niedziela, 25 września 2016

Rozdział 11

Cześć, misie! Przepraszam, że to tak długo trwało, ale szkoła się zaczęła i te sprawy... Jeszcze się rozchorowałam i prawie nie mam siły siadać do kompa. No, ale w końcu się zmusiłam, poprawiłam błędy wskazane przez betę i voila! Zapraszam ;)

*********************************

Rano skrzat domowy musiał delikatnie szarpać kołdrę przy akompaniamencie próśb, aby dziewczyna choć uchyliła powieki. Kiedy udało jej się podnieść do pozycji siedzącej, stworzonko poczęło gorliwie ją przepraszać, że naruszyło jej prywatność.
– Grudka bardzo panią przeprasza, ale Grudka dostała polecenie, by panią obudzić. Grudce bardzo przykro, że musiała to zrobić w taki sposób.
– Już dobrze, dobrze. Nic się nie stało – powiedziała Hermiona, przecierając dłońmi zaspane oczy. – Która godzina?
– Już dziesięć minut po ósmej – zaskrzeczała służka.
– Dziękuję, możesz wracać do swoich obowiązków – poleciła skrzatce, a kiedy ta zniknęła, dziewczyna złapała się za głowę i potężnie ziewnęła. Merlinie, spała tylko kilka godzin! A dzisiaj czekał ją bardzo trudny dzień.
Z trudem udało jej się wstać z łóżka, nie mówiąc już o przyszykowaniu się do wyjścia z pokoju. W łazience przeklinała samą siebie za to, że nie posiada żadnego kosmetyku, który mógłby choć trochę ukryć jej ogromne worki pod oczami. Dla niej nie miało najmniejszego znaczenia, jak wygląda, ale mogła się narazić na pytania, a tego chciała uniknąć. Związała włosy gumką w bardzo puszystego kucyka, bo nie miała siły na okiełznanie ogromnej, brązowej szopy loków w inny sposób. Kiedy ubrała się w jakieś ciuchy, czyli pierwsze spodnie, które wpadły jej w ręce, i w ten sam sposób wybraną bluzkę, wpadła na pewien pomysł. Pansy na pewno miała jakieś kosmetyki!
Delikatnie zapukała do drzwi pokoju Ślizgonki, mając nadzieję, że dziewczyna jeszcze nie wyszła na śniadanie. Po chwili otworzyła jej Pansy, po czym odsunęła się i pozwoliła brązowowłosej wejść do środka.
– Ładne worki. Wyprowadzasz się? – skomentowała wygląd koleżanki.
– Bardzo zabawne – mruknęła Hermiona. – Chciałam się zapytać, czy masz coś, czym mogłabym to zamaskować. – Machnęła ręką, wskazując na swoją twarz.
Pansy kiwnęła energicznie głową i pobiegła do łazienki, by po chwili wrócić z kosmetyczką pod pachą. Kazała usiąść Hermionie na krześle przy oknie, a sama zaczęła wyciągać jakieś mazidła.
– Noc z koszmarami? – zapytała, nakładając na twarz dziewczyny jakieś kosmetyki, których brązowowłosa nie kojarzyła, bo nigdy nie używała.
– Coś w tym stylu – przytaknęła jej Hermiona, mocno ziewając.
– Znam to... – mruknęła Ślizgonka i sięgnęła po pędzel z różem, którym delikatnie omiotła policzki dziewczyny. – Pomalować ci rzęsy?
– Już bez przesady. Tony tych kremowowych mazideł w zupełności wystarczą. Teraz pewnie wyglądam jak wytapetowana lalka.
– Nieprawda! – zaprotestowała Pansy i podała lusterko.
Hermiona zaskoczona musiała przyznać dziewczynie rację. Nie było już widać śladów zmęczenia, a zaróżowione policzki nadały jej twarzy odrobiny życia.
– Jest super, dziękuję.
– Drobiazg. – Ślizgonka machnęła ręką. – Jakieś plany na dzisiaj?
– Na razie nie, ale muszę porozmawiać z moją... matką. Możliwe, że ona mi znajdzie jakieś zajęcie.
Pansy pokiwała ze zrozumieniem głową i machnęła ręką w stronę drzwi.
– Idziemy?
Po wejściu do jadalni dziewczyny rozeszły się i każda usiadła na swoim miejscu. Hermiona zdziwiła się, ponieważ nie było jeszcze Bellatrix ani Dracona. Do sali powoli schodzili się wszyscy mieszkańcy dworku, a ona przyglądała się smakowitościom znajdującym się na stole. Była zmęczona, a przez to bardziej głodna niż zwykle. Jednak dobre maniery wymagały, by poczekała na innych. Witała się skinięciami głowy z obecnymi już w sali i usiadła wyprostowana, by sprawiać dobre wrażenie. Jej matka pojawiła się niebawem.
Kiedy tylko Bellatrix przybyła, dziewczyna zrozumiała, że kobieta jest z czegoś zadowolona.
– Dzień dobry – przywitała się grzecznie.
– Witaj, Hermiono. Nie wyspałaś się?
Brązowowłosa skrzywiła się w duchu. Wiedziała, że makijażem nie zamaskowała całkiem swojego zmęczenia, na pewno było je widać. Jednak cieszyła się, że jej matka nie mogła zobaczyć całego obrazu nędzy i rozpaczy, jaki stanowiła jej córka pod warstwą kosmetyków. Wtedy zaczęłyby się niewygodne dla dziewczyny pytania.
– Nie spałam najlepiej – przyznała, mając nadzieję, że Bellatrix nie będzie dalej drążyć tematu.
– Masz bardzo zmęczone oczy. Musisz wcześniej kłaść się spać, inaczej nie będziesz miała wystarczająco sił, a na to nikt z nas nie może sobie pozwolić.
Hermiona kiwnęła głową, przyznając kobiecie rację. Jednak, o dziwo, czarownica wciąż kontynuowała rozmowę. Nachyliła się w stronę córki i ściszonym głosem powiedziała:
– Czarny Pan dzisiaj przybędzie.
Nastolatka widziała, jak jej matce zaświeciły się oczy, gdy to mówiła, jednak wystraszona dziewczyna trochę się odsunęła.
– Skąd wiesz? – spytała zaskoczona.
Bellatrix podwinęła rękaw i pokazała jej lewe przedramię.
– Czuję to.
Hermionę przeszedł dreszcz na widok Mrocznego Znaku. Przerażał ją, jednak w pewien nielogiczny sposób fascynował. Miała wrażenie, że tatuaż się porusza. Wąż wił się, wychodząc z czaszki. Musiała mrugnąć kilka razy, bo bała się, że ma omamy. Natomiast śmierciożerczyni obserwowała córkę i uśmiechnęła się na widok zainteresowania wypisanego na twarzy dziewczyny.
– Przyjdź do mnie po śniadaniu. Musimy kontynuować naukę – powiedziała w końcu do Hermiony, a nastolatka kiwnęła głową, z trudem odrywając się od Znaku. Bellatrix z powrotem naciągnęła rękaw, natomiast brązowowłosa myślała o tym mrocznym tatuażu. Z przerażeniem doszła do wniosku, że ją przyciągał i nie wiedziała, co na to poradzić. Powinna być przestraszona, obrzydzona, zdegustowana...
Mimo tych wieści apetyt jej dopisywał. Kiedy wszyscy zeszli na śniadanie, kiwnęła głową na powitanie Draconowi, który jak zwykle usiadł obok niej, i z zapałem zabrała się za owsiankę z bananami oraz grzanki z masłem. Do tego wypiła cały kubek aromatycznej, świeżej kawy. Bellatrix przyglądała się dziewczynie kątem oka i uśmiechała pod nosem. Natomiast chłopak zdziwił się zapałowi, z jakim nastolatka pałaszowała śniadanie. Dotychczas jadła powoli i niewiele, jakby z wahaniem. Czyżby się przyzwyczaiła?

Po śniadaniu Hermiona szybko wyszła z jadalni i poszła do swojego pokoju. Kiedy zamknęła za sobą drzwi, oparła się o nie, po czym wzięła głęboki wdech. Stała tak przez chwilę, wpatrując się w sufit i rozmyślając o swojej sytuacji. Jednak w końcu oderwała się od drewnianej powierzchni oraz zganiła w myślach: ,,Weź się w garść!". Podeszła do szafki nocnej, sięgnęła po różdżkę, po czym wyszła z pomieszczenia, kierując się do pokoju swojej matki.
Kiedy zapukała, drzwi same się otworzyły. Z lekkim wahaniem weszła do środka i ujrzała Bellatrix siedzącą na fotelu z jakimś pergaminem w ręku. Podniósłszy wzrok na dziewczynę, kobieta zaciągnęła się papierosem, po czym zgasiła go w popielniczce, wydmuchując dym z płuc. Hermiona skrzywiła się nieznacznie, kiedy do jej nozdrzy dotarł jego zapach. Śmierciożerczyni zwinęła papier i odłożyła zwój na stolik, a po chwili wstała, rozprostowując materiał sukni.
– Gotowa? –  spytała córkę. Kiedy dziewczyna potwierdziła, Bellatrix wzięła swoją różdżkę ze stolika i ruszyła do wyjścia.
– Chodź ze mną. Dzisiaj czas na teorię.
Kiedy szły korytarzami, Hermiona czuła się nieswojo. Musiała dziś powiedzieć coś swojej matce, ale nie wiedziała, od czego zacząć. Może później przyjdzie odpowiedni moment...
Bellatrix zatrzymała się nagle i spojrzała na dziewczynę z uśmiechem. Nastolatka była zdezorientowana, jednak po chwili kobieta wytłumaczyła sytuację.
– To moja matka – powiedziała, wskazując na portret wiszący przed nimi. –  Druella Rosier, twoja babka. A to jej mąż, mój ojciec, Cygnus Black.
Hermiona zaskoczona przyjrzała się obrazom. Widziała, że postacie w ramach również się jej przypatrują. Po lewej stronie wisiało dzieło przedstawiające starszą, surową kobietę o siwych włosach upiętych w kok. Lecz mimo tej fryzury Hermiona zauważyła, że czarownica również miała kręcone włosy – jak ona i jej matka. Głęboko osadzone, brązowe oczy o dość ociężałych powiekach spoglądały na dziewczynę badawczo oraz krytycznie. Kobieta miała pociągłą twarz, niewielki, lekko garbaty nos oraz wąskie usta. Szczupłe, pomarszczone dłonie trzymała złożone na kolach okrytych brązowym materiałem sukni, którego kolor komponował się z jej tęczówkami. Na ramiona miała narzuconą ciemnozieloną pelerynę obszytą złotą lamówką.
Natomiast po prawej stronie wisiał obraz, na którym uwieczniony został starszy mężczyzna o dość długich, siwych włosach, spiętych w kucyk srebrną klamrą, której fragment wystawał poza linię karku. Miał zimne, zielono-szare oczy ozdobione krzaczastymi brwiami, nieco zapadnięte policzki, blade, cienkie usta i jasną, poznaczoną zmarszczkami skórę. Był chudy, można było powiedzieć, że lekko ,,zasuszony". Podbródek miał dumnie uniesiony. Mężczyznę okrywała ciemnoszara szata z herbem rodu Blacków wyszytym na piersi, po prawej stronie. W chudej dłoni z niebieskimi żyłami na widocznymi wierzchu, opartej na kolanie, trzymał swoją różdżkę.
– Bello, to jest nasza wnuczka? –  spytała czarownica i zlustrowała dziewczynę spojrzeniem. Oględziny musiały wypaść pomyślnie, ponieważ namalowane rysy nieco jej złagodniały, zmarszczone brwi wróciły na swoje miejsce. – Strasznie chuda, koścista – stwierdziła jednak. – Jak ty chcesz rodzić dzieci? – fuknęła starsza pani.
– Kolejna kobieta w rodzinie... Powiedz mi, Bellatrix, czy Revati jest godna noszenia miana mojej potomkini?
Hermiona spoglądała to na jeden obraz, to na drugi, nie mogąc wykrztusić z siebie słowa. Nie zdziwiła się jednak, kiedy jej dziadek – jakże dziwnie brzmiało w jej głowie to słowo – użył imienia, które nadano jej przy narodzinach.
– Ojcze, moja córka została wychowana wśród mugoli – to stwierdzenie zostało skwitowanie okrzykiem oburzenia pani Black – i otrzymała imię Hermiona, jednak mimo to jest bardzo zdolną czarownicą i jestem pewna, że nas nie zawiedzie.
– Hermiona! Cóż za okropne imię– cmoknęła Druella. – Nie możesz wrócić do swojego prawdziwego imienia? – zwróciła się do dziewczyny.
Nastolatkę chwilowo zatkało, jednak szybko wzięła się w garść, by wypaść jak najlepiej – nawet jeśli to były tylko portrety.
– Używałam tego imienia od maleńkości i przyzwyczaiłam się do niego, jak również wszyscy w moim otoczeniu. Myślę, że zostanę przy nim... – Już chciała powiedzieć ,,do końca", jednak wstrzymała się, ponieważ nie chciała zdenerwować swej babki. – Do końca Hogwartu – dokończyła, zadowolona ze swojej pomysłowości.
Kobieta z portretu spoglądała na nią krzywo, jednak ustąpiła. Do rozmowy znów włączył się Cygnus.
– Hermiono, skoro chodzisz do Hogwartu... – Dziewczyna usłyszała pewnego rodzaju pogardę, kiedy mężczyzna wypowiedział to imię, jednak puściła to mimo uszu. – Powiedz mi, czy jesteś w Slytherinie?
Dziewczyna zauważyła, że Bellatrix rzuciła jej szybkie, niepewne spojrzenie. Ona sama również poczuła się niezbyt komfortowo, ale odpowiedziała zgodnie z prawdą:
– Nie. Tiara przydzieliła mnie do Gryffindoru.
– Gryffindor! – wrzasnęła Dorea, a Hermiona miała wrażenie, że kobieta zemdleje z takiego szoku pomieszanego ze złością. Jednak jej babka nie straciła przytomności, jedynie z fałd brązowej sukni wyciągnęła czarny wachlarz, wyszywany złotą nicią, i zaczęła się nim wachlować. Natomiast jej dziadek zapowietrzył się i przez chwilę nie potrafił wypowiedzieć ani słowa.
– Toż to skandal! – wykrzyknął, kiedy w końcu odzyskał mowę. – Takie geny, taka krew i zapewne talent w tym zapchlonym Gryffindorze? Bellatrix, czy jesteś w stu procentach pewna, że to twoja córka?!
– Tak, tato. Podejrzewam, że maczał w tym swoje palce Dumbledore. Inaczej Tiara powinna wziąć pod uwagę jej pochodzenie... Hermiono, czy Tiara wspominała o Slytherinie, kiedy cię przydzielała?
Dziewczyna zmarszczyła brwi, ale nie było mowy o pomyłce – doskonale pamiętała tamten dzień i moment, kiedy siedziała na stołku z wyświechtaną czapką na głowie, której głos rozbrzmiewał w jej uszach.
– Nie. Wahała się pomiędzy Gryffindorem a Ravenclawem, ale ani przez sekundę nie mówiła o Slytherinie – odpowiedziała pewnie, mimo groźnych min państwa Black.
– Tak, na pewno ktoś musiał zaczarować tę głupią czapkę. – Cygnus przyznał rację córce. –Nie mogę uwierzyć, że mój potomek nie trafił do Slytherinu, a do jakiejś wylęgarni czarodziei drugiej kategorii. – Widząc niepewną minę Hermiony, ku jej zdziwieniu postanowił zmienić nieco temat. – Dobrze się uczysz? – spytał, spoglądając na wnuczkę.
– Staram się, jak potrafię najlepiej.
– Z tego co wiem, ma najlepsze stopnie na roku – wtrąciła się Bellatrix i Hermiona zmarszczyła lekko brwi w zdumieniu. Czyżby usłyszała w jej głosie coś na kształt dumy?
Dziadkowie pokiwali głowami z aprobatą, co również dziewczyna przyjęła z niemałym zdziwieniem.
– Przynajmniej takie pocieszenie w całej tej chorej sytuacji – stwierdził mężczyzna.
– Skoro już jesteśmy przy nauce, niestety musimy was przeprosić, ponieważ czas na lekcję czarnej magii – powiedziała jej matka, a postacie z obrazów od razu przytaknęły. Hermiona dotychczas nie widziała, by Bellatrix do kogokolwiek odzywała się z takim szacunkiem. Jedynym wyjątkiem był Czarny Lord, jednak to nikogo nie dziwiło. Dotąd widywała matkę, przed którą drżała większość mieszkańców zamku; niezależną, przed nikim się nieuginającą. Zwykle niemówiącą nawet ,,dzień dobry" – po prostu kiwała innym głową – za wyjątkiem najbliższych jej osób.
– Do zobaczenia, dziecko – powiedziała Druella do Hermiony, a Cygnus jej zawtórował. Najwyraźniej kobieta postanowiła unikać wymawiania imienia swojej wnuczki, ale dziewczyna ponownie się tym nie przejęła. Pożegnała się grzecznie z dziadkami i ruszyła za swoją matką w głąb korytarza, słysząc za sobą szepty portretów. Miała pewność, że tematem rozmów starszej pary była jej osoba.
Kiedy tylko się oddaliły, dziewczyna poczuła, że zaczyna pulsować jej głowa w skroniach. Dopiero teraz zauważyła, jak bardzo spięte miała mięśnie szyi. Rozmasowała kark i spostrzegła, że Bellatrix przygląda się jej kątem oka. Dziewczyna zastanawiała się, czy powinna się odezwać i skomentować to co najmniej dziwne spotkanie, jednak nic nie mówiła, a jej matka również przez całą drogę nie powiedziała ani słowa. W ciszy szły jakimiś korytarzami, których nastolatka nie poznawała – jeszcze nie znała całego zamku. Najwyraźniej szły jakąś inną drogą niż gdy zwiedzała zamek z Zabinim, bo kiedy dotarły do biblioteki, Hermiona przystanęła przed drzwiami zaskoczona. Spodziewała się kolejnej lekcji w lochach lub jakimś innym miejscu, gdzie musiałaby ćwiczyć zaklęcia. Bellatrix weszła do środka i dała córce znak ręką, by ta postąpiła tak samo. Kobieta, nie marnując czasu, przeszła się między regałami, odnajdując odpowiedni. Hermiona była pewna, jaki rodzaj ksiąg się tam znajduje.
– Aby być dobra w praktyce, musisz znać teorię. Zapewne nie będzie to dla ciebie problemem – zwróciła się Śmierciożerczyni do córki, zdejmując z półki jedną z książek oprawioną w ciemnobrązową skórę. Dziewczynę przeszedł dreszcz na myśl, jaką wiedzę będzie musiała posiąść. – Możesz tu przychodzić w każdej chwili i korzystać ze wszystkich ksiąg i pergaminów z tego regału. Na początek tylko z tego – zaznaczyła, a nastolatka kiwnęła nieco spięta głową.
Nawet nie chciała myśleć, jak okropne informacje są zawarte w dziełach na innych półkach. Przypomniała sobie straszne ilustracje w książce ,,Najsilniejsze eliksiry", którą wypożyczyli z Harrym i Ronem w drugiej klasie dzięki pisemnej zgodzie Gilderoya Lockharta do uwarzenia eliksiru wielosokowego, i ponowne poczuła nieprzyjemne mrowienie.
– Musisz się przykładać do nauki, bo Czarny Pan będzie wymagał od ciebie naprawdę dużych umiejętności, a nie mamy wiele czasu do końca wakacji. Bo zamierzasz się zgodzić, prawda? – Kobieta podniosła wzrok znad kartek, które przerzucała i spojrzała na dziewczynę.
– Ja… Ja właśnie chciałam o tym dzisiaj porozmawiać – powiedziała Hermiona, nerwowo przestępując z jednej nogi na drugą. – Przemyślałam wszystko i skoro… Czarny Pan dzisiaj przybędzie, oznajmię mu, że zamierzam… zamierzam… – zająknęła się, po czym odchrząknęła, podniosła głowę i dokończyła pewniej – zamierzam się do was przyłączyć i stać się jedną z was.
Bellatrix spoglądała na nią badawczo, po czym uśmiechnęła się pod nosem.
– To dobrze – powiedziała tylko i wróciła do kartkowania księgi. – Trzeba będzie cię jeszcze nauczyć kłamać – stwierdziła i zaśmiała się w duchu na widok zaskoczonej i jednocześnie chyba przerażonej twarzy dziewczyny.
Kobieta wiedziała, że Hermiona wcale tego nie chce. Powiedziała to wszystko, bo musiała. Gdyby się nie zgodziła, Pan zabiłby ją bez mrugnięcia okiem. A wcześniej nakazałby ją torturować. To było tylko kwestią czasu, kiedy jej córka dojrzeje do przyznania się przed sobą, że nie ma innego wyjścia, i oznajmienia tego innym. Bellatrix wiedziała, że dziewczynie jest ciężko z tym, co będzie musiała teraz robić, ponieważ Dumbledore zdążył wbić jej do głowy swoje chore wartości. Ale była też pewna, że nastolatka w końcu zrozumie, kto jest silniejszy i komu warto służyć, za co walczyć.
Z tym przekonaniem przejrzała ze stoickim spokojem jeszcze kilka stron, podczas gdy Hermiona nerwowo przygryzała wargę, przestępowała z nogi na nogę i nie śmiała się odezwać, po czym kobieta podeszła do córki i wcisnęła jej w ręce otwartą książkę.
– Od tego zaczniemy. – Wskazała długim paznokciem akapit w połowie strony, po czym odwróciła się na pięcie i usiadła przy stoliku pod oknem.
,,Sposoby wzmacniania zaklęć. Co zrobić, by pozornie nieszkodliwe zaklęcia potrafiły zaszkodzić", przeczytała dziewczyna i poczuła, jak jeżą jej się włoski na karku. Jednak wzięła się w garść i przysiadła do matki.

~~*~~

Po dwóch godzinach Hermiona zmęczona szła z powrotem do swojego pokoju, uginając się pod ciężarem kilku starych ksiąg, które Bellatrix wybrała jej do nauki. Dziewczyna nie chciała ich nawet otwierać, ale wiedziała, że nie ma wyjścia. Będzie musiała zgłębić tę wiedzę, przed którą chciała uciec jak najdalej. Jednak w tej chwili inna sprawa zaprzątała jej umysł. Nastolatkę martwił fakt, że Czarny Pan tego dnia miał się zjawić, a ona musiała dać mu odpowiedź. Co prawda nie minęły jeszcze dwa tygodnie, ale wiedziała, że nie powinna się ociągać.
Otworzyła drzwi do swojego pokoju, o mały włos nie upuszczając wszystkich książek na podłogę, i weszła do środka. Odłożyła opasłe tomy na biurko, jakby chciała się ich jak najszybciej pozbyć, po czym usiadła na łóżku. Kiedy tylko poczuła pod sobą miękkość materaca, opadła na poduszki oraz westchnęła. Ach, jakże cudownie byłoby się przespać! Jednak odsunęła te myśli od siebie, mrugnąwszy kilka razy, by choć na chwilę odgonić zmęczenie. Ale tak ciężko było jej się podnieść z wygodnego łóżka, które ją wręcz wzywało...
W końcu podjęła decyzję – nie powinna iść spać. W każdej chwili mógł wrócić Czarny Pan, a ona powinna być gotowa. Dźwignęła się z łóżka, rozmasowała twarz, by odrobinę się rozbudzić, i poszła do łazienki. Najchętniej ochlapałaby twarz zimną wodą, jednak pamiętała o makijażu, jaki zrobiła jej Pansy. Jeśli więc wciąż chciała wyglądać w miarę dobrze, a nie jak niewyspane zombie, musiała z tego zrezygnować. Przejrzała się jedynie w lustrze, poprawiła kilka kosmyków włosów, które wysunęły się z kucyka, i wyszła z łazienki. Jej wzrok od razu podążył w stronę łóżka, ale opamiętała się i wpadła na pewien pomysł. Wzięła różdżkę z pościeli, po czym wyszła z pokoju, zakluczając drzwi.
Schodziła po schodach, starając sobie przypomnieć rozmieszczenie pomieszczeń i korytarzy, by się nie zgubić. Zeszła na parter i przystanęła przy rozwidleniu. Zmarszczyła brwi, zastanawiając się, w którą stronę ma iść: w prawo czy lewo? Nie pamiętała, którędy prowadził ją Blaise, więc postanowiła zaryzykować i iść w lewo – w końcu zawsze mogła zawrócić. Zdążyła zrobić trzy kroki w wybranym kierunku, kiedy usłyszała za sobą głos Teodora:
– Hermiona?
Dziewczyna zawróciła i wyszła zza zakrętu,
– Gdzie idziesz? – spytał Nott, uśmiechając się lekko, przez co w prawym policzku zrobił mu się lekki dołeczek.
– Szukam kuchni, ale chyba się trochę zagubiłam – powiedziała, a chłopak wydawał się być nieco zdziwiony.
– Musisz iść tutaj w prawo, dopiero później w lewo i na końcu korytarza będą duże drzwi bez żadnej klamki.
– Jasne, dzięki – stwierdziła i obróciła się na pięcie, ale Teodor ją powstrzymał:
– Nie możesz po prostu przywołać skrzata, żeby ci coś przyniósł? – spytał. Nielogicznym było dla niego zachowanie dziewczyny – tutaj nikt nie wpadłby na pomysł odwiedzenia kuchni i oglądania uwijających się w ferworze pracy stworzeń.
Hermiona skrzywiła się nieznacznie, ale miała nadzieję, że chłopak tego nie zauważył. Miała już dosyć wykorzystywania biednych skrzatów, jednak nie mogła się do tego przyznać. Nie tutaj, gdzie wszyscy pomiatali tą służbą.
– Po prostu chciałam się przejść, mam dosyć siedzenia w pokoju. Chwila odpoczynku w innym miejscu dobrze mi zrobi. Poza tym poznaję otoczenie. – Uśmiechnęła się do chłopaka i znów chciała się odwrócić, ale Teodor wpadł na pomysł.
– Akurat nie mam nic do roboty, to może pójdę z tobą? – zaproponował, na co dziewczyna jęknęła w duchu, ale grzecznie zgodziła się z uśmiechem na ustach. Udawanie szło jej coraz lepiej.
– To jak ci się tu żyje? – spytał chłopak, kiedy ramię w ramię ruszyli w odpowiednią stronę.
– Przyzwyczajam się. Nie jest łatwo, no ale nie mam wyjścia.
– No tak, w końcu dotychczas mieszkałaś i ogólnie funkcjonowałaś na całkiem innych zasadach. W sumie zastanawiam się, co kierowało Dumbledorem, że cię tu wysłał.
Hermiona spojrzała na niego kątem oka i zastanawiała się, co natomiast kierowało chłopakiem: czysta ciekawość czy polecenie ojca. Nawet jeśli to drugie, odpowiedź zapewne nie usatysfakcjonuje pana Notta.
– Cóż... Sama się zastanawiam, czemu nie uświadomił mnie wcześniej. Stwierdził, że teraz jestem gotowa na tak wielki wstrząs, jakim była ta wiadomość. Ale jeśli chodzi o decyzję o poznaniu mojej rodziny, to należała ona do mnie.
– Żałujesz? – zapytał po chwili Teodor, upewniając Hermionę w przekonaniu, że wykonuje powierzone mu przez ojca zadanie.
– Ciężko mi to na razie stwierdzić – odpowiedziała przezornie, ale ku jej niezadowoleniu chłopak dalej drążył temat:
– No ale tak szczerze? Na pewno wiesz, czy jesteś zadowolona z tego, czy nie.
Hermiona nagle poczuła wielką niechęć do chłopaka. Miała ochotę wygarnąć mu w twarz, że wie, czemu tak go to interesuje, ale postanowiła na razie się nie zdradzać. Dzięki temu mogłaby kiedyś to wykorzystać.
– Na razie naprawdę staram się o tym nie myśleć. Jak się dowiem, dam ci znać – ucięła rozmowę, a Teodor złapał aluzję, że nie był to najlepszy temat.
Tymczasem dotarli do dużych drewnianych drzwi, które w istocie nie miały żadnej klamki. Dziewczyna rozpoznała je z dnia, kiedy Blaise ją oprowadzał, i odetchnęła z ulgą. Może teraz chłopak da jej chwilę spokoju. Hermiona wyciągnęła rękę, w której trzymała różdżkę, i machnęła nią przed drzwiami, tak samo jakby wzywała Błędnego Rycerza, a one otworzyły się ze skrzypieniem zawiasów, ukazując dużą, kamienną kuchnię. Weszła do środka, a jej oczom ukazało się kilkanaście uwijających się przy pracy skrzatów, ubranych w jakieś brudne szmaty, poszewki od poduszek lub inne strzępy materiałów. Gdy tylko spostrzegły dwójkę czarodziejów, rzuciły robotę i zaczęły się kłaniać wręcz do stóp.
– Panienka Lestrange, panicz Nott! Czym możemy służyć? – pisnęła Grudka, skrzatka, która dziś rano budziła Hermionę, teraz nie śmiejąc nawet spojrzeć na dziewczynę. Najwyraźniej bała się gniewu nastolatki za wyrwanie jej ze snu.
– Nie bój się mnie, Grudko – powiedziała Hermiona, jednak po sekundzie zganiła się w myślach za te słowa. Musiała pohamować swoje współczucie oraz sympatię do skrzatów, kiedy przebywała w towarzystwie jakiegoś innego arystokraty – a już w szczególności Teodora. Zauważyła, że chłopak rzucił jej szybkie spojrzenie i zapewne zapamięta jej przypływ litości do służki, a także powie wszystko ojcu. Ściągnęła usta ze złości, ale postanowiła się opanować.
– Chciałabym się napić dobrej kawy – powiedziała, a kilka stworzonek od razu rzuciło się do roboty, dzięki czemu po kilku minutach miała przed nosem tacę z  gorącym napojem z bitą śmietaną i startą czekoladą na wierzchu oraz talerz z ciepłymi jeszcze czekoladowymi ciasteczkami. Teodor machnął tylko ręką, gdy służąca spytała go, czy on również by czegoś chciał, i usiadł przy stole obok dziewczyny.
Hermiona zanurzyła wargi w napoju, brudząc sobie nos bitą śmietaną, i przymknęła delikatnie oczy, kiedy poczuła jego smak na języku. O tak, zdecydowanie tego potrzebowała. Bezwiednie się uśmiechnęła i odstawiła szklankę na tacę, sięgając po ciasteczko. Natomiast Teodor wyciągnął w jej stronę rękę i nim zdążyła jakkolwiek zareagować, starł ze śmiechem z jej nosa bitą śmietanę. Dziewczyna była lekko zaskoczona, poza tym jakoś nie miała ochoty na najmniejszy kontakt z tym chłopakiem, ale odwzajemniła uśmiech. W końcu tego oczekiwał.
– Jak tam lekcje z Bellatrix? – spytał, biorąc sobie jedno z ciastek z talerzyka stojącego przed nią.
– Cóż, są... dość wyczerpujące. Wiele ode mnie wymaga. Ale ciekawią mnie. – W myślach pluła sobie w brodę, że wypowiedziała ostatnie zdanie, ale musiała sprawiać wrażenie posłusznej i zainteresowanej czarną magią córki jednej z najsławniejszych śmierciożerczyń. – Czy ciebie też uczy ojciec?
– Nie. Wielu z nas uczy się samemu. – Hermiona zauważyła, że chłopak chyba jej... zazdrościł? Przynajmniej miała wrażenie, ze coś na kształt zazdrości zauważyła w błysku w jego oku. – Jesteś raczej jedną z niewielu, która ma nauczyciela w tej dziedzinie. Rodzice każą nam samym uczyć się czarnej magii, czytać książki, a później nas sprawdzają. I karzą, jeśli efekty nie są odpowiednie.
– Och! – Tego dziewczyna się nie spodziewała. Wydawało jej się, że rodzice uczą swoje dzieci, przekazują im wiedzę, którą ona teraz była zmuszona posiadać. A tu proszę, niespodzianka!
– Podobno Bellatrix uczyła się od samego Czarnego Pana – powiedział Nott, a Hermiona o mało nie zakrztusiła się kawą. Kolejna nowina, o której nie miała pojęcia. To znaczyło, że i ona otrzyma wiedzę, którą jej matce przekazał jeden z największych czarnoksiężników!
– Nie mówiła mi tego – zdołała wykrztusić z wrażenia.
– Ten dom kryje wiele tajemnic – powiedział Teodor i uśmiechnął się. – Zamierzasz do nas przystać? – spytał, na co dziewczyna wywróciła oczami w duchu. Czy te wypytywania mogły się już skończyć? Była zła, bo chłopak nie używał wyobraźni – przecież to było wiadome, że nie miała innego wyjścia. No, chyba że chciałaby znaleźć się w grobie. A na razie tego nie planowała.
– Tak, to chyba logiczne – stwierdziła, a chłopak lekko się zachmurzył. Chyba zrozumiał, że to pytanie również nie było zbyt trafne. W końcu dał sobie spokój z misją ojca i postanowił normalnie poprowadzić rozmowę.
– Jak ci poszły SUMy? Pewnie pobiłaś wszystkich? – Na to pytanie Hermiona odrobinę się rozpromieniła.
– Wydaje mi się, że dobrze! Ale denerwuję się runami. Jestem pewna, że nie napisałam wszystkiego poprawnie. Z niecierpliwością czekam, aż w końcu przyjdą wyniki... Och! Czy sowa z moimi wynikami tutaj dotrze, skoro nie wszystkie mogą pokonać barierę? – spytała przestraszona. Teodor również się zasępił.
– Dumbledore wie, że tu jesteś, więc pewnie coś wymyśli – stwierdził.
– A tobie jak poszły egzaminy? – zapytała Hermiona, mocząc ciasteczko w kawie.
– Chyba całkiem nieźle. Chyba najlepiej poszły mi zaklęcia, takie mam wrażenie. No ale co będzie, to zobaczymy.
Nagle rozmowę przerwało im głośne pyknięcie, przez co obydwoje gwałtownie się odwrócili w stronę źródła dźwięku. W kuchni zmaterializował się jeszcze jeden skrzat, który najwyraźniej był oddelegowany do sprzątania zamku.
– Czarny Pan wrócił – pisnęło stworzonko, a Hermiona poczuła, jak szklanka z resztką kawy wysuwa jej się z ręki. Po ułamku sekundy usłyszała głośny brzdęk tłuczonego szkła, a pod swoimi stopami ujrzała odłamki oraz plamę z napoju, który rozpryskał się we wszystkie strony, brudząc spodnie dziewczyny. Potrzebowała kilku sekund, by otrzeźwieć i zrozumieć, co się właściwie stało. Pisnęła cicho na widok swoich nogawek i bałaganu, który narobiła.
– Och! To moja wina, przepraszam, zaraz to... – zaczęła się gorączkowo tłumaczyć i chciała to szybko posprzątać, ale nim zdążyła obejrzeć się za jakąś szmatką, do jej stóp już rzuciły się trzy skrzaty i zaczęły zbierać szkło oraz wycierać podłogę.
– Nie chciałam, przepraszam – mruknęła pod nosem, ale wiedziała, że stworzonka ją usłyszały.
– Nic się nie stało, panienko! – piszczały jeden przez drugiego, uwijając się szybko przy sprzątaniu.
– To wina Guzika, panienko! – Do dziewczyny podbiegł skrzat, który przyteleportował się z tą wieścią. Duże uszy położył po sobie, jak pies, który wie, że zawinił i zaraz zostanie ukarany. – Guzik bardzo panienkę przeprasza, że panienkę wystraszył. Guzik zaraz się ukarze za to! – powiedział, kłaniając się przed Hermioną i nie śmiejąc na nią spojrzeć.
– Nie m-musisz się karać – powiedziała dziewczyna, lekko się jąkając. – Po prostu wracaj do pracy. – Wyciągnęła swoją różdżkę i zaklęciem Chłoszczyść wyczyściła spodnie z plam, a skrzat kłaniał się przed nią, prawie dotykając nosem podłogi, dziękując dziewczynie za łaskę.
Hermiona czuła, jak drżą jej ręce, ale musiała wziąć się w garść. Odwróciła się do Teodora.
– Ja... muszę iść – powiedziała chłopakowi, po czym wyszła z kuchni i skierowała się w stronę drzwi wejściowych do zamku. Usłyszała za sobą, że Nott również wyszedł na korytarz i podążał za nią, ale wolniej, jakby niepewny, czy słusznie robi.
Nogi poniosły ją same, w ogólne nie kontrolowała tego, co robi. W środku cała się trzęsła i miała wrażenie, że zaraz zwróci całą zawartość żołądka. Im bliżej była, tym więcej głosów słyszała, lekko przytłumionych, jakby ich właściciele bali się powiedzieć coś głośniej. W końcu wyszła zza zakrętu i jej oczom ukazało się kilku śmierciożerców, mieszkańców zamku, którzy rozmawiali ze sobą szeptem, nie ośmielając się podnosić głosu, jak domyśliła się Hermiona. Wydawali się lekko zdenerwowani, jednak dziewczyna zauważyła wcześniej, że tak było za każdym razem, kiedy Czarny Pan znajdował się w pobliżu.
Nim nastolatka zdążyła pomyśleć, co ma teraz ze sobą zrobić, bo nie przemyślała swojej obecności w tym miejscu – po prostu wiedziała, że musi tu być – On wyszedł z jednego z gabinetów, a wszelkie rozmowy ucichły. Miał na sobie długą czarną szatę, szedł boso, a blade, wężowe oblicze przerażało wszystkich. Czerwone oczy spoglądały na każdego badawczo, a wąskie otwory zamiast nosa rozszerzały się lekko, kiedy oddychał.
– Panie. – Każdy ze śmierciożerców ukłonił się przed nim, a Czarny Pan podszedł powoli do nich.
– Evanie, Thorfinnie – zwrócił się do Rosiera i Rowle'a głosem, który przyprawił Hermionę o drżenie dłoni, które natychmiast schowała za sobą. – Przyjdźcie za godzinę do gabinetu na czwartym piętrze – powiedział, a czarodzieje ukłonili się. Odwrócił się i wtedy napotkał wzrok Hermiony, która natychmiast spuściła przestraszona głowę.
– Panna Lestrange – wysyczał i zbliżył się do niej. – A może panna Granger?
– Lestrange, panie – powiedziała i ukłoniła się. Chciała mieć to wszystko już za sobą.
– Masz mi coś do powiedzenia?
– Tak, panie – starała się mówić wyraźnie i odważnie, nie jąkać się, co wcale nie było łatwe.
– To dobrze. Idź do gabinetu swojej matki, przyjdę tam.

*********************************

Jeśli chodzi o rozdział 12, to nie mam pojęcia, kiedy się pojawi, bo nie mam czasu pisać! Przychodzę do domu, zasypiam na godzinę ze zmęczenia, a po pobudce heja! i do nauki ;/ Postaram się naskrobać notkę jak najszybciej, no ale naprawdę nie potrafię podać terminu ;c

Pozdrawiam i przesyłam gorące buziaczki! Trzymajcie się ciepło i nie chorujcie! ;***
Bellatrix

sobota, 23 lipca 2016

Rozdział 10

– Dobrze się spisaliście – powiedział Lucjusz Malfoy do trójki nastolatków. – Czarny Pan się o tym dowie, zapewniam was. A teraz możecie już iść.
Hermiona jeszcze raz popatrzyła na swoją matkę, ich spojrzenia się skrzyżowały. Kobieta uśmiechała się w swój słynny, mroczny sposób. Sprawiała wrażenie zadowolonej i chyba... dumnej? Dziewczyna nie była pewna, jak miała to interpretować. Skinęła głową na pożegnanie i wyszła z pokoju w ślad za Draconem i Teodorem. Jedyne, o czym teraz marzyła, to miękkie łóżko, kubek gorącej, aromatycznej kawy i duże pudełko chusteczek. Już wchodząc po schodach na swoje piętro, zdjęła z siebie ciężką szatę, jakby pozbywając się ciężaru z serca. A przynajmniej jego części.
Jednak spokój chyba nie był jej pisany. Kiedy tylko zamknęła drzwi do pokoju i rzuciła się na łóżko, rozległo się pukanie. Dziewczyna skrzywiła się i mrucząc pod nosem, zwlekła się z materaca, po czym podeszła do drzwi i zamaszyście je otworzyła, zaskakując tym młodego Malfoya, którego ręka zawisła w powietrzu.
– Czego znowu chcesz? – spytała dziewczyna, marszcząc brwi.
– Pogadać. Mogę wejść? – Zdziwiło ją to, ale nie miała siły się awanturować, więc odsunęła się, pozwalając mu wkroczyć do swojego azylu.
Chłopak usiadł w fotelu i obrzucił ją spojrzeniem swoich szarych, zimnych oczu. Hermiona złożyła ręce na piersi i rzuciła blondynowi pytające spojrzenie.
– Chyba nie jesteś tak dobrze wychowana, jak sądziłem. Nie zaproponujesz mi czegoś do picia czy coś? No wiesz, kultura by wymagała...
– Och, wybacz, drogi panie – ukłoniła się jak dama, krzyżując nogi i rozpościerając wyimaginowaną suknię. – Czy zechciałby się szanowny pan napić szklaneczki ,,gadaj i zjeżdżaj, baranie"?
– Ostro – zaśmiał się chłopak. – Dobra, siadaj tutaj. Mamy ważną sprawę do omówienia – powiedział, wskazując drugi fotel.
– Czy ta jakże ważna sprawa nie może poczekać kilku godzin? Jakbyś nie zauważył, mieliśmy trudny dzień i jestem tak troszkę, dosłownie ociupinkę, zmęczona.
– Siadaj tutaj, do jasnej cholery, bo cię zaraz spetryfikuję i posadzę na tym głupim fotelu siłą – powiedział stanowczo, acz bez podnoszenia głosu, chłopak. Hermiona westchnęła i podniósłszy obie ręce do gór, jakby chciała powiedzieć ,,poddaję się”, usiadła we wskazanym miejscu.
– Chyba nie zostanę niczym poczęstowany, więc sam się tym zajmę. – Pstryknął palcami, a w pokoju pojawił się mały skrzat, kłaniając się nisko. – Chcesz coś? – spytał Hermionę.
– Kawę z mlekiem i jakieś kanapki – odparła zrezygnowana. Była tak zmęczona, że nie miała nawet siły wspominać o wykorzystywaniu tych biednych stworzeń. Chłopak polecił skrzatowi przynieść też to samo dla siebie i po chwili na stoliku znajdowała się srebrna taca. Dziewczyna przez chwilę walczyła ze sobą, ale w końcu sięgnęła po kubek, przez co Draco mógł zobaczyć, jak trzęsą się jej dłonie.
– Przyszedłem, żeby porozma... – zaczął w końcu chłopak, jednak Hermiona mu przerwała:
– Nie, proszę... Nie rozmawiajmy teraz o tym.
Nie widział jej twarzy, bo opadły na nią włosy, jednak był w stu procentach pewien, że dziewczyna płakała.
– Proszę, możesz wyjść? Chcę zostać sama – poprosiła cicho.
– Nie.
Hermiona aż podniosła na niego wzrok. Nie sądziła, że potrafi być aż tak bezczelny. Była w totalnej rozsypce, a on jeszcze chciał o czymś dyskutować!
– Dobra, wiem, że niby to nie jest odpowiedni moment, ale to jest ważne. Nie patrz tak na mnie, tylko słuchaj. Przyszedłem, żeby pogadać o dzisiejszej akcji.
– Wiedziałam – mruknęła dziewczyna.
– Nie przerywaj mi teraz, jasne? Chodzi mi o to w sklepie Ollivandera. Zapewne będziemy jeszcze mieli wspólne misje, więc musimy jakoś razem działać. Nie ma samowolki. Może i tym razem twoja akcja nie miała żadnych konsekwencji, ale jeśli za każdym razem będziesz mnie zaskakiwać jakimiś pomysłami na ostatnią chwilę, może się to dla nas źle skończyć. Może Potter i Weasley to tolerowali, ale ja nie będę. A tym bardziej inni. Rozumiesz?
Hermiona skinęła sztywno głową, przyznając mu w myślach rację. Jednak naprawdę nie chciała, by ktokolwiek ją namierzył, by ktokolwiek się dowiedział. A jej pomysł zmniejszył to ryzyko. Ale rozumiała, co Malfoy miał na myśli. Gdyby zmieniła plan podczas jakiejś bardziej niebezpiecznej akcji, mogłoby to się źle dla wszystkich skończyć.
– Następnym razem wszystko uzgadniamy przed akcją. Lub nawet w trakcie, w jakiejś wolnej chwili. Ale nie ma samowolki – dokończył chłopak. Hermiona znowu spuściła głowę, więc nie chcąc znów patrzeć na jej łzy, postanowił zmienić temat. – Pokaż mi tę swoją nową różdżkę.
Dziewczynę zdziwiły słowa Malfoya, ale posłusznie wyciągnęła różdżkę z torebki i podała blondynowi. Chłopak przyjrzał się jej dokładnie, sprawdził, jak leży w ręce i rzucił kilka prostych zaklęć, które raczej nie wymagały więzi atrybutu z czarodziejem. Pokiwał głową z uznaniem i oddał dziewczynie jej własność.
– Niezła jest. Jestem tylko ciekaw, czemu cię wybrała, skoro miałaś w tym czasie swoją różdżkę.
– Ja też tego nie wiem. Przychodzi mi do głowy to, że moja różdżka w jakiś sposób wyczuła, do czego teraz będę jej potrzebować, w końcu rzuciłam nią już kilka niezbyt miłych zaklęć, więc można powiedzieć, że się zbuntowała. Trochę mi przykro z tego powodu, bo jednak wiele ze mną przeszła, wiele razy mi pomogła. Ech, a w ogóle czemu ja ci to mówię...?
– Bo chcesz się wygadać, a akurat nie ma tu nikogo innego – stwierdził rzeczowo chłopak.
– Dobra, już dosyć tych pogaduszek. To, że mieszkamy pod jednym dachem, wcale nie znaczy, że będziemy sobie plotkować jak stare przyjaciółeczki. Czy zechciałbyś mnie w końcu zostawić samą?
Chłopak skinął kilka razy głową, dokończył kanapkę i dopił kawę, po czym wstał z fotela. Przechodząc obok Hermiony, potarmosił jej włosy, mówiąc:
– Tylko nie rycz za długo, bo będziesz wyglądać beznadziejnie.
Dziewczyna odrzuciła jego rękę ze złością, mrużąc groźnie oczy.
– I nie zdemoluj swojego pokoju, bo jest nawet ładny – powiedział na odchodne chłopak i zamknął za sobą drzwi, pogrążając pomieszczenie w całkowitej ciszy.
Hermiona wypuściła powietrze z płuc i wstała z fotela, by położyć się na łóżku. Teraz nic już nie zaprzątało jej głowy oprócz dzisiejszej akcji. Łzy ponownie napłynęły jej do oczu i nie mogła zrobić nic innego niż patrzenie się w sufit niewyraźnym wzrokiem.

~~*~~

Chłopak spoglądał na swojego ojca z kamiennym wyrazem twarzy. Wiedział, że nie mógł zdradzić emocji, które nim targały. Kiwnął sztywno głową na potwierdzenie oraz pożegnanie i wyszedł z pokoju.
Bardzo nie chciał robić tego, co mu kazano, ale nie miał wyjścia. Jego ojciec oczywiście miał o tym doskonałe pojęcie. Wiedział, że syn go nie zawiedzie, inaczej chłopak słono by zapłacił.

Po wyjściu syna Marcus Nott podszedł do okna i wyjrzał na zewnątrz zamyślony. Mógł być dumny z Teodora. Młodzieniec jeszcze nigdy go nie zawiódł i teraz nie zapowiadało się, by mogło być inaczej. Po chwili mężczyzna siadł za biurkiem i otworzył szufladę, szukając czegoś. Chwilę później wyciągnął zestaw do listów. Chwycił w dłoń pióro, zanurzył w kałamarzu i nakreślił eleganckim pismem kilka zdań. Złożył kartkę i wsunął ją w kopertę, którą zakleił, a następnie odcisnął w laku swoją pieczęć i przywołał skrzata. Gdy stworzenie pojawiło się, podał mu list.
– Do Czarnego Pana – powiedział i więcej nie zaszczycił służącego spojrzeniem. Skrzat ukłonił się, po czym rozpłynął w powietrzu.
Mężczyzna ponownie podszedł do okna i obserwował otoczenie, dopóki nie zobaczył ogromnego, czarnego puchacza, który z listem w szponach wzbił się w powietrze i z głośnym łopotem skrzydeł odleciał w tylko sobie znanym kierunku. Kiedy ptak zniknął, Marcus Nott jeszcze długo wpatrywał się w szare niebo.

~~*~~

Hermiona kolejny, zapewne tysięczny, raz analizowała swój plan. Musiała mieć wszystko idealnie przemyślane, nie mogła popełnić żadnego błędu, nawet najmniejszego. Było jej bardzo ciężko samej. Zawsze towarzyszyli jej Harry i Ron. Doradzali. Mogła na nich liczyć. A teraz musiała zdać się tylko na siebie.
Przez cały wieczór ,,produkowała" fiolki, kopiując zaklęciami swój podręczny zestaw szkieł do eliksirów, który zawsze trzymała w kufrze. Jak to mówią, przezorny zawsze ubezpieczony. Po raz kolejny podziękowała Merlinowi za swoją nadgorliwość w nauce – inaczej nigdy nie przyszłoby jej do głowy, by nosić ze sobą zestaw fiolek, buteleczek, słoiczków i innych szklanych pojemników.
Następnie przez godzinę ćwiczyła odpowiednią wymowę zaklęcia. Było ono bardzo trudne, a do tego należało je wykonać niewerbalnie. Powtarzała je na głos, a także w głowie, by mieć pewność, że jej się uda.
Kiedy wybiła godzina druga w nocy, Hermiona po cichu wyszła ze swojego pokoju i podeszła do drzwi Blaise'a. Szeptem wypowiedziała formułkę Alohomora, po czym nacisnęła klamkę. Tak jak myślała, chłopak nie zabezpieczał drzwi żadnymi zaklęciami. Odchyliła je i skrzywiła się na dźwięk skrzypiących zawiasów. Nie było to głośne, jednak miała wrażenie, że dźwięczy we wszechobecnej ciszy i zaraz obudzi cały dom. Odczekała chwilę i upewniwszy się, że jednak nikogo nie zbudziła, na palcach wślizgnęła się do pomieszczenia, rozglądając się wokół. Koniec jej różdżki delikatnie oświetlał jej drogę, jednak nie tak mocno, by blask mógł obudzić Blaise'a. Hermiona podeszła do jego łóżka, omal nie potykając się o rozrzucane ubrania oraz inne dziwne przedmioty, w myślach przeklinając tego bałaganiarza, i ukucnęła przy nim.
Ciemnoskóry chłopak spał, niczego nieświadomy. Przykrywała go rozkopana kołdra, a on sam leżał w dziwnie powykręcanej pozycji i chrapał cicho. Jego klatka piersiowa unosiła się i opadała równomiernie, spokojnie. Wyglądał tak niewinnie i wręcz uroczo. Dziewczyna przyglądała mu się chwilę, walcząc z myślami. Jednak w końcu zdecydowała się działać według planu.
– Wybacz mi, Blaise – szepnęła cicho – ale jednak nie mogę ci zaufać. Obliviate.
Jej różdżka wycelowana w chłopaka zabłysnęła delikatnie błękitnym światłem, zabierając mu wspomnienia o nocnej rozmowie z Hermioną i o jej pomyśle. Dziewczyna ze smutkiem w oczach obserwowała ze skupieniem, jak wyraz twarzy Blaise'a zrobił się jeszcze bardziej błogi pod wpływem uciekających mu z pamięci chwil. Opuściła różdżkę, którą trzymała lekko drżącą dłonią, i wstała.
Tak samo po cichu i na palcach wróciła do swojego pokoju. Kiedy zamknęła za sobą drzwi, gwałtownie wypuściła powietrze z płuc. Udało się.
Tak bardzo nie chciała tego robić, chciała zaufać chłopakowi. Jednak wiedziała, że było to zbyt ryzykowne. W przypływie słabości, bezradności i samotności podzieliła się z nim pewnym pomysłem, ale mimo obietnicy Blaise'a, że nikomu nie powie, nie mogła być tego pewna. Może i by nikomu nie powiedział z własnej woli, ale kto wie? Różne okropne rzeczy utrzymywały się tutaj na porządku dziennym. Tortury to nie nowość. Dużo bezpieczniej dla niej i dla chłopaka było, kiedy nic nie wiedział.
Teraz przyszła kolej na następną część jej planu.
Usiadła na łóżku i sięgnęła po swój zestaw szklanych fiolek. Wzięła jedną z nich do ręki i przyjrzała się jej kontrolnie. Wszystko było w porządku, żadnego pęknięcia, korek na swoim miejscu. Otworzyła ten szklany pojemnik i sięgnęła ręką po swoją różdżkę. Wzięła kilka głębokich wdechów, aby się uspokoić. Nie mogła sobie teraz pozwolić na drżenie dłoni lub stres. Wszystko musiało pójść perfekcyjnie, inaczej cały misterny plan mógłby spalić na panewce. W końcu zebrała się w sobie i uniosła różdżkę do skroni, mocno zaciskając na niej dłoń. ,,Nie zawiedź mnie", powiedziała w myślach do swojej nowej towarzyszki czarów.
Powoli wyciągnęła ze swojej głowy wspomnienie w postaci srebrnej nici i delikatnie umieściła je w fiolce. Zakorkowała naczynie i odłożyła je w odpowiednio oznaczone miejsce w małym kuferku. ,,Grimmauld Place 12", mówiła karteczka przyczepiona w środku, przy fiolce.
Dziewczyna uśmiechnęła się triumfująco. Mimo późnej godziny nie chciało jej się spać. Miała jeszcze wiele roboty.

Około godziny trzeciej nad ranem Hermiona spoglądała zmęczona, ale zadowolona na kuferek zapełniony szklanymi fiolkami ze srebrną zawartością. Każdy pojemnik był odpowiednio oznaczony, dzięki czemu dziewczyna mogła uniknąć pomyłek i zamieszania. A nie mogła sobie przecież pozwolić na jakiś błąd. Od tego zależały życia innych!
Teraz czekała ją najtrudniejsza rzecz do zrobienia. Ta, o której wspomniała kiedyś w przypływie geniuszu i bezmyślności Blaise'owi. Bała się, ale wiedziała, że musiała to zrobić. Była gotowa poświęcić się dla dobra Harry'ego i innych osób.
Tyle czytała o tym zaklęciu, że była pewna, że raczej nie popełni błędu. Choć nigdy nie wiadomo... Jeszcze raz przeszukała swoje myśli w głowie i zastanowiła się, jak i które wspomnienia zmienić. Usiadła na kolanach na dywanie i wyprostowała plecy. Wzięła głęboki wdech i w końcu uniosła wyżej różdżkę.
Permuto Memoriae – wypowiedziała w głowie zaklęcie, wykonując różdżką skomplikowany ruch wokół jej czaszki. Skupiła się na wspomnieniach, których ten czar dotyczył. Kiedy pojawiły się objawy opisywane w książce, wiedziała, że wszystko wykonała prawidłowo. Kamień spadł jej z serca – chwilowo.
Jej głowę rozdarł silny ból, pod wpływem którego zgięła się wpół i mocno zamknęła powieki. Wypuściła z ręki różdżkę i złapała się dłońmi za włosy. Zacisnęła zęby, by nie krzyczeć, jednak starała się być silna i nie zniweczyć swoich starań jakimś nieprzewidzianym działaniem. Wciąż skupiała się na wspomnieniach i swoich wymysłach, którymi chciała je zastąpić. Dłońmi chwyciła się miękkiego dywanu i gwałtownie wypuściła powietrze z płuc. W tym momencie poczuła, jakby ktoś wyciągał jej z głowy zapamiętane chwile. Miała wrażenie, że umykają jej niczym dym, rozwiewają się. Ból minął jak ręką odjął, a ona wiedziała, że udało jej się. Na miejsce prawdziwych wspomnień wstawiła swoje wyobrażenia, nad którymi pracowała cały dzień.
Miała ochotę piszczeć ze szczęścia, jednak wiedziała, że nie był to zbyt dobry pomysł. W końcu to środek nocy. Ale nie mogła uwierzyć, że udało jej się tak trudne i wymagające dużych umiejętności zaklęcie. Wstała z dywanu z obolałymi kolanami, otrzepała się i usiadła na miękkim łóżku. Odgarnęła potargane włosy za uszy i przeciągnęła się mocno, próbując rozluźnić spięte mięśnie. W końcu westchnęła i znów wzięła do ręki różdżkę. Została jej już ostatnia rzecz do zrobienia.
Przyłożyła różdżkę do skroni i wypowiedziała zaklęcie:
Obliviate. – Ponownie czuła, jakby ktoś zabierał jej z głowy wspomnienia. Jakby wsunął jej dłoń do pamięci i złapał nić, po czym powoli ją wyciągał. Zapamiętane chwile rozmazywały się i umykały jej umysłowi, jakby były dymem. Im bardziej starała się je chwycić, tym bardziej się rozmywały.
W końcu zmęczona rzuciła się na łóżko. Nie pamiętała, co takiego zrobiła, ale zasnęła z poczuciem, że jest teraz bezpieczna. I jej przyjaciele także.


*******************************


Witajcie!
W końcu znalazłam chwilę, żeby wrzucić kolejny rozdział. Jak się podoba? Proszę, wyraźcie opinię w komentarzu! ;3
Z terminem dodania następnego rozdziału ciężko mi się określić, ponieważ jeszcze go nie napisałam... Postaram się dodać go na początku sierpnia!
Buziaki!

PS. Bardzo dziękuję mojemu Łukaszowi za pomoc <3