmierci i cierpienia. I poczucia winy. Ale od niego uciec nie mogła...

Otworzyła oczy, rozglądając się gwałtownie. Siedziała skulona w kącie jakiegoś pomieszczenia. Kolana podciągnęła pod brodę, oplatając je mocno ramionami. Przez otwarte okno wpadały promienie słoneczne oraz wiatr, poruszając długą krwistoczerwoną zasłoną. Ten kolor przykuł jej uwagę. Dusił ją, przygniatał. Znów poczuła lepkość krwi na palcach i jej zapach w nozdrzach. Mieszał się z zapachem książek i pergaminu, tworząc nietypową woń, którą zapamięta do końca życia. Wbiła paznokcie we wnętrze swych dłoni, zostawiając ślady w kształcie czerwonych półksiężyców. Imię przyjaciółki obijało jej się w głowie, tak samo jak jej głos i uroczy śmiech. Wszystko kotłowało się w czaszce Hermiony, więc dziewczyna, nie panując nad sobą, uniosła ręce i wplotła je w swoje brązowe loki. Zacisnęła dłonie na włosach i mocno szarpnęła, krzycząc, piszcząc, dusząc się od szlochu.
Ciągnęła się za loki, wręcz wrzeszcząc z bólu, tłumiąc ten odgłos poprzez przygryzanie materiału swojej szarej bluzki. Łzy płynące z jej oczu skapywały na kolana dziewczyny oraz na drewnianą, ciemną podłogę.
W takim właśnie stanie znalazł ją Draco Malfoy. Cicho wszedł do biblioteki i potrząsnął smętnie głową na widok dziewczyny. Westchnął nawet, co nieczęsto mu się zdarzało. Widok płaczących nowicjuszy zawsze budził w nim wspomnienia. Godziny spędzone na zadręczaniu się, chowanie po opuszczonych zakątkach Malfoy Manor po kolacjach, podczas których Czarny Pan ze swymi poplecznikami świętował kolejne triumfy. Dni, które wydłużały się na zastanawianiu nad ideami Voldemorta. Przez miesiące każda minuta, a nawet sekunda stawała się nie do zniesienia. Był tam samotny, pusty, przerażony. Jakby jego dusza wyszła na długi spacer, pozostawiając ciało i umysł bez słowa.
To tylko rok, a tak bardzo wyrył mu się w pamięci. A tak naprawdę jego męki trwały tylko przez okres poprzednich wakacji oraz świąt, ponieważ resztę czasu spędzał w szkole. Kto by pomyślał, że przez ten krótki okres mogło się tyle wydarzyć w życiu chłopaka?
Znał ból Hermiony, ale wiedział, że nie ma ona czasu na zamartwianie się i zastanawianie. Nikt nigdy nie miał. I ktoś powinien ją o tym uświadomić.
– Lestrange.
Na dźwięk jego głosu dziewczyna drgnęła, uciszając się trochę, lecz stłumione łkanie nadal wydobywało się z jej gardła. Jej oczy rozszerzyły się i chłopak miał wrażenie, że chciała jeszcze bardziej wcisnąć się w kąt. Podszedł kilka kroków, ale nie spotkało się z to z pozytywną reakcją dziewczyny.
– Idź stąd. Zostaw mnie – powiedziała cicho, a on wyczuł w jej głosie strach.
– Zaraz śniadanie, a jeśli nie przyjdziesz i nie będziesz miała jakiegoś odpowiedniego wytłumaczenia, zostaniesz potraktowana Cruciatusem. A tego, uwierz mi, nie chcesz.
– Moja przyjaciółka została zabita. To chyba wystarczająco poważny powód – wybąkała, wpatrując się w podłogę.
– Gdzie indziej może i owszem, lecz nie tutaj.
Hermiona jeszcze bardziej spuściła głowę, a splątane loki zasłoniły jej twarz. Draco stał przez chwilę, wpatrując się w nią, aż w końcu przykucnął przed nią, a ona podniosła na niego przestraszone i załzawione oczy.
– Słuchaj, Lestrange. Przykro mi z powodu śmierci twojej koleżanki. Nie zrobiła nic, by zasłużyć na to. Po prostu była po złej stronie. Nie patrz tak na mnie. Nie widziałaś jeszcze wszystkiego, ale ja owszem i jestem pewien, kto wygra, czy tego chcemy, czy nie. Musisz zacisnąć zęby i robić, co ci każą, inaczej zginiesz. Chcesz tego? - Wpatrywał się w nią swoimi stalowymi oczami, aż opuściła głowę, utwierdzając go w oczywistym przekonaniu, iż nie chce umrzeć. – Więc teraz się zbieraj, bo na śniadaniu powinnaś wyglądać, jakby cię ta sprawa w ogóle nie ruszała. Jasne?
Złapał Hermionę  za ramię i postawił do pionu. Zachwiała się lekko, a on pomógł jej utrzymać równowagę. Jedną dłonią przytrzymywał brązowowłosą za łokieć, drugą położył na plecach dziewczyny. Wyczuł, że pannę Lestrange przeszedł  dreszcz z powodu jego dotyku i cała się spięła, lecz postanowił to zignorować. Nie czas teraz na nienawiść.
Wyszli z biblioteki po cichu, by nie zwrócić na siebie niepotrzebnie uwagi. Dziewczyna ocierała wolną ręką łzy, które mimo wszystko wciąż wypływały z jej oczu. Ginny nie żyje! Choć bardzo chciała, nie potrafiła przestać o tym myśleć. Draco rzucił tylko spojrzenie w jej stronę i wywrócił oczami. Czekała ją jeszcze długa droga, nim nauczy się panować nad emocjami.
– Malfoy, skąd wiedziałeś, gdzie mnie szukać?
Zdziwił się, gdy usłyszał jej cichy głos. Nie spodziewał się tego.
– Nie wymagało to zbyt wielkiej dedukcji. Ty i biblioteka to jedność. Logiczne, że nawet nie panując nad sobą, udałaś się do swej świątyni spokoju.
Pokiwała głową, ale więcej się nie odezwała. Szli w ciszy na ich piętro i, o dziwo, nie spotkali po drodze nikogo. Cóż za szczęście. Kiedy stanęli przed pokojem dziewczyny, Draco puścił ją i odsunął się.
– Mam przeczucie, że gdy wejdziesz do tego pokoju sama, ponownie się rozkleisz i nie wyjdziesz stąd. Aby temu zapobiec, będę ci towarzyszył i pilnował czasu. Nawet nie myśl o tym, aby protestować. – Otworzył drzwi i przepuścił Hermionę w przejściu. Dziewczyna zamruczała coś pod nosem, ale posłusznie weszła do pokoju, unosząc głowę. Blaise'a nigdzie nie było, najwyraźniej opuścił jej pokój zaraz po tym, jak ona z niego wybiegła. Zasępiła się. Powiedziała chłopakowi naprawdę niemiłe rzeczy, mimo iż on wcale nie był winny tej tragicznej sytuacji. Robił to, co musiał.
– Do śniadania mamy dwadzieścia pięć minut. W ciągu piętnastu masz się ogarnąć. No dalej - pospieszał ją Draco, siadając wygodnie na fotelu i wpatrując się w nią natarczywie, by wreszcie się ruszyła.
Hermiona odwróciła się i weszła do swojej łazienki. Odkręciła kurek kranu, nabrała wody w dłonie i przemyła zimną cieczą twarz. Przyniosło to ulgę jej rozpalonym policzkom i zapłakanym, opuchniętym oczom. Powtórzyła tę czynność kilkakrotnie i spojrzała w lustro. Strużki wody spływały po jej czole, nosie, policzkach, brodzie i skapywały do umywalki. Opuchnięte od płaczu wargi, czerwone oczy, nos oraz policzki. Jak ona miała się tego pozbyć? Wciąż miała opory przed używaniem magii, od kiedy przypomniała sobie o namiarze. Może i tutaj był niewykrywalny, ale ona wciąż pozostawała tą samą Hermioną z zasadami. Jedyny sposób to po prostu czekanie, aż jej skóra przybierze normalny odcień, oczy także. Z opuchniętymi powiekami potrwa to dłużej...
Sięgnęła po szczotkę do włosów i zabrała się za rozczesywanie swoich skołtunionych loków. Chociaż tyle mogła zrobić, by choć w pewnym stopniu poprawić swój wizerunek. Wiedziała, że Malfoy jej nie odpuści. I wiedziała także, że chłopak miał rację.
W ciszy wyszli z jej pokoju, kierując się w stronę jadalni. Ona szła z opuszczoną głową, on jak zwykle prezentował się nienagannie. Ubrany był w czarną koszulę z rękawami podwiniętymi do łokci, co zdziwiło Hermionę, która rzucała ukradkowe spojrzenia na jego lewe przedramię. Puste.
"A więc jeszcze nie jest śmierciożercą", pomyślała dziewczyna z niemałą ulgą.
– Dopiero mnie to czeka - powiedział cicho Draco, pesząc Hermionę, która była pewna, że chłopak nie zauważył, gdzie spoczywa jej wzrok. Wbiła spojrzenie w podłogę. – Ciebie zresztą też. Nie ma sensu tego ukrywać.
Dziewczyna prawie się potknęła o własne nogi, gdy to usłyszała. Był on pierwszą osobą, która wypowiedziała jej obawy na głos. Jednak nie odpowiedziała nic chłopakowi z obawy, że zdradzi ją drżenie głosu. Resztę drogi przeszli w całkowitej ciszy.

Gdy weszli razem jadalni, wiele osób zwróciło głowy w ich stronę. Hermiona nie zatrzymała się, a ruszyła do swojego krzesła z uniesioną głową, nie spoglądając na nikogo. Wciąż miała zaczerwienione oczy, ale nie ukrywała tego. Dumnie podeszła do swojego miejsca, tak jak radził jej przed wejściem Malfoy, za co w myślach właśnie mu dziękowała. Gdyby weszła tu z opuszczoną głową, zawstydzona, wszyscy stwierdziliby, że jest słaba, podatna na wpływy oraz, oczywiście, emocje. Teraz, mimo cierpienia, jakie ją spotkało, wyglądała na silną. Wcale się tak nie czuła, lecz nikt inny nie musiał tego wiedzieć.
Z gracją usiadła na swoim miejscu, kiwając głową na powitanie swej matce oraz kilku innym osobom. Jednak nikomu nie patrzyła w oczy, omijała spojrzenia innych. Nawet własnej Bellatrix. Miała ochotę rozszarpać kobietę na oczach wszystkich. Zadać jej ból, by zapłaciła za śmierć niewinnej dziewczyny. Draco zajął krzesło obok dziewczyny, tak jak zwykle. Hermiona widziała, że większość osób złowieszczo się uśmiechała, zadowolona. Zapewne powodem ich nastroju była wieść o śmierci przyjaciółki Harry'ego Pottera. W dziewczynie zawrzało. Jak można się cieszyć ze śmierci jakiejś osoby?!
– Częstujcie się - powiedział Lucjusz Malfoy, a na stole pojawiło się jedzenie. Hermiona sięgnęła po misę z jajecznicą i nałożyła jedzenie na swój talerz. Pozwoliła sobie jeszcze na poczęstowanie się tostem z wędzonym łososiem, ale to wszystko, ponieważ wiedziała, że nie da rady za wiele przełknąć. Bolała ją głowa, żołądek zacisnął się w ciasny supeł, ale musiała coś, cokolwiek, zjeść. By stwarzać pozory.
Jak zwykle posiłek minął w posępnej, ponurej atmosferze. Choć i tak obecni pozwolili sobie na przyciszone rozmowy. Gdyby był tu Czarny Pan, wszystko wyglądałoby inaczej. Hermiona miała nadzieję, że on nie wróci zbyt szybko.
Gdy tylko wszyscy wstali od stołu, Bellatrix złapała dziewczynę za ramię.
– Przyjdź za dwadzieścia minut do gabinetu na pierwszym piętrze. Trzecie drzwi po prawej. – Puściła rękę córki i szybko wyszła z jadalni, wprawiając czarne materiały sukni w szalony taniec.
Hermiona wzdrygnęła się i gwałtownie nabrała powietrza ze strachu. ,,Tylko spokojnie", pomyślała. ,,Nic ci się nie stanie." Jednak nie była tego taka pewna. W myślach przeklinała dzień, kiedy dowiedziała się prawdy od profesora. Niech to szlag, strasznie się bała.
Szybko weszła do swojego pokoju i zamknęła za sobą drzwi. Podeszła do łóżka i przystanęła. Z powrotem znalazła się przy drzwiach, ale wcale nie chciała wychodzić. Znów postąpiła kilka kroków do łóżka, tym razem na nim usiadła, jednak nie na długo. Nie mogła znaleźć sobie miejsca. Natychmiast poderwała się i poszła do łazienki. Oparła dłonie o umywalkę i spojrzała w lustro. Denerwowała się spotkaniem sam na sam ze swoją matką. Osobą, która zabiła jej przyjaciółkę. Jak ona teraz mogła w ogóle na nią patrzeć? Brzydziła się nią. Najchętniej rzuciłaby się na kobietę, pomściła Ginny. Kochaną, zawsze roześmianą Ginny.
Zostało tylko dziesięć minut. Oznaki wcześniejszego płaczu już zeszły z jej bladej twarzy, więc nie musiała się martwić o swój wygląd. Teraz miała większe zmartwienia na głowie.

~*~

– Wejść!
Hermiona posłusznie pchnęła drzwi i weszła do pomieszczenia. Widziała ten gabinet po raz pierwszy. Ściany pokoju miały barwę dojrzałej wiśni, a zasłony w oknach i ramy obrazów kontrastowały z tym kolorem, połyskując srebrem. Ciemna, drewniana podłoga została przykryta dużym, tkanym i zapewne kosztownym dywanem. Promienie przedpołudniowego słońca wdzierały się przez szyby, rażąc jej oczy. W gabinecie znajdowała się już Bellatrix, obok niej zasiadał Marcus Nott, a także Lucjusz oraz Narcyza Malfoy. Byli tu także młodzi: Draco i Teodor. Dorośli raczyli się jakimś wykwintnym krwistoczerwonym trunkiem, sącząc napój z kryształowych kieliszków, natomiast jej rówieśnicy jedynie siedzieli z boku i obserwowali otoczenie.
Teraz wzrok wszystkich utkwiony był w niej .
– Wreszcie jesteś, Hermiono – powiedziała mrukliwie Bellatrix. - Czekaliśmy już tylko na ciebie.
Dziewczynę przeszedł dreszcz. Przecież nie spóźniła się, przyszła nawet kilka minut przed czasem. Nie przyzwyczaiła się do różnych niewypowiedzianych na głos reguł jej matki i nie wiedziała, czy kiedykolwiek będzie w stanie spełnić wszystkie jej oczekiwania.
– Siadaj tutaj. – Hermiona posłusznie zasiadła na wskazanym jej fotelu, prostując się, jakby połknęła kij.
– Czy Czarny Pan wie o skutkach waszej misji? – spytał Marcus, kontynuując przerwaną przez przybycie Hermiony rozmowę.
– Został powiadomiony o całym zajściu jeszcze przed śniadaniem. Dostaliśmy już od niego kolejne rozkazy – odpowiedziała Bellatrix, spoglądając spod lekko przymrużonych powiek na córkę. Dziewczynę przeszedł dreszcz.
– Na czym będzie polegała następna misja?
– Ach, to tylko... zadanie rozpoznawcze. Tak, można to tak nazwać. –  Bellatrix uśmiechnęła się pod nosem.
– Rozpoznawcze? Hmm, no dobrze. Na czym będzie ono w takim razie polegało?
– Musimy się dowiedzieć paru rzeczy. I potrzebujemy do tego młodych.
– Dracona i Teodora? – domyślił się Lucjusz, kiwając ręką w stronę swojego syna i jego kolegi.
– Oczywiście. Dlatego właśnie tu są. – Czarownica odwróciła się w stronę Hermiony, a dziewczyna otworzyła szeroko oczy.
– Hermiona także została do tego wyznaczona – powiedziała Bellatrix, uśmiechając się w stronę trójki młodych czarodziejów.



*********************************

Witajcie, witajcie, witajcie! *zaleciało troszkę Effie z Igrzysk Śmierci xD*
Wreszcie pojawiam się z nowym rozdziałem. Nie jest długi, ale czasami muszą być takie notki. Raz dłuższe, raz krótsze.
Przepraszam, że tak długo musieliście na niego czekać, ale w lipcu zdecydowałam się pójść do pracy, co całkiem mnie wymęczyło. Popołudniami nie miałam siły nawet myśleć o pisaniu. Ale teraz, w sierpniu, byłam nad morzem, gdzie odpoczęłam i dzięki temu powróciła do mnie wena.
Jak napisałam wyżej, dziękuję Gofrowi, bo gdyby nie ona, rozdział nie byłby taki, jaki jest! <3
A teraz czas zabrać się za rozdział na Obliviate!
Proszę o komentarze, bo ona bardzo motywują!
Buziaki ;***
Bellatrix


sobota, 13 czerwca 2015

Miniaturka 2: Odgłosy

Tę miniaturkę dedykuję mojemu Żelkowi <3 Masz, kochana ;*

*********************************


Zapach zgnilizny, skał, metalu i moczu towarzyszył jej od dawna. I ciemność. O tak, ciemność była jej największym... Wrogiem czy przyjacielem? Sama nie potrafiła stwierdzić. Siedziała pod chropowatą, zimną ścianą zwinięta w kłębek i wsłuchiwała się w odgłosy dochodzące do jej uszu. To było jej jedyne zajęcie. Mogła jeszcze obgryzać paznokcie, ale to już nie przynosiło jej ulgi. Zostało tylko słuchanie. Żyła odgłosami, dźwiękami.
Najczęściej słychać było ciszę. Była ona tak ciężka, tak przytłaczająca... a jednocześnie przynosząca ulgę. Ponieważ oprócz ciszy można było usłyszeć odgłosy innych więźniów z dalszych części więzenia. A one były gorsze od wszechobecnej pustki. Jęki, krzyki z bólu. Przyprawiały ją o gęsią skórkę za każdym razem. Ale to i tak nie było najgorsze.
Najgorsze były odgłosy wydawane przez gwałcone osoby. Tak. To było zdecydowanie najgorsze. W takich momentach siadała z podkurczonymi nogami i zaciskała ręce przy uszach tak mocno, jakby zamierzała zgnieść sobie czaszkę. A to mimo wszystko nie pomagało.
W takich momentach śpiewała. Zaczynała od nucenia pod nosem jakiś zwykłych melodii, kończąc na śpiewaniu konkretnych piosenek. Wszystko, byle nie słyszeć tych dzwięków. Chociaż wiedziała, że ona sama takie wydaje.
O tak, była gwałcona, i to dość często. Tak naprawdę nie mogła narzekać na samotność, ponieważ przez jej celę przewijały się tłumy. Młoda, jako tako kształtna. I do tego On kazał ją ukarać, więc jego słudzy powiązali przyjemne z użytecznym. Nie było tygodnia, by się nie pojawili. Wchodzili do jej celi, by sobie ulżyć. By ją skatować, odebrać jej resztki szacunku do siebie. Człowieczeństwa.
Była jak zwierzę, potępiona za swe istnienie. Żyła ułamkami sekund lub całymi dniami. Bez różnicy. Nie było już dla niej ratunku.
Chrzęst butów.
Grzechot kluczy.
Szczęk zamka.
Plusk kropli spadającej ze skały.
Trzask zamykanej kraty.
Splunięcie.
Chrzęst butów. Ponownie.
Szelest odzieży.
– Teraz się zabawimy.

~*~

Zostawił ją. Jak nic nie wartą szmatę. Bo tym właśnie dla nich była. Brudne ścierwo, które służy do wyżycia się na nim. Do odreagowania złości.
Powoli podniosła się z chropowatej podłogi i sięgnęła po swoje podarte dżinsowe spodnie oraz bluzkę, kiedyś białą, teraz prawie czarną, rozerwaną na pół. Bielizny nie miała. Była tylko dodatkową barierą, niechcianą przez Nich barierą do jej ciała. Ubrała się i z powrotem przysunęła do ściany, podciągając kolana pod brodę. Teraz przyszło jej czekać na kolejny dzień, kolejną osobę, która zechce ją zeszmacić jeszcze bardziej.
Po jej brudnym policzku spływały łzy. Tak jak za każdym razem.

~*~

Chrzęst butów.
Jęk.
Uderzenie.
I kolejne.
Głuche stęknięcie.
Grzechot kluczy.
Szczęk zamka.
Skrzypienie zawiasów.
Upadek jakiegoś ciała na posadzkę.
Kopniak.
Jęk.
Chrzęst butów.
Trzask kraty.
Ponowny szczęk zamka.
Odgłos oddalających się kroków.

~*~

Szelest obok niej.
I kolejny.
Ktoś przesuwał się po posadzce w celi obok. Po jej lewej stronie. Ktoś nowy. Bezszelestnie zmieniła pozycję, przysunęła się bliżej dźwięku.
Szloch.
– Boże, jeśli jesteś, jeśli mnie słyszysz, proszę, zabierz mnie stąd. Czym zasłużyłem na to? Czy zgrzeszyłem na tyle, by teraz cierpieć męki? Uczyniłem w życiu wiele złych rzeczy, jednak wszystkich żałuję. Ale nigdy nie podążałem ścieżką ciemności. Dlaczego tak mnie karzesz? Panie, ty wiesz o mnie wszystko. Wiesz, jak bardzo żałuję wszystkich złych postępków. Nie umiałem czynić dobra. I nie mogłem. Wybacz mi, proszę. Jeśli mnie słyszysz, nie potępiaj mnie.
Słuchała tego, opierając głowę o nierówną, kamienną ścianę.
Znała ten głos. Jego właściciel był ostatnią osobą, jakiej się tu spodziewała. Siedział najwyżej metr od niej, nieświadomy jej obecności. Dzieliła ich jedynie gruba, żelazna krata.
– Malfoy? - Zdziwiła się, słysząc swój głos. Nie poznała go. Ledwo wymówiła te słowa ze swojego opuchniętego, chorego gardła.
Gwałtowny ruch.
Szelest odzieży.
– Granger? - Ale on poznał.
Przycisnęła twarz do zimnego metalu, on także się przysunął. W ciemności wyciągnął rękę i po omacku znalazł jej policzek. Opuszkami wilgotnymi od swoich łez dotykał jej skóry, jakby chciał sprawdzić, czy to na prawdę ona.
– Jak długo tu jesteś? - spytał, przejeżdżając dłonią po jej skołtunionych włosach i zatrzymując się na podbródku.
– Nie wiem - wychrypiała. - Straciłam rachubę.
– Co oni ci zrobili? - spytał przerażony, gdy jego palce dotknęły licznych ran na szyi, twarzy i dekolcie Hermiony. Głębokich, wilgotnych, jakby sączyła się z nich ropa.
– Wszystko.

~*~

– Dlaczego tutaj trafiłeś? Przecież...
– Przecież stałem po ciemnej stronie, prawda? To tylko złudzenie, tylko maska. Nigdy nie służyłem Jemu. Byłem szpiegiem.
– Od kiedy? - spytała zszokowana.
– Od zawsze.

~*~

– Jak to się stało, że cię złapali?
– Ukrywaliśmy się w lesie. Jego imię było tabu, ale Harry je wypowiedział, mimo ostrzeżeń Rona. Pojawili się szmalcownicy, nim zdążyliśmy odnowić bariery ochronne. Harry i Ron uciekli, a ja... Potknęłam się. Kazałam im uciekać, teleportowali się. A ja skończyłam tutaj. Gdzie ja jestem, tak naprawdę?
– W Carrow Castle. Mają większe lochy, więcej cel niż Malfoy Manor.

~*~

Chrzęst butów.
– Draco, cokolwiek teraz się ze mną wydarzy, nie odzywaj się. Nie wolno ci, jeśli chcesz mi jakkolwiek pomóc.
Grzechot kluczy.
Szczęk zamka.
Odsunęła się po cichu na drugi koniec celi, jak najdalej od Draco.
Trzask kraty.
Szelest ubrania.
Dźwięk rozsuwanego rozporka.
Mężczyzna postawił lampę z ogniem w środku na podłodze i spojrzał na Hermionę.
– To co, dziwko, gotowa na zabawę?

~*~

Wkroczył w świat Hermiony. Odczuwał go tylko i wyłącznie dźwiękami, zamykając oczy, by nie musieć widzieć tej scenerii.
Uderzenie.
Jęk dziewczyny.
Warknięcie.
Rozerwanie ubrania.
Pchnięcie dziewczyny na podłogę.
Obrzydliwe dzwięki katuszy.
Krzyki.
Jęki.
Krzyki.
Jęki.
Bał się, że zwymiotuje, ale obiecał jej. Obiecał w duchu.

~*~

– Nie zostało mi wiele czasu. Wiem to.
– Nie mów tak. Nie mów. Wojna się skończy, Harry Go pokona.
– Będę mówić, co chcę. A teraz stwierdzam fakt. Czuję się coraz gorzej. Te rany... Wdało się zakażenie. Może nawet już teraz mam posocznicę, kto wie.
Draco wyciągnął rękę i dotknął jej czoła. Rozpalone.
– Nie tak sobie wyobrażałam moją śmierć.
– A jak?
Hermiona zamyśliła się.
– Miałam nadzieję, że umrę we śnie. W miękkim łóżku, przykryta pościelą. Na biurku leżałby mój testament, w którym zapisałabym wszystko moim dzieciom i wnukom. W szafie wisiałaby specjalna suknia do trumny. Znasz mnie trochę. Zawsze lubiłam mieć wszystko zaplanowane.
Zapanowała między nimi cisza.
– Po prostu chciałam umrzeć utwierdzona w przekonaniu, że przeżyłam całe życie.

~*~

– Draco...
– Tak?
– Ja... Boli... Zimno...
Tym razem jej czoło znów było rozpalone. Jeszcze bardziej niż kilka dni temu.
– Nie mogę oddychać - wykrztusiła, szczękając zębami. - Wiem... że to koniec, ale... b-boję się...
– Zamknij oczy i pomyśl o wielkim domu z ogrodem. - Gdy spełniła jego polecenie, kontynuował: - W środku biegają dzieci, twoje wnuki. Spójrz, jedna dziewczynka ma włosy takie jak ty. Wielką brązową szopę. W rodzinie nic nie ginie. Te pociechy woła kobieta, na oko czterdziestoletnia. Twoja córka. Jest bardzo podobna do ciebie. Ten sam nos, usta i czekoladowe oczy. Jest tak samo piękna. W salonie siedzisz ty. Elegancka pani z siwymi włosami. Na twarzy zmarszczki od ciągłego uśmiechu. Emanujesz pewnością siebie i miłością. Mimo swego wieku nadal masz w sobie ujmujące piękno.
– A co z mężem? - zapytała, nie otwierając oczu. Pomimo cierpienia na jej ustach błąkał się lekki uśmiech.
– Nie potrafię go sobie wyobrazić, przepraszam.
– To ty. Opisz siebie.
– Mnie? - zszokował się.
– Tak. Tylko z tobą wyobrażam sobie teraz przyszłość. Proszę. Zrób to dla mnie. - Uniosła się na łokciach, próbując w ciemności dojrzeć jego twarzy. Oparła się plecami o ścianę, dłonią szukając jego twarzy. Był tak blisko. Złapał jej dłoń i złożył na niej delikatny pocałunek.
– Dziękuję.
– Nie masz za co, moja żono.
Hermiona uśmiechnęła się po raz ostatni.
Zmarła w ciągu kilku godzin, zostawiając Draco samego z myślami.
I odgłosami.


*********************************

Witajcie.
Jest pózno, bardzo pózno, więc powiem krótko.
Miniaturka powstała w ciągu 3 godzin, nawet nie wiem, jakim cudem. Nie jest idealna, ale jestem z niej cholernie dumna. Jejku, sama nie wiem dlaczego. Jest dokładnie taka, jaka miała być. Dla mnie idealna. Taki był plan i tak jest.
Dziękuję, że jesteście.
Jeśli czytacie - zostawcie komentarz. Taka jest zasada, prawda? ;3
Pozdrawiam, tysiące buziaków,
Bellatrix

czwartek, 11 czerwca 2015

Rozdział 7

Dedykuję te wypociny mojemu kochanemu Aydenowi, który bardzo mnie wspiera, pomaga, jest przy mnie i ogólnie jest cudowny. Dziękuję, Mój Drogi. <3

*********************************

Hermiona gwałtownie nabrała powietrza do płuc i szybko schyliła się, by podnieść kartkę. Jeszcze raz przyjrzała się pochyłym literom, szukając jakiejkolwiek podpowiedzi, co ma robić. Spojrzała na stos książek leżący obok niej i odłożyła skrawek papieru na stolik, a do rąk wzięła jeden z tomów. Szybko przekartkowała lekturę, szukając jakiejś informacji, kolejnej kartki. Nic, pusto. Następna książka. Pustka. W ciągu kilku minut przeszukała wszystkie tomy, jakie zabrała ze sobą, ale nic nie znalazła. Zaczęły ją boleć nogi od stania, więc przysunęła sobie krzesło i usiadła. Jeszcze raz wzięła do ręki grubą książkę, z której wypadła kartka. „Historia Hogwartu”. Jej ukochana książka! Podparła podbródek splecionymi dłońmi, łokcie oparła na blacie i wbiła wzrok w okładkę. Myśli biegły w jej głowie, robiąc kompletny chaos we własnym, już i tak poplątanym, świecie.
Ma być szpiegiem po ciemnej stronie.
Te dwa zdania zapisane na niewielkiej kartce potwierdziły jej wcześniejsze domysły. Przecież jeszcze tego ranka w jej głowie zrodziła się myśl, że to właśnie jest powód, dlaczego trafiła w to miejsce. Przecież Zakon nie pozwoliłby, aby zwykła dziewczyna trafiła do kryjówki Czarnego Pana. Nawet jeśli nie była zwykłą dziewczyną - w końcu okazała się być córką Bellatrix Lestrange - nikt o zdrowych zmysłach nie wysłałby jej bez powodu w to miejsce. 
Profesor Dumbledore wiedział, że Hermiona prędzej czy później sięgnie po swoją ulubioną książkę i znajdzie ten świstek papieru. Pytanie brzmi: czy zostawił jej kolejne wskazówki?
Otworzyła księgę na pierwszej stronie i dokładnie ją przestudiowała. Nic.
Kolejną.
Nic.
Och, żeby chociaż wiedziała, spomiędzy których stron wypadła ta kartka! Bardzo by jej to ułatwiło zadanie. No cóż... Czekała ją długa noc.

Poczuła przez sen, jak bardzo bolą ją plecy. Westchnęła, ale nie otworzyła oczu, mimo że sen uciekł już z jej powiek. Tak bardzo chciała do niego wrócić. Niewiele pamiętała, ale wiedziała, że było jej przyjemnie. Jednak im bardziej skupiała się na tym, by zasnąć, tym bardziej się rozbudzała. Wszystkie bodźce zaczęły docierać do jej ciała. Już nie była w stanie ignorować bólu promieniującego wzdłuż jej kręgosłupa oraz uciążliwego nieczucia w lewej ręce, na której opierała policzek. Uchyliła jedną powiekę, rozglądając się. Słońce dopiero wschodziło, a jego promienie przebijały się przez szyby niezasłoniętych okien i padały na jej plecy oraz biurko i ścianę przed nią. Otworzyła drugie oko i spojrzała w dół. Siedziała na twardym krześle, to czuła, i opierała się ramionami na blacie biurka, leżąc na otwartej „Historii Hogwartu”. Powoli, bardzo powoli zmieniła pozycję, jęcząc z bólu. Słyszała, jak wszystkie kręgi w kręgosłupie przeskakują na swoje miejsca, gdy się prostowała. Przeciągnęła się, rozgrzewając zbolałe mięśnie pleców. Potrząsnęła lewym ramieniem, próbując pozbyć się niemiłego mrowienia w kończynie, ale bezskutecznie. Wiedziała, że uciążliwe uczucie minie, ale nie tak szybko.
Spojrzała na kunsztownie wykonany zegar. Wskazówki utwierdziły ją w przekonaniu, że jest bardzo wcześnie. Piąta dwadzieścia. Westchnęła ponownie. Właśnie rozpoczyna się kolejny nieprzewidywalny dzień pełen uciążliwych i trudnych dla niej sytuacji. Co nowego przyniesie?
Wstała z niewygodnego krzesła i rozmasowała sobie tył. "Zapamiętać. Nigdy więcej nie zasypiać przy biurku nad książkami" pomyślała. Podeszła do jednego z okien, oparła dłonie o parapet i spojrzała przez szklaną powierzchnię na krajobraz rozciągający się przed rezydencją. Ciemnozielone sosny zlewały się w jedną masę, przysłaniając resztę świata, jednak promienie słońca przedzierały się ponad iglastymi gałęziami i docierały do tego mrocznego zakątka. Z tego piętra dziewczyna widziała, jak daleko sięga las. Nie potrafiła zobaczyć końca, ciemne rzędy drzew sięgały aż po horyzont, odgradzając dwór od całego świata. Czuła się taka mała. Taka samotna. Znikąd pomocy dla niej...
Nie miała siły dalej przeszukiwać książki. Miała zbyt duży mętlik w głowie, by zauważyć jakąś potencjalną wskazówkę. Do śniadania było jeszcze dużo czasu, więc nie zostało jej nic innego, jak położyć się spać. Tym razem do łóżka.

~*~

– Panienko, proszę wstawać.
Leniwie obróciła się na drugą stronę łóżka, przykrywając głowę kołdrą i próbując ignorować skrzekliwy głos.
– Panienko, już ósma godzina, niedługo śniadanie.
Zatkała uszy i mocno zacisnęła powieki, jakby nie chciała dać światu dostępu do jej zmysłów.
– Panienko Lestrange, Rudzik dostał od panienki polecenie, by panienkę obudzić godzinę przez śniadaniem. Rudzik właśnie wykonuje swoje zadanie. Rudzik prosi o wybaczenie, że robi to w niemiły dla panienki sposób.
Hermiona wreszcie ustąpiła i odrzuciła kołdrę, uchylając powieki. Usiadła na łóżku i otarła oczy dłońmi.
– Już dobrze, nie śpię. Dziękuję, możesz już odejść do swoich innych zajęć. Nie będę ci zabierać więcej czasu - powiedziała, a niewielki skrzat skłonił się nisko i zniknął z cichym pyknięciem.
Hermiona westchnęła i opadła na stertę poduszek. Nadal bolały ja plecy, jednak już nie tak bardzo. Mięśnie trochę się rozluźniły podczas drzemki. Rzuciła okiem na zegar i przekonała się, że skrzat miał rację, była godzina ósma. Niechętnie wstała z łóżka i powlokła się do łazienki, by przygotować się na kolejny ciężki dzień.

Spróbowała ujarzmić burzę loków, związując włosy w grubego, ciasnego warkocza, ale z marnym skutkiem. Kosmyki wystawały z każdej strony, więc zrezygnowana puściła go na plecy. Nie chciała ponownie użerać się ze swoimi włosami. Wróciła do pokoju i zajrzała do kufra z ubraniami. Wyciągnęła ciemnogranatowe spodnie, a do tego grafitową koszulę z rękawami podwijanymi do łokci. Szybko się ubrała i posłała łóżko, po czym usiadła na nim, spoglądając na biurko. Na książki. „Historia Hogwartu” nadal leżała otworzona i tylko czekała, aż dziewczyna będzie kontynuować czytanie. Jednak Hermiona nie miała na to teraz czasu. Postanowiła, że będzie szukać podpowiedzi wieczorami, natomiast w ciągu dnia udawać, że wszystko jest w porządku.
Gdy zbliżała się godzina dziewiąta, Hermiona wyszła z pokoju, swe kroki kierując do jadalni. Mniej więcej orientowała się w tym labiryncie korytarzy dzięki Blaise'owi, który ją oprowadził po zamku. Stanęła przed olbrzymimi drzwiami, które były otwarte jak zawsze przed posiłkiem. Gdy po raz pierwszy wchodziła do jadalni z Narcyzą, wrota były zamknięte. Zapewne dla bardziej zjawiskowego wejścia. Czarny Pan lubował się w takich detalach.

Mimo że starała się wejść niepostrzeżenie, oczy wszystkich obecnych zwróciły się w jej stronę. Przełknęła ślinę i obserwowana przez kilkadziesiąt osób podeszła do stołu i usiadła na swoim miejscu, a wzrok spuściła na swoje dłonie. Miała nadzieję, że za jakiś czas wszyscy mieszkańcy tej rezydencji przyzwyczają się do jej obecności i przestaną ją traktować jak okaz w muzeum. Przy stole wciąż brakowało kilkunastu osób, w końcu do wyznaczonej pory było jeszcze kilka minut. W końcu odważyła się unieść głowę, nie mogła przecież być tchórzem. Rozejrzała się i natrafiła na wzrok Teodora, który siedział po drugiej stronie stołu, trochę na lewo od niej. Uniosła bardzo delikatnie kąciki ust, witając się z nim, ale w głowie zaświeciła jej się ostrzegająca lampka. Przypomniała sobie podsłuchaną rozmowę ojca chłopaka z innym Śmierciożercą. Powinna się bać? Wiedziała, że musi być ostrożna. Nie może dopuścić chłopaka zbyt blisko siebie. Przerzuciła wzrok z Teodora na Pansy siedzącą jeszcze dalej, obok swoich rodziców, która wpatrywała się uparcie w pusty, srebrny talerz, a następnie na Margaret, która wyglądała na zamyśloną.

W pewnym momencie krzesło po jej lewej stronie odsunęło się, a do stołu usiadł Draco. Zaszczycił Hermionę tylko krótkim spojrzeniem, po czym usiadł wyprostowany, jakby kij połknął. Wszyscy tutaj tak siedzieli. Ona także spojrzała na niego szybko, ale zaraz odwróciła się i utkwiła wzrok w ciemnym drewnie stołu. Zaczynała już liczyć słoje w ciemnobrązowym meblu, ale w końcu drzwi do jadalni się zamknęły, a na talerzach pojawiło jedzenie. Jej matka usiadła obok niej, powiewając burzą czarnych loków, ale nie odezwała się do córki. Co prawda Hermiona nawet tego nie oczekiwała, znając już troszkę zasady panujące w tym domu.
– Smacznego - powiedział Lucjusz Malfoy jako gospodarz, a wszyscy w ciszy sięgnęli po sztućce.

Po skończonym posiłku pan domu wstał ze swojego miejsca i rozejrzał się po twarzach obecnych. 
– Dostałem polecenie od naszego mistrza - powiedział, a przy stole zapanowało niewielkie poruszenie. 
Szmer podniecenia rozniósł się pomiędzy dorosłymi domownikami. Młodzież spoglądała niepewnie, nie wiedząc, czego ma oczekiwać. Hermiona bała się.
– Rozkazał, abyśmy przygotowali się, albowiem on niedługo wróci, a wtedy mamy być gotowi do nowej misji. Wymienię teraz kilku spośród was, proszę, aby te osoby zostały tutaj przez chwilę, ponieważ dla nich jest dodatkowe zadanie.
Hermiona i Pansy wymieniły zaniepokojone spojrzenia. Hermiona oczekiwała najgorszego. Bała się, że Czarny Pan może chcieć ją sprawdzić.
– Bellatrix Lestrange, Cornelius Yaxley, Draco Malfoy i Blaise Zabini - wymienił. - Reszta, możecie odejść do swoich spraw.
Dziewczyna wstała ze swojego miejsca jak sparaliżowana. Z jednej strony czuła ulgę, że nie została wybrana. Patrząc na tę sytuację teraz, stwierdziła, że jej strach był irracjonalny. Czy Czarny Pan wysłałby na misję dziewczynę, która jeszcze nie opowiedziała się po jego stronie? Oczywiście, że nie. Jednak... Został wybrany Blaise. Mimo dopiero kilkudniowej znajomości, martwiła się. Nie podejrzewała siebie o to. Przecież jeszcze niedawno byli wrogami. Ale... Była tutaj samotna, a on, Pansy, Teodor i Margaret stali jej się bliscy. Choć nadal nie ufała im tak, jak Harry'emu, Ronowi i Ginny, z którą niedawno, dzięki Gwardii Dumbledore'a się mocno zaprzyjaźniła.
Gwardia Dumbledore'a! Ta akcja była tak niedawno, a jej wydawało się, że to wszystko działo się wieki temu. Jednak w ciągu tak krótkiego czasu wydarzyło się naprawdę wiele...

Idąc w stronę wyjścia z jadalni, minęła się z Blaisem. Wymieniła z chłopakiem spojrzenia. Uśmiechnęła się, by dodać mu otuchy i wyszła z jadalni.
Na drugim piętrze, czyli tam, gdzie znajdowały się ich pokoje, nie weszła do swojego. Upewniwszy się, że Pansy i Teodor są już u siebie, oparła się o ścianę obok drzwi do sypialni Blaise'a. Postanowiła poczekać.
Po około piętnastu minutach usłyszała, że ktoś wchodzi po schodach. Siedziała po turecku, oparta plecami o ścianę i bawiła się swoimi palcami, kiedy na piętro wszedł Draco. W pierwszym momencie nie zauważył dziewczyny, jednak kiedy ona drgnęła zaskoczona, obrócił się w jej stronę.
– Co, Lestrange? Zapomniałaś, gdzie twój pokój? - spytał.
– Nie mam jeszcze problemów z pamięcią, za to ty masz chyba z mózgiem - odparowała.
– Aż tak źle ze mną nie jest. Czekasz na Zabiniego, żeby go ucałować przed misją? Się chłopak ucieszy. Wybacz mi teraz. Podogryzałbym ci jeszcze, ale tak się składa, że mi się troszkę śpieszy - powiedział i zniknął za drzwiami swojego pokoju. Hermiona mrugnęła zaskoczona. Tak szybko odpuścił? To do niego niepodobne...
– Hermiona? - doszedł ją głos Blaise'a, który nagle pojawił się na korytarzu, wyrywając ją z zamyślenia. - Czekasz na mnie? - Kiwnęła głową.
– Trochę się zmartwiłam, że idziesz na misję. To może być niebezpieczne.
– Przesadzasz, nie jest tak źle. Dam sobie radę, nie musisz się martwić - powiedział szybko, jakby automatycznie, ale dziewczyna miała dziwne przeczucie, że on kłamie. "Nie chce mnie martwić" pomyślała.
– No dobrze... A mogę chociaż wiedzieć, jaką macie misję? - spytała, mając wielką nadzieję, że Ślizgon udzieli jej jakichkolwiek informacji, choćby najdrobniejszych. Denerwowała się.
– Przykro mi, ale to ma pozostać w sekrecie. Ale naprawdę nie musisz się martwić, bo to nic trudnego. Bardzo cię teraz przepraszam, Hermiona, ale muszę się przygotować. Zobaczymy się jutro rano.
– Dopiero jutro? - zdziwiła się. - Aż tak długo?
– Nie ode mnie to zależy. Wybacz, mam mało czasu. Do jutra.
– Powodzenia - powiedziała Hermiona, choć nie wiedziała, czy naprawdę tego mu życzy. Powodzenie misji było zapewne niebezpieczne dla wielu niewinnych osób. Ale niepowodzenie było groźne dla zdrowia lub życia Blaise'a. Oraz jej matki. 
Chłopak zniknął za swoimi drzwiami, a ona poszła do swojego pokoju. Usiadła na miękkim łóżku i zapatrzyła się w ścianę, pogrążając się w niezbyt miłych myślach.

~*~

Dzień mijał jej bardzo powoli. Spędzała czas z Pansy i Margaret, omijając Teodora. Nie chciała się do niego zbytnio zbliżać. Nie chciała zostać wykorzystana jako źródło informacji. Przeczytała kolejną część Historii Hogwartu, łamiąc poranne postanowienie. Jednak miała wytłumaczenie - nie było Bellatrix, nie było trudnych lekcji. Pansy pomalowała jej paznokcie na ładny, kremowy kolor. Hermiona uczesała Ślizgonce dobieranego warkocza. Wraz z Margaret rozmawiały na niezobowiązujące tematy. Przez długi czas Hermiona włóczyła się po zamku, starając się omijać dorosłych z obawy przed przymusowym przesłuchaniem. W końcu Pansy pokazała jej bibliotekę. Blaise nie zabrał jej w to miejsce przy pierwszym obchodzie zamku. To pomieszczenie było ogromne. Niewiele mniejsze od hogwartowskiej biblioteki, pełne starych ksiąg na zakurzonych regałach. Istny raj dla tej książkomaniaczki.
W ten właśnie sposób Hermiona spędziła cały dzień. Gdy weszła do biblioteki, nie wyszła stamtąd przed kilka godzin, odkrywając nowe księgi. Siedziała tam, czytając, przeglądając i znowu czytając. Była w swoim świecie i choć nic nie było tutaj takie samo jak kiedyś, poczuła się jak dawniej. Szczęśliwa, bez żadnych problemów. Jednak sielanka nigdy nie trwa wiecznie... W końcu musiała wrócić do rzeczywistości.
Wieczorem ponownie zajrzała do swojej ulubionej książki, szukając wskazówki od Dumbledore'a. Jednak na próżno. Niezadowolona wpełzła do łóżka, przykryła się kołdrą po same uszy i zasnęła, śniąc o jednych z poprzednich wakacji. Ile by dała, by wrócić do poprzedniego życia...

~*~

Nad ranem, jeszcze przed śniadaniem, Hermiona usłyszała przytłumioną rozmowę na korytarzu. Właśnie skończyła się ubierać, więc wyszła z pokoju zobaczyć, co się dzieje. Przed jej drzwiami stali Blaise i Draco. Gdy tylko znalazła się na korytarzu, odwrócili się w jej stronę, przerywając rozmowę. 
– To pogadamy później. Powodzenia - powiedział młody Malfoy i nim Hermiona się obejrzała, zniknął w swoim pokoju, powiewając długą, czarną szatą z ciężkiego materiału. Blaise był ubrany w taki sam strój, a w lewej ręce trzymał srebrną maskę z misternymi wzorami. Dziewczyna wzdrygnęła się na ten widok.
– Hermiona, miło cię widzieć. Jak minął wczorajszy dzień? - spytał chłopak.
– Nudno. Oprócz czytania nie miałam nic więcej do roboty - wyznała.
– Och, to szkoda. Może wejdziemy do ciebie? Mam ci coś do powiedzenia - powiedział Blaise, pocierając kark wolną ręką. Dziewczyna przyjrzała mu się. Wydawał się być zdenerwowany. Rozmowa także była sztywna. Całkiem inna niż zwykle. Otworzyła drzwi do swojego pokoju i zaprosiła chłopaka do środka.
– O co chodzi? - spytała, gdy rozsiedli się wygodnie w fotelach naprzeciw siebie. Hermiona położyła na stole krakersy jakieś inne przekąski, ale Blaise nawet na nie nie spojrzał.
– Bo tak... Chodzi o wczorajszą misję. Yhm... Nie wiem, jak ci to powiedzieć... Bo widzisz, dostaliśmy za zadanie zaatakować Norę.
Hermiona wciągnęła gwałtownie powietrze. Nora! Ron, Ginny i zapewne Harry! Czy coś im się stało?
– Proszę, pozwól mi dokończyć. Nie przerywaj. Zaatakowaliśmy w nocy. Mieliśmy tylko ją spalić, osłabić wroga. Ale... Oni się zaciekle bronili. Wybiegli z domu na te mokradła wokół i walczyli. W pewnym momencie stało się coś nieoczekiwanego. Nie było tego w planach... - urwał, wyraźnie zmieszany i niepewny.
– Mów - rozkazała Hermiona, zbladłszy jak ściana. Zabrakło jej tchu.
– Bellatrix użyła Avady.
Miała wrażenie, że się przesłyszała. Błagała w myślach, by tak było. To nie mogła być prawda. Nie. Nie, nie, nie.
– Kto? - zapytała zduszonym głosem, bo tylko to jedno słowo była w stanie wykrztusić z zaciśniętego gardła.
– Ginny Weasley.

*********************************

Tururu
Witam wszystkich po tak długiej przerwie.
Rozdział nie jest najlepszy, przynajmniej wg mnie. Nie wiem, ciężko mi powiedzieć. Ale zły też nie jest. Chyba.
Co wy o nim sądzicie?

Teraz czas na rozdział na Obliviate. To ja idę pisać, a wy komentujcie ten ^^
A właśnie... Co dla mnie przykre, pod moimi rozdziałami jest coraz mniej komentarzy. Nie podoba wam się moja twórczość? ;c 
Chciałabym, abyście docenili moją pracę i dali znać, że czytacie, zostawiając jakiś, nawet krótki, komentarz...

Buziaki! ;*
Bellatrix

piątek, 1 maja 2015

Rozdział 6

Rozdział dedykuję Chloe Ann Wolf oraz Śnieżce <3

*********************************
I bardzo dziękuję mojej kochanej becie, która męczy się za każdym razy z moimi tekstami <3

*********************************

– Po jaką cholerę tu przyszedłeś? - spytała dziewczyna, zagradzając na wszelki wypadek wejście do pokoju. Nie zraziło jej nawet powątpiewające spojrzenie chłopaka, na ten akt obrony swojego terenu. - I tak cię nie wpuszczę.
– Tylko sobie tam nie wyobrażaj zbyt dużo w tej szopiastej głowie. Dostałem zaproszenie, więc kulturalnie przyszedłem - powiedział Draco, opierając się beztrosko o framugę. Dziewczyna musiała zadrzeć głowę, by spojrzeć mu w twarz, co wcale nie poprawiało jej sytuacji.
– Zaproszenie? Ale jak...? Zabini! - warknęła Hermiona, odwracając się do ciemnoskórego chłopaka, który miał minę niewiniątka. - Policzymy się jeszcze, mój drogi - pogroziła mu palcem i odwróciła się z powrotem do Malfoya. - Nie wejdziesz - kontynuowała. - Przykro mi, to impreza dla VIP-ów.
– Czyli w sam raz dla mnie. Przesuń się, nie przyszedłem do ciebie, a dla napitków, bo mam nadzieję, że coś skombinowaliście.
– To moja impreza, więc ja decyduję. Wredne fretki nie mają tu wstępu. - Spiorunowała chłopaka wzrokiem.
– Nie przeginaj, Lestrange, o ile lubisz te swoje kłaki. W każdej chwili możesz je stracić - powiedział Draco, a jego spojrzenie robiło się coraz bardziej zimne. Jak widać, Hermioma wciąż była tak samo wkurzająca. Nic się nie zmieniło.
– Odczep się od moich włosów, tleniony baranie! - warknęła, a za plecami usłyszała parsknięcie Blaise'a.
– Od dziś masz nową ksywkę, Smoku - zaśmiał się. - Pasuje do ciebie.
– Stul pysk, Zabini. A co do ciebie, Lestrange... Zluzuj gorset, szczotko i odpuść trochę. Mamy wakacje, czas wolny, nikt nam nie przeszkadza, a ty tutaj jakieś ograniczenia wprowadzasz. Jeszcze czego.
– Jak myślisz, że cię wpuszczę, to się grubo mylisz. Znowu mam ci złamać nos, tak jak w trzeciej klasie? - Hermiona uniosła wysoko głowę, pokazując, że nie boi się nadętego blondyna.
– Jeśli myślisz, że zrobisz na mnie wrażenie, ty chuderlaku, to się grubo mylisz - odparował chłopak. - Albo mnie wpuścisz, albo wejdę tu siłą. Uwierz, dam sobie z tobą radę bez większego wysiłku. - Leniwie odkleił się od framugi, spoglądając w dół na sporo niższą dziewczynę. - To jak?
Hermiona popatrzyła na chłopaka ze złością, ale, o dziwo, odsunęła się, robiąc mu przejście. Draco niezwykle zadowolony z siebie wszedł do pokoju i od razu usiadł na fotelu obok ciemnoskórego przyjaciela.
– Cześć, dziewczyny - powiedział, zwracając się do Pansy i Margaret, które wcześniej przysłuchiwały się poprzedniej wymianie zdań, a teraz z powrotem zajęły się układaniem przekąsek. Margaret kiwnęła głową, nie odrywając wzroku od ciemnego stołu, a Pansy uśmiechnęła się szeroko do przyjaciela.
Hermiona nadal stała przy drzwiach, rzucając wściekłe spojrzenia w stronę jasnowłosego Ślizgona, które on najzwyczajniej w świecie ignorował, pogrążając się w rozmowie z kumplem.
– Cholerny, zakochany w sobie dupek - mruknęła pod nosem dziewczyna. Na jej nieszczęście usłyszał to Teodor, który właśnie wszedł do jej pokoju. Wystarczyło kilka sekund, by rozejrzał się po pokoju i zorientował w sytuacji.
– Mówisz o Malfoyu? W stu procentach się z tobą zgadzam - powiedział do dziewczyny, ale nie ściszył głosu, przez co usłyszeli go wszyscy w pomieszczeniu.
– Nie wiesz, Lestrange, że to nieładnie obgadywać kogoś za jego plecami?
– Wiesz, Malfoy, że chętnie zobaczę twoje wielkie ego wraz z tobą za drzwiami? - odparowała, wręcz zabijając chłopaka spojrzeniem. Jednak, jak wszyscy wiemy, wzrok nie zabija, więc na jej nieszczęście wciąż siedział cały i zdrowy na jej fotelu, w jej pokoju i patrzył na nią z kpiącym uśmieszkiem.
– Kiedy ty się taka wyszczekana zrobiłaś? - spytał, nalewając sobie do szklanki kremowego piwa.
– Kiedy pewien cholerny, tleniony arystokrata nadepnął mi na odcisk.
– Coś czuję, Draco, że z nią nie wygrasz na słowa - powiedział śmiertelnie poważnie Teodor, obejmując Hermionę ramieniem. Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie i wyswobodziła z objęcia kolegi.
– Dosyć tych czułości - powiedziała, siadając na łóżku, a po chwili dołączyła do niej Margaret. Pansy natomiast podeszła do Notta.
– Nie sądzicie, że przydałoby się wyciszyć pokój? W każdej chwili może tu ktoś przyjść, a wtedy będziemy mieli problem - stwierdziła dziewczyna. Na jej słowa Hermiona wyciągnęła różdżkę i machnęła nią, wypowiadając zaklęcie Silencio.
– Gotowe.
Niezręczna cisza zapanowała w pomieszczeniu, jakby Hermiona wyciszyła nie tylko pokój, ale też osoby się w nim znajdujące. Dziewczyna mierzyła wzrokiem Malfoya, jakby przed nią znajdował się jakiś wstrętny gad. Draco rozglądał się po pokoju, ignorując spojrzenia Gryfonki i raczył się słodkim napojem. Blaise wpatrywał się w swój napój w kryształowej szklance, a Pansy rozmawiała po cichu z Teodorem, stojąc przy eleganckiej komodzie. Chłopak uśmiechał się na jej słowa, lecz błądził wzrokiem po pokoju. Margaret siedziała obok Hermiony, wbijając wzrok w ścianę. Najwyraźniej to było jej ulubione zajęcie.
– To co robimy? - spytał w końcu Blaise. - Trochę tu drętwo, a mamy za mało alkoholu, żeby was rozruszać, sztywniaki. Dwie butelki Ognistej nie wystarczą.
– Dziewczyny to i Kremowym Piwem się upiją - prychnął Draco.
– Wypraszam sobie! - obruszyła się Pansy. - Umiemy się dobrze bawić z alkoholem, czy bez, prawda dziewczyny? - Hermiona spojrzała na nią wzrokiem mówiącym ,,chyba śnisz".
– Mnie nie bierz pod uwagę - stwierdziła brązowowłosa, kręcąc gwałtownie głową.
– Żadna nowość - mruknął Draco.
– Mógłbyś wreszcie się ode mnie odczepić? - Tym razem Hermiona nie wytrzymała. - Mam dosyć twoich nieustannych komentarzy! Zawsze podważasz to, co mówię. Zawsze musisz dorzucić swoje pięć groszy. Mam ciebie dosyć. Najlepiej będzie, jeśli stąd wyjdziesz. Drzwi stoją otworem. - Podeszła do drzwi i otworzyła je na oścież, nie zważając na to, że każdy może ich teraz zobaczyć.
– A jak nie wyjdę, to co mi zrobisz? - spytał Draco, odkładając szklankę na stół i przekrzywiając głowę.
– Wolisz nie wiedzieć - wycedziła przez zęby, wyciągając różdżkę z kieszeni czarnej sukienki.
– Draco, Miona, przestańcie. - Próbowała przerwać tę bezsensowną kłótnię Pansy.
– Mylisz się. Jestem tego ciekaw - powiedział chłopak, nie zwracając uwagi na uwagę Ślizgonki.
– Znam zaklęcia, o których ci się nie śniło.
– Nie. - Chłopak wstał szybko z fotela i sprężystym krokiem podszedł do dziewczyny, która zadarła głowę, by zuchwale patrzeć w jego szare oczy. - To ja znam zaklęcia, o których ci się nie śniło. I uwierz mi, nie chcesz się przekonać na własnej skórze, jak działają. - On także miał w ręce różdżkę, którą nie wiadomo kiedy, wyciągnął z kieszeni.
Staliby tak i mierzyli się spojrzeniami, dopóki któreś z nich nie rzuciłoby pierwsze zaklęcia, ale na szczęście Blaise postanowił wkroczyć do akcji. Chłopak zerwał się z fotela, gdy zdał sobie sprawę, że robi się gorąco i nagle znalazł się pomiędzy Hermioną i Draco.
– Spokój, ludziska, bo nam się jeszcze pozabijacie, a ja wcale nie mam ochoty sprzątać zakrwawionych trupów.
Hermiona i Draco mierzyli się przez chwilę spojrzeniem, po czym dziewczyna odsunęła się, co było wielkim zdziwieniem dla blondyna. Jednak na wytłumaczenie tej reakcji nie musiał długo czekać. Hermiona ponownie podeszła do otwartych drzwi i wskazując na nie, powiedziała:
– Dobra. Albo ty wychodzisz, albo ja.
Draco prychnął na te słowa, co jeszcze bardziej zdenerwowało dziewczynę. Rzucając chłopakowi ostatnie mordercze spojrzenie, wyszła z pokoju, trzaskając drzwiami. O ile na korytarzu nie było nic słychać, gdyż wcześniej wyciszyli pomieszczenie, w pokoju rozległ głośny dźwięk zamykanych drzwi. Dziewczyny wzdrygnęły się i popatrzyły po sobie, a następnie spojrzały na chłopaków. O dziwo, to spokojna Margaret zareagowała pierwsza.
– Co ty sobie, Draco, wyobrażasz? Jesteś tu gościem...
– Jak widać niezbyt mile widzianym - przerwał jej blondyn.
– ... a Hermiona gospodynią - kontynuowała dziewczyna, nie zwracając uwagi na wypowiedź chłopaka. - Powinieneś mieć do niej więcej szacunku!
– Margaret, za grzecznie. On nie rozumie takiego języka - wtrąciła się Pansy. - Ty dupku, jak mogłeś? - krzyknęła w stronę Draco. - Hermiona tu mieszka i nie możesz ciągle uprzykrzać jej życia! Wystarczy, że robiłeś to przez pięć cholernych lat!
– Nie udawaj teraz świętej. Wy też to robiliście. No, może oprócz Margaret. Ona chowała się po kątach.
– Tylko dlatego, że wtedy teoretycznie była szlamą - oburzyła się Pansy.
– A teraz jej naskakujecie, żeby zreflektować się w jej oczach? Genialne - powiedział ironicznie Draco, siadając z powrotem w fotelu i nalewając sobie Ognistej.
– O nie! Nawet się tu nie rozsiadaj. Wynocha stąd. - Pansy wskazała ręką drzwi, a jej wzrok był niczym niewerbalna Avada bez użycia różdżki.
– Uważaj, bo ci żyłka pęknie - stwierdził chłopak.
– Blaise, może mi pomożesz? - spytała Ślizgonka, rzucając przyjacielowi spojrzenie mówiące, że sprzeciw nie będzie w tej sytuacji dobrym pomysłem.
– Smoku, mam wrażenie, że jeśli chcesz, by twój tyłek był cały, powinieneś się stąd zbierać - powiedział Blaise. - Te dwie żmije potrafią być naprawdę upierdliwe.
– No dzięki! - warknęła sarkastycznie Pansy, ale w myślach naprawdę podziękowała ciemnoskóremu chłopakowi, ponieważ Draco westchnął i wstał z fotela, po czym dopił trunek ze swojej szklanki. Odstawił naczynie na stolik i wyszedł z pomieszczenia, kierując się najprawdopodobniej do swojego pokoju.
– Wreszcie - westchnęła Margaret.
– Momentami jest nie do zniesienia... - stwierdziła Pansy.
– Trzeba poszukać Hermiony - powiedział Teodor, który podczas kłótni się nie odzywał.
– Prawda. Rozdzielamy się - zarządziła Pansy. - Ja biorę parter, a wy jak chcecie. Cholera, ona nie zna jeszcze całego zamku, a on jest ogromny! Po pierwsze, mogła się zgubić. Po drugie, znalezienie jej zajmie nam wieki - zaczęła panikować dziewczyna.
– Pansy, spokojnie, Hermiona nie jest głupia - zapewnił ją Nott.
– Tak, ale jest zła. A kobieta w złości potrafi zrobić różne głupstwa. Zbieramy się!
– Czasami zastanawiam się, czy nie zostać kawalerem - mruknął Blaise do Teodora, gdy wyszli z pokoju a Pansy oddaliła się od nich i zbiegała już po schodach na parter. Margaret także była w bezpiecznej dla nich odległości.
– Ja również, stary. Jak sobie myślę, że moja przyszła żona też będzie się tak rządzić...
– A właśnie... Wiesz już, kogo ci wybrali? - spytał nagle Blaise, zmieniając temat. Teodor zatrzymał się gwałtownie i spojrzał na przyjaciela zbolałym wzrokiem.
– Nie wiem. Moja karta w dokumentach ojca nadal jest pusta. Nie ma żadnego nazwiska. A regularnie ją sprawdzam, kiedy ojca nie ma w zamku. Nie wiem, czy się cieszyć, czy martwić. Niby wciąż jestem, że tak powiem, wolny, ale denerwuję się...
– Rozumiem cię, stary. Czasami żałuję, że należę do arystokratycznego rodu i nie mam w tych sprawach nic do powiedzenia... Ale korzeni nie zmienię.
Teodor westchnął tylko, po czym odszedł od przyjaciela i skierował się na schody, by przeszukać drugie piętro budynku. Może to odciągnie na go na chwilę od ponurych myśli.

~~*~~

– No, Lestrange, gdzie jesteś? - mruczał do siebie pod nosem, szukając dziewczyny. Zajrzał już do wielu pomieszczeń na tym piętrze, lecz nie mało ich jeszcze zostało. Westchnął zrezygnowany. Z tymi dziewczynami są same problemy!
Mijał właśnie drzwi na ogromny balkon i przeszedłby dalej, gdyby nie zauważył, że są one lekko uchylone. Otworzył je szerzej i wyszedł na zewnątrz. Jego wzrok od razu padł na czyjąś skuloną postać na posadzce. Tej szopy brązowych loków nie pomyliłby z nikim innym. Podszedł do dziewczyny, a ona zaalarmowana krokami, podniosła głowę z kolan.
– Sprytnie się ukryłaś, Lestrange. O mało nie ominąłem tej kryjówki.
– Jak widać nie tak sprytnie, bo mnie znalazłeś - mruknęła.
– Mogę się dosiąść? - spytał, a ona kiwnęła głową. Usiadł obok niej i oparł plecy o ścianę. - Nie jest ci zimno?
– Nie. Jest dobrze. Poza tym lubię siedzieć w letnie wieczory na zewnątrz.
– Dobrze wiedzieć. Na przyszłość będę wiedział, gdzie cię szukać. - Hermiona uniosła kąciki ust, ale nie odpowiedziała. Odwróciła głowę i spojrzała w niebo.
– Wszystko w moim życiu się zmieniło, ale gwiazdy pozostały na swoich miejscach. Są dla mnie jedynym pocieszeniem w tej sytuacji.
– Aż tak cię to boli?
– Wyobraź sobie, że nagle okazuje się, że twoi rodzice wcale nie są z tobą spokrewnieni. Że twoja prawdziwa matka jest twoim dotychczasowym wrogiem. Może zrozumiesz, co czuję.
– Ciężko mi to sobie wyobrazić.
– Wiem - powiedziała cicho. Przez chwilę siedzieli w ciszy, spoglądając na gwiazdy i cienki rogalik księżyca. W końcu Hermiona westchnęła i powiedziała:
- Gdy dowiedziałam się, kim jestem naprawdę, nie chciałam wracać do dotychczasowych rodziców. Ja nadal ich kocham. Tak, czystokrwista dziewczyna kocha mugoli - odpowiedziała na niewypowiedziane pytanie. - Ale to oni mnie wychowywali i obdarzyli miłością. To, co poczułam, gdy się dowiedziałam... Wtedy nie potrafiłam sprecyzować tego uczucia, ale wystarczyło kilka dni, bym zrozumiała. To była wściekłość na tę całą sytuacją, na Dumbledore'a, na Zakon... Ale także na rodziców, bo nigdy mi nie powiedzieli prawdy. Lecz wściekłość to nie jest nienawiść. Tęsknię za nimi. Nie wiem, czemu ci to mówię, Teodorze - powiedziała po chwili milczenia. - Nagle poczułam potrzebę wyrzucenia tego z siebie. Przepraszam - westchnęła.
– Nie przepraszaj. Wszystko jest w porządku - stwierdził chłopak. - Dzięki temu zrozumiałem w pewnym stopniu twoją sytuację, choć nadal nie w całości. Całkiem inne rzeczy były wpajane mi, gdy byłem dzieckiem a inne tobie. Wychowanie zawsze zostawia na nas ślady.  Dlatego tobie tak ciężko jest przyzwyczaić się do zasad panujących tutaj, a mi ciężko zrozumieć to całe zamieszanie.
– Dlaczego zgodziłam się na spędzenie wakacji tutaj? - zaszlochała. - Teraz nie ma odwrotu. Jaka ja byłam głupia! - położyła głowę na ramieniu Teodora, a łzy płynęły z jej oczu i skapywały na bluzę chłopaka. - Przez jedną decyzję podjętą pod wpływem chwili w jednym momencie straciłam rodzinę, przyjaciół i całe dotychczasowe życie.
Teodor nie wiedział, jak na to zareagować, więc tylko siedzieli w ciszy, a łzy Hermiony wciąż skapywały na bluzę chłopaka. Ślizgon objął ją delikatnie ramieniem.
– Wszyscy cię szukają. Chyba powinniśmy iść - stwierdził po kilku minutach chłopak, a Hermiona kiwnęła głową, ocierając łzy ręką.
– Dziękuję, że mogłam ci się wygadać. Naprawdę tego potrzebowałam. Bo gadanie do swojego odbicia w łazience już mi się znudziło - powiedziała, nawiązując do momentów, gdy patrząc w lustro, próbowała sobie to wszystko poukładać.
– Nie ma sprawy. A teraz chodź. - Podał jej rękę i pomógł wstać z podłogi. Razem wyszli z balkonu, kierując się do pokoju Hermiony. Co jakiś czas dziewczyna pociągała nosem, ale oprócz tego panowała pomiędzy nimi cisza.

– Hermiona! No wreszcie, gdzieś ty się podziewała? - spytała Pansy, gdy brązowowłosa wraz z Teodorem wróciła do swojego pokoju. - Płakałaś? - dociekała Ślizgonka, przyglądając się przyjaciółce.
– Nie ważne. - Hermiona dała tym znak, że nie chce kolejnych pytań. - Gdzie Blaise i Margaret? - spytała i usiadła na łóżku.
– Jeszcze cię szukają, ale zaraz pewnie przyjdą.
– To co robimy? Chyba nie ma już atmosfery do imprezy...
– Nie marudź, damy radę - machnęła ręką Pansy. - Zaraz tu przyjdzie Blaise i zje wszystkie przekąski.
– Przydałaby się jakaś muzyka - stwierdziła Hermiona, podchodząc do stolika i nalewając sobie kremowego piwa. Upiła łyk ze szklanki i ze śmiechem starła wąsy z piany, gdy Teodor zwrócił jej na to uwagę.
– Tutaj nie posłuchasz sobie muzyki, nawet o tym nie marz - mruknęła Ślizgonka, także racząc się bezalkoholowym napojem. - Cud, że udało nam się dzisiaj zebrać na tej imprezie, chociaż ta nazwa nie pasuje tutaj. Wszyscy nas kontrolują i mamy jak najmniej plątać się im pod nogami. Cudowne życie wśród tłumu... - westchnęła dziewczyna.
– A właśnie! Przecież wy tu nie mieszkacie na stałe! Dlaczego teraz tu jesteście? - spytała Hermiona, siadając na łóżku ze szklanką w ręce.
– Nasze rodziny przeniosły się tu, gdy tylko Czarny Pan się odrodził. Od tamtego czasu to nie tylko jego kryjówka, ale nas wszystkich. Tutaj możesz robić, co tylko zapragniesz. Nawet namiar cię tu nie obowiązuje.
– Namiar! - wykrzyknęła Hermiona, prawie wypuszczając szklankę z rąk. - Dobry Boże, całkiem o tym zapomniałam! Nie powinnam czarować, a w ciągu kilku dni robiłam to wiele razy! Jak mogłam zapomnieć? Jak mogłam? - Hermiona dostała ataku paniki. Szeroko otworzyła oczy, które były teraz wielkości spodków od filiżanek i potrząsnęła gwałtownie głową. Pansy przestraszyła się, patrząc na dziewczynę. To była całkiem inna osoba. Hermiona była blada jak płótno i przez chwilę patrzyła to na Ślizgonkę, to na Teodora, kręcąc głową w dwie strony. - Oni mnie wyrzucą ze szkoły, jak się dowiedzą! Na pewno już wysłali do mnie list, ale nie doszedł przez te cholerne bariery. Co ja teraz zrobię? Jak ja przeżyję bez Hogwartu? - panikowała dziewczyna.
Pansy nie wiedziała, co począć z roztrzęsioną dziewczyną, więc postąpiła tak, jak podpowiedział jej rozum. Chociaż nie było to najprzyjemniejsze dla Hermiony.
Ślizgonka uderzyła dziewczynę w twarz, a po pokoju rozszedł się odgłos plaśnięcia. Teodor na ten widok aż poderwał się z fotela, ale Pansy dała mu znak ręką, by jej nie przeszkadzał. Złapała Hermionę za ramiona i spojrzała w jej załzawione oczy.
– Uspokój się! - powiedziała. - Nie wiem, czy usłyszałaś, ale powiedziałam, że namiar tu nie obowiązuje. Czarny Pan nałożył na te tereny takie zaklęcia, że nasze miejsce pobytu jest nie do wykrycia, a bariery nie do złamania. Nikt nie zlokalizuje rzuconego tu zaklęcia, a co dopiero mówić o zlokalizowaniu miejsca i czarodzieja! Jesteś tu bezpieczna. Możesz czarować, ile ci się podoba. Wiem, że pewnie nie mieści ci się to w głowie, ale są zaklęcia potężniejsze od tych, które są używane przez Ministerstwo. Wątpię, by ktokolwiek oprócz Czarnego Pana znał te formułki, jakimi on posługuje się tutaj. W końcu niewielu studiowało czarną magię tak dogłębnie jak on.
– Ale... Jak to tak? Przecież nie mamy jeszcze siedemnastu lat! - powiedziała Hermiona, rozmasowując piekący policzek. Może i to nie było mocne uderzenie, lecz Pansy nie należała do najdelikatniejszych dziewcząt.
– A kogo to obchodzi? - Pansy wzruszyła ramionami. - Dorośli pozwolili nam tu czarować, więc czemu mamy z tego nie korzystać?
Hermiona wpatrywała się w Ślizgonkę, lecz nie odpowiedziała. Musiała to porządnie przemyśleć. Najlepiej w nocy.
– O! Hermiona! Wreszcie się znalazłaś. - Do pokoju wszedł Blaise wraz z Margaret, odrywając ją od ponurych myśli. - Ej, mała, nie przejmuj się Malfoyem. On jest tylko mocny w gębie. - Chłopak rozsiadł się w fotelu, ale wcześniej chwycił miskę z krakersami ze stolika i teraz chrupał je, nie przejmując się innymi. Margaret natomiast zajęła swoje poprzednie miejsce na łóżku.
– Jak dla mnie to tylko skretyniała fretka, która zużywa cenny tlen - stwierdziła zgryźliwie Hermiona, opuszczając dłoń na kolana, by oszczędzić sobie krępujących pytań. I tak wiedziała, że będzie miała siniaka.
– Aleś ty wyszczekana! - zauważył ciemnoskóry chłopak. - Ja się dziwię, że ty w Slytherinie nie jesteś.
– Gryfonka też może mieć cięty język, nie ma nigdzie zakazu - obruszyła się Hermiona.
– Nie żeby tak, ale to mi jakoś nie pasuje do honorowych Gryfiaków. Jesteś mieszanką - zaśmiał się Blasie, a dziewczyna tylko przewróciła oczami.
Hermiona wstała i podeszła do stolika, po czym nalała sobie do szklanki odrobinę Ognistej Whisky. Usiadła z powrotem na łóżku i nieufnie przyjrzała się bursztynowej zawartości naczynia. Powąchała i skrzywiła się, gdy do jej nozdrzy dotarł ostry zapach alkoholu. Wszystkie jej poczynania były bacznie obserwowane przez Blaise'a, który cała siłą woli powstrzymywał parsknięcia śmiechem. Teodor także maskował uśmiech, a Pansy zastanawiała się, czy dziewczyna nie wycofa się z tej ,,misji".
– Co się tak na mnie gapicie? - spytała Hermiona, gdy rozejrzała się wokół.
– To dość ciekawa scena. Nasza mała kujonka sięga po alkohol.
– Najlepiej zapisz to sobie z pamiętniku, Zabini, żeby nie umknęło ci z twojego małego móżdżka.
– Nie gadaj, tylko pij, Lestrange. Jestem ciekaw twoje reakcji - zatarł ręce Blaise, z szerokim uśmiechem na ustach obserwując dziewczynę.
Hermiona ponownie spojrzała na bursztynową ciecz znajdującą się w jej szklance i w końcu przytknęła ją niepewnie do warg i przechyliła delikatnie na tyle, by niewielki łyk znalazł się w jej ustach. Szybko przełknęła płyn, który podrażnił jej gardło. Skrzywiła się i zaczęła parskać, próbując pozbyć się ostrego smaku alkoholu przy wtórze śmiechu Blaise'a i Teodora.
– I jak? - spytał Nott, uspokoiwszy się trochę.
– Ohyda. - Dziewczyna z obrzydzeniem odstawiła szklankę z resztą whisky na stolik i nalała sobie do drugiego naczynia soku dyniowego. - Nie rozumiem, co wam się w tym podoba. - Wróciła na swoje miejsce, popijając sok ze szklanki, by pozbyć się pieczenia gardła i smaku Ognistej. - Więcej nie piję.
– Nie byłbym tego taki pewien - stwierdził Blaise, na oczach Hermiony pociągając duży łyk ze swojej szklanki z alkoholem.


~~*~~

– Wreszcie cisza i spokój - szepnęła do siebie Hermiona, ścieląc łóżko. Dwadzieścia minut temu wszyscy opuścili jej pokój, a ona była zbyt zmęczona, by pójść się myć. Wyszorowała tylko zęby, ubrała piżamę złożoną z czarnej satynowej bluzki na cienkich ramiączkach i krótkich spodenek do kompletu i usiadła na dużym łóżku. Zegar wskazywał dopiero godzinę dwudziestą pierwszą, więc zastanawiała się, czy położyć się i zasnąć, czy może zająć się jakąś książką. Jako że była Hermioną, druga opcja bezkonkurencyjnie wygrała, więc sięgnęła do swojego kufra, którego o dziwo jeszcze nie rozpakowała. Lecz działo się tutaj tyle rzeczy, że nawet się za to nie winiła. Wyciągnęła z niego pokaźny stos książek, wstała z łóżka i z tomami w rękach podeszła do pustego jeszcze regału. Odłożyła dzieła na stolik obok i zaczęła je układać na półkach, w międzyczasie zastanawiając się, którą lekturę wybrać do czytania przed snem.
Bujając w obłokach, o mało nie przegapiła niewielkiej białej kartki złożonej na pół, która wyleciała na blat stolika spomiędzy stronic jednej z książek. Hermiona szybko odłożyła tom i sięgnęła dłonią po kawałek papieru. Rozwinęła go, a jej oczom ukazał się pochyły tekst napisany czarnym atramentem:

"Pomimo ciągłego mroku pamiętaj, że światło nadal istnieje. Nie zatrać siebie w tej czarnej otchłani. Bądź gotowa, by spełnić swoją misję jako wysłanniczka nieba do bram piekieł."

Wypuściła kartkę z trzęsących się dłoni, a papier upadł na ciemną drewnianą podłogę obok jej bosych stóp.


*********************************

Witajcie!
Przedstawiam 6 rozdział, który powstał dzięki waszym cudownych komentarzom pod moim pytaniem. Jejku. 1/3 tekstu powstała jeszcze przed egzaminami, bo tak mnie zainspirowaliście. Reszta rozdziału została napisana już później, ale i tak wstawiam go szybciej, niż się na początku spodziewałam. Jesteście cudowni <3
Odpowiadając na niezadane jeszcze pytania, egzaminy poszły mi nie najgorzej. Jestem z siebie zadowolona, szczególnie z części przyrodniczej i niemieckiego. Kto wie, może się dostanę do wybranego liceum...
Rozdział 7 - data dodania jeszcze nie znana, ponieważ muszę się teraz zająć Obliviate.
Jeszcze raz dziękuję za wszystkie cudowne komentarze pod moim pytaniem. Z każdym komentarzem wznosiłam się jakieś 10 cm nad ziemię. Serio ^_^

Chciałabym Was jeszcze zaprosić na bloga mojej przyjaciółki Hermiony Malfoy:

Proszę o komentarze, ponieważ sami jesteście świadkami, jak bardzo one pomagają <3

Buziaki
Bellatrix

sobota, 28 marca 2015

Rozdział 5

Ten rozdział dedykuję dwóm wspaniałym osobom.

1. Lizzie.
Kochanie... Pamiętaj o nas. Zawsze masz nas. Kochamy cię całym sercem. Dla mnie jesteś jak siostra ❤ chciałabym móc cię przytulić, żebyś wiedziała, że zawsze masz mnie. Pamiętaj, jesteś zajebista i nic tego nie zmieni! ❤

2. Chmielowi!
Hmjeleł mój kochany! A więc dzisiaj masz urodzinki, tak? No to ja bym ci chciała złożyć życzonka, które zapamiętasz!
Życzę ci dużo ogórków, hehe! Zdrowia, szczęścia i ogórków! Pamiętaj o ogórkach! Miłości, weny, czasu do pisania, dużo kasy. Spełnienia marzeń! Oraz... OGÓRKÓW! Hehe, nasze cudowne rozmowy xD a także w cholerę dużo tasaków na debili. O tak, tasaki się przydadzą xD
Mam nadzieję, że kiedyś się spotkamy ❤ buziaczki i sto lat, sto lat! 

Dziewczyny, ten rozdział jest właśnie dla was ;***

A teraz zapraszam do czytania!

*********************************


Zakręciło jej się w głowie, ale posłusznie podążyła za matką. Dłoń z różdżką drżała na myśl o tym, co zaraz będzie musiała zrobić. W co Dumbledore ją wpakował? Czy ten starzec nie mógł przewidzieć takiego obrotu sprawy? Czy ona sama nie mogła tego przewidzieć? Spuściła głowę i niczym na skazanie szła ciemnymi korytarzami coraz niżej i niżej. Do lochów. Bellatrix nie odwracała się w jej stronę, ale szła, jak cień, powiewając materiałem sukni. W końcu kobieta przystanęła przed metalowymi kratami i otworzyła je jednym machnięciem różdżki. Drzwi uchyliły się ze skrzypieniem, niczym z jakiegoś horroru. Hermionie natychmiast przyszedł na myśl właśnie ten mugolski rodzaj filmu i literatury. Przeszły ją dreszcze, ale starała się nie dać tego po sobie poznać. Weszła do pomieszczenia za matką, rozglądając się wokół. Kolejne machnięcie różdżki Bellatrix zapaliło kilka pochodni znajdujących się na ścianach. Teraz Hermiona mogła wyraźnie zobaczyć wnętrze, w którym się znajdowała. Chropowate kamienne ściany, grafitowa podłoga, półokrągłe sklepienie. Kilka starych masywnych regałów z ciemnego drewna, a na półkach przedmioty o dziwnych kształtach. Powoli podeszła bliżej i przeszedł ją dreszcz. Te przedmioty to... klatki. Klatki z prawdziwymi, ledwo żyjącymi zwierzętami. Zauważyła tam wychudzone koty o brudnej i posklejanej sierści, sowy, którym brakowało dużej ilości piór, szczury o połamanych wąsach, bez ogonów lub kawałka ucha. Wiele rodzajów zwierząt, na których widok zachciało jej się płakać.
Bellatrix, jakby nie zauważyła emocji targających jej córką, podeszła do regału, otworzyła jedną z zardzewiałych klatek i wyciągnęła kościstego, czarnego kota, łapiąc go za skórę na grzbiecie. Upuściła go na ziemię, a zwierzak nie miał nawet siły, by uciec. Próbował utrzymać swój ciężar na wychudzonych łapach, ale trzęsące się kończyny nie były w stanie tego zrobić. Kot z żałosnym miauknięciem opadł na posadzkę. Otworzył swoje ogromne ślepia i żółtymi tęczówkami patrzył błagalnie na Hermionę, jakby wyczuwał, że ona chce mu pomóc.
Dziewczyna spojrzała sparaliżowana na Bellatrix, a kobieta uśmiechnęła się złowieszczo na widok przerażenia malującego się na twarzy jej córki.
– Rzuć na niego jakąś klątwę - rozkazała czarownica. Oczy Hermiony rozszerzyły się ze strachu.
– Ale... Ja nie potrafię - powiedziała przerażona.
– Czytałaś tyle książek, że na pewno znasz jakąś klątwę. No dalej. Nie mamy całego dnia. - Hermiona przełknęła ślinę i drżącą dłonią wycelowała różdżkę na biedne zwierze, które wciąż patrzyło na nią błagalnie. Zamknęła oczy, wzięła głęboki wdech. Nic nie pomogło.
– Ja nie potrafię - powiedziała piskliwie, opuszczając dłoń.
– To nie jest takie trudne - powiedziała zniecierpliwiona Bellatrix. - Patrz i ucz się. Frange Ossibus*. - Z różdżki kobiety poleciał czarny promień i ugodził biednego zwierzaka. Kot zawył z bólu, a do uszu Hermiony dobiegł przerażający odgłos łamanych kości.
– Nie! Przestań! - krzyknęła ze łzami w oczach do matki. Kobieta spojrzała na nią ze złością.
– Nie zostaniesz jedną z nas, jeśli będziesz rozpaczać nad każdym parszywym stworzeniem. Skup się i do roboty, albo sama oberwiesz jakimś zaklęciem.
Hermiona spojrzała załzawionymi oczami na biednego kota, który leżał na podłodze, jak martwy i tylko lekkie unoszenie się i opadanie klatki piersiowej wskazywało na to, że zwierze wciąż jeszcze żyje.
– Zrób coś wreszcie! - rozkazała Bellatrix. Widać było, że kobieta traci cierpliwość.
– Ja nie jestem gotowa! - wykrzyknęła Hermiona, upadając na kolana przed czarownicą. Bellatrix spojrzała na nią ze złością. Ręka z różdżką jej drgnęła, ale w ostatniej chwili opanowała się przed rzuceniem na córkę jakiejś klątwy za nieposłuszeństwo. Do głowy przyszedł jej pewien pomysł. Rzuciła jakieś niewerbalne zaklęcie na biednego zwierzaka.
– Nie, proszę, przestań! - płakała Hermiona, a jej szloch i mrożące krew w żyłach wrzaski kota wypełniały pomieszczenie.
– Możesz przerwać jego cierpienia. - Dziewczyna usłyszała głos matki. - Wystarczy jedno zaklęcie. Wiesz jakie.
Nastolatka uniosła głowę i spojrzała w czarne oczy kobiety. Wiedziała, co musi zrobić. Wypowiedzieć formułkę zakazanego zaklęcia, by uratował jedno istnienie od przeraźliwych tortur. Czy była w stanie wykonać polecenie matki?
Powoli wstała z podłogi i wyciągnęła przed siebie dłoń z różdżką.
Avada Kedavra - powiedziała cicho, ale wyraźnie, kierując zaklęcie w stronę zwierzęcia. Zielony promień ugodził małe ciało, a w pomieszczeniu nagle zrobiło się przeraźliwie cicho. Kot przestał rzucać się po posadzce, jego zwłoki leżały bez ruchu.
– To koniec nauki na dziś. Posprzątaj to i możesz iść - powiedziała Bellatrix, a następnie wyszła z pomieszczenia.
– Rudzik. - Hermiona przywołała skrzata, który natychmiast pojawił się przed nią, kłaniając się nisko. - Czy mógłbyś... czy mógłbyś posprzątać... to ciało? - spytała, jąkając się.
Kiedy skrzat zgodził się, dziewczyna, nawet się nie oglądając, wybiegła z lochów. Po jej policzkach strumieniami płynęły łzy.
Była już przed drzwiami do swojego pokoju, kiedy ktoś mocno ją szarpnął i przygniótł do ściany.
– Nie puszczę cię, dopóki nie oddasz mi mojej różdżki. - Usłyszała przy swoim uchu głos, którego nienawidziła. Spróbowała się wyszarpnąć, lecz jej wysiłki spełzły na niczym. A do tego łzy w oczach rozmazywały jej pole widzenia. - Nie szarp się, bo nic nie zdziałasz. I co, Lestrange? Nie zawsze jest się najlepszym, co?
– Zostaw mnie w spokoju - warknęła zapłakana. Nie miała teraz siły na potyczki, nawet słowne, z tym Ślizgonem. Chciała jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju, by rzucić się na łóżko i w spokoju zalać łzami.
– Oddaj mi różdżkę, a wszystko wróci do normy - powiedział Draco tuż przy jej uchu.
– Dobrze, tylko wreszcie mnie zostaw! - powiedziała, a chłopak zdziwił się. Naprawdę tak łatwo poszło? Odsunął się od dziewczyny, a ona otworzyła drzwi do swojego pokoju i nawet nie próbowała ich przed nim szybko zamknąć. Draco bez problemu wszedł do pomieszczenia i rozejrzał się po nim. Hermiona tymczasem podeszła chwiejnie do komody, otworzyła szufladę i po omacku znalazła różdżkę chłopaka. Rzuciła mu ją, a on ją złapał, wciąż nie mogąc uwierzyć, że tak szybko, bezproblemowo... i bez walki mu ją oddała.
– A teraz wynoś się! - Wskazała dłonią na drzwi. Chłopak, jakby dopiero teraz zobaczył jej łzy, podszedł krok w jej stronę.
– Co się stało? - spytał, marszcząc brwi.
– Powiedziałam, wynoś się! - Szybko znalazła się obok niego i uderzyła w jego pierś, wypychając go za drzwi. - Zostaw mnie w spokoju! - krzyknęła i zamknęła drzwi. Łzy nową falą zalały jej twarz, więc podbiegła do łóżka i rzuciła się na nie. Gorzki szloch wydarł się z jej piersi, dając upust emocjom zgromadzonym w jej ciele. Zaczęła uderzać pięściami w miękki materac, ale to nie wystarczyło. Usiadła i rozejrzała się szaleńczym wzrokiem po pomieszczeniu. Podeszła do stolika i złapała w dłoń wysoką szklankę, a następnie z mocnym zamachem rzuciła nią o ścianę. Szkło rozprysło się z hukiem, na podłogę upadły ostre odłamki. Chwyciła porcelanowy talerz i zrobiła z nim to samo. Usiadła na podłodze wśród odłamków, a kilka z nich poraniło jej dłoń. Objęła kolana ramionami i ukryła w nich głowę, a  szloch wstrząsnął jej ciałem. Nie zwróciła nawet uwagi na Blaise'a, który nagle wbiegł do jej pokoju.
– Merlinie, coś ty zrobiła? - Wziął dziewczynę na ręce i położył na łóżku.
Hermiona zwinęła się na miękkim materacu w pozycji embrionalnej, obejmując ramionami czarną satynową poduszkę.
– Reparo - wypowiedział zaklęcie chłopak, a potłuczone naczynia natychmiast wróciły do swej pierwotnej postaci. Postawił je na stole i usiadł na łóżku obok Hermiony. Dziewczyna płakała już ciszej, ale wciąż nie chciała się uspokoić. Blaise zamyślił się. Sam nie da rady sobie z płaczącą dziewczyną. Potrzebuje wsparcia. Zastanowił się nad patronusem, ale szybko odrzucił od siebie tę myśl. Jeszcze nigdy mu się to nie udało, więc teraz także nie miał po co próbować. Na szczęście do głowy przyszedł mu kolejny pomysł. Klasnął w dłonie, a przed nim zmaterializował się jeden ze skrzatów. Służący skłonił się przed chłopakiem.
– Znajdź Pansy i Margaret i powiedz, że potrzebuje ich tutaj. Szybko - rozkazał, a skrzat kiwnął głową i zniknął. Nie minęła minuta, a do pokoju wpadły dziewczyny.
– Co jest? - spytała Pansy, a kiedy zobaczyła, w jakim stanie jest Hermiona, podbiegła do łóżka. - Co jej zrobiłeś, ty skretyniały gadzie?
– Ja nic! - zaperzył się chłopak. – Kiedy byłem w moim pokoju, usłyszałem jakiś hałas, więc przybiegłem. Ta wariatka rozbiła naczynia o ścianę, a teraz ryczy, a ja nie wiem, o co chodzi!
– Hej, Hermiona, odezwij się - poprosiła Ślizgonka, patrząc spod byka na Blaise'a, który uniósł ręce w obronnym geście. - Już dobrze, spokojnie. Przestań płakać, zanim ktoś tu przyjdzie. - Pansy objęła szlochającą Hermionę i głaskała dłonią po głowie. - Proszę, uspokój się, bo będziemy mieli kłopoty, jak jakiś dorosły zobaczy cię ryczącą.
Podziałało. Hermiona odetchnęła głęboko, otarła policzki i spojrzała na wszystkich czerwonymi oczami.
– Mam dosyć tego miejsca. Już wolałam być mugolaczką - wyznała.
– Co się stało, gadaj - rozkazała rzeczowym tonem Pansy.
– Dumbledore wysłał mnie w sam środek ulu szerszeni. Jak można być takim głupcem? Przecież... On musiał wiedzieć, że Bellatrix nie będzie bezczynnie patrzeć, jak jej córka służy Zakonowi. Musiał wiedzieć, że będą chcieli przeciągnąć mnie na ciemną stronę. Jestem tu dopiero drugi dzień, nie licząc tego, kiedy byłam nieprzytomna, a ona już uczy mnie czarnej magii! Nie potrafię zadawać bólu, cierpienia! Nie potrafię... Co Dumbledore sobie myślał? Że spędzę tutaj urocze wakacje?
Trójka Ślizgonów wymieniła zatroskane spojrzenia. Hermiona miała rację. Także w ich oczach postępek dyrektora był po prostu dziwny, nieprzemyślany.
– Co zrobisz? - zapytała dziewczynę Margaret.
– Nie wiem... Chyba nie mam wyboru. Czarny Pan nie pozwoli na to, bym teraz sobie gdzieś uciekła z informacjami o jego kryjówce. Nie wierzę, że to mówię, ale ja muszę się przystosować - powiedziała cicho Hermiona, spuszczając głowę.
W pomieszczeniu zapanowała cisza, przerywana jedynie pociąganiem nosa przez Hermionę. Cała trójka Ślizgonów skrępowana patrzyła po sobie, nie wiedząc, co powiedzieć. Pocieszyć? Zakończyć temat? Pocieszenie nic nie da, każdy z nich wiedział, że wcale nie będzie dobrze, a mówienie pustych frazesów nie miało sensu. Zakończenie tematu i przejście do innego także wydawało się niezbyt dobrym pomysłem. Cóż więc mieli robić? Natomiast Hermiona, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, podniosła głowę i spojrzała na znajomych z dziwnym błyskiem w oku.
– Wczoraj mówiliście coś o imprezie - zagadnęła, ocierając policzki z łez. Blaise i Pansy spojrzeli na dziewczynę, jakby ujrzeli skrzyżowanego jednorożca ze sklątką tylnowybuchową.
– Dobrze się czujesz? - spytała Pansy, kładąc dłoń na czole Hermiony, jakby chciała sprawdzić, czy dziewczyna ma gorączkę.
– Dobrze. - Panna Lestrange odtrąciła rękę z Ślizgonki. - Zapomnijmy o tych ostatnich kilkunastu minutach. Tego nie było. To co z tą imprezą? - Blaise i Pansy patrzyli oniemieli na dziewczynę. Margaret wpatrywała się w ciemnoniebieską ścianę, nieświadoma tego, co dzieje się wokół niej. Gdy Hermiona się uspokoiła, dziewczyna straciła zainteresowanie sytuacją. Ale nikt nie był świadomy tego, że w głowie dawnej panny Granger zrodził się plan.

~~*~~

– Cześć, stary! - powiedział Blaise, wchodząc do pokoju swojego przyjaciela.
– Cześć. Co tam, Granger, o, pardon, Lestrange w końcu doszła do wniosku, jak fatalną niańką jesteś i kazała ci spadać? A może dała ci kosza i przyszedłeś wypłakać się na moim ramieniu? - zadrwił Draco, ale wskazał chłopakowi czarny fotel, a ciemnoskóry Ślizgon posłusznie opadł na miękkie siedzenie.
– Niańką jestem świetną, Hermiona nie ma prawa narzekać. Czyżbyś zazdrosny był, że ona kradnie ci twojego najlepszego, najcudowniejszego i najwspanialszego przyjaciela?
– Nie przesadziłeś czasem z tymi "naj"? - spytał sceptycznie Draco. - Zaraz twoje ego nie zmieści się w tym pokoju. Myślisz, że jak otworzę okna, to wystarczy? Czy mam jeszcze uchylić drzwi, żeby twoje napuszone ego miało gdzie uciec?
– Nie, nie przesadziłem. A teraz może ugościsz króla? Bo co to za maniery? - prychnął Blaise, jakby nie usłyszał drugiej części wypowiedzi kolegi.
– Oczywiście, drogi królu, kłaniam się do stóp. - Blondyn popatrzył krzywo na przyjaciela, ale wstał z fotela, by przynieść i postawić na stoliku z ciemnego drewna dwie butelki kremowego piwa. - No dobra, co cię tu sprowadza? - spytał, gdy ponownie zajął miejsce w fotelu.
– A to już nie można odwiedzić najlepszego przyjaciela? - obruszył się Zabini.
– Nie w twoim wypadku.
– Zraniłeś me serce! - Chłopak złapał się za klatkę piersiową w miejscu, gdzie znajduje się najważniejszy narząd.
– Och, jak mi przykro. A teraz gadaj.
– Zawsze jesteś taki stanowczy?
– Zawsze. A więc? - spytał Draco, pociągając łyk z butelki.
– Ano, mam propozycję na ten wieczór. - Blaise w końcu postanowił wyjawić cel swojej wizyty.
– Jaką?
– Robimy imprezę.
– Niech zgadnę. Świętujemy przybycie córeczki samej pani Lestrange? - Malfoy nie dał sobie zamydlić oczu.
– Coś w tym stylu.
– I co dalej?
– Masz nieoficjalne zaproszenie.
– Mówiąc "nieoficjalne", masz na myśli "Lestrange nie chce cię widzieć, ale przyjdź"? - spytał leniwie Draco.
– Może, może... - Blaise upił trochę napoju.
– Wpadnę - stwierdził Draco po chwili milczenia.
– Wiedziałem o tym. - Blaise uśmiechnął się chytrze. - Nigdy nie opuściłbyś żadnej imprezy. To widzimy się u Lestrange o osiemnastej. - Chłopak przechylił butelkę i dopił resztę piwa kremowego, po czym wstał i pożegnawszy się z przyjacielem, wyszedł z jego pokoju.

~~*~~

– Gdzie to ustawić? - zapytał Blaise Hermionę, wskazując na mały stolik.
– Przesuń go razem z fotelami pod tę ścianę - poleciła dziewczyna i powróciła do swojego zajęcia, jakim było ułożenie przekąsek i napojów. Oprócz soku dyniowego i kremowego piwa znalazła się tam butelka Ognistej Whisky, na którą Hermiona patrzyła krzywo. Nie pochwalała picia, a szczególnie w ich wieku. Jednak Ślizgoni uparli się, więc ona niewiele miała w tej kwestii do gadania.
Jej pokój zmienił się nie do poznania. Kto by pomyślał, że ustawienie mebli tak bardzo wpływa na wizerunek pomieszczenia! Sofa i fotele zostały ustawione pod jedną ścianą, przez co środek pokoju był pusty. Pojawił się tu też większy stół, na którym właśnie tłoczyły się różnego rodzaju słodycze. Hermiona przysłoniła okna i zapaliła świeczki w wiszących na jednej ze ścian świecznikach, nadając pokojowi przyjemną atmosferę.
Ona sama ubrała się w zwiewną czarną sukienkę do kolan i czarne baleriny. Nie dała rady zrobić nic z wielką szopą włosów na głowie, więc w końcu dała sobie spokój ze staraniami. Przecież to tylko zwykłe spotkanie ze znajomymi - jedynymi znajomymi, z jakimi może się teraz spotkać - więc wcale nie musi wyglądać oszałamiająco. Takie było jej przekonanie.
Pansy pozwoliła sobie na odrobinę więcej, zakładając krótkie dżinsowe spodenki i luźną bluzkę na ramiączkach oraz malując sobie kreski na powiekach. Natomiast Margaret miała na sobie czarne spodnie do kolan i ciemnozielony t-shirt. Dziewczyna całkowicie zrezygnowała z makijażu, tak jak Hermiona. Mówiąc krótko, wszystkie trzy dziewczyny traktowały tę imprezę jako wieczorne spotkanie ze znajomymi, a nie jak prawdziwą imprezę.
Brakowało jeszcze tylko Teodora. Blaise krzątał się po pokoju, rozstawiając meble, a dziewczyny zajmowały się jedzeniem. Margaret ustawiała właśnie szklanki na stoliku, gdy rozległo się pukanie do drzwi.
– Mówiłam Teodorowi, żeby nie pukał, tylko od razu wchodził - mruknęła Hermiona, ale podeszła do drzwi i otworzyła je. Jednak blond czupryna wcale nie należała do Teodora Notta.
– Cześć, Lestrange - powiedział chłopak, uśmiechając się bezczelnie.
– Malfoy - bardziej powiedziała, niż zapytała Hermiona, patrząc na chłopaka spod byka.

* Klątwa, która sprawia, że pękają wszystkie kości, w zależności od zachcianki czarodzieja. Zaklęcie wymyślone przeze mnie.

*********************************


To znowu ja! Wena powróciła, więc przedstawiam rozdział nr 5! Jak się podoba? 
Od razu informuję, że nie wiem, czy w kwietniu pojawi się kolejny rozdział, ponieważ piszę egzaminy gimnazjalne. Stres mnie zżera, więc bardzo Was proszę o zrozumienie. Oczywiście postaram się pisać w wolnych chwilach, ale nic nie wiadomo...

Jeśli chcecie się ze mną skontaktować, zapraszam na moją stronę na Facebooku oraz na mojego Aska. Jednak na fb pojawiam się częściej :)
Serdecznie zapraszam także na mojego drugiego bloga: Obliviate.

Przy okazji chciałabym Was zaprosić na blogi moich przyjaciółek (blogi OC): Blanda (Blaise & Amanda), Dralice (Draco & Alice) oraz Margaret Feenat & Teodor Nott.

A teraz proszę Was o komentarze. Nawet nie wiecie, jak to motywuje!

Buziaki ;***

Bellatrix