piątek, 23 stycznia 2015

Rozdział 4

Rozdział dedykuję Gofrowi. Najlepszemu Goferkowi na świecie. Mojemu Gofrowi <3
Dziękuję ci za pomoc i za wenę <3


*********************************


Ze zdziwienia o mało nie upuściła widelca. W ostatniej chwili złapała sztuciec, gdy wymykał się z jej palców. Z powrotem podniosła wzrok na chłopaka, który siedział obok niej. Draco Malfoy przyglądał jej się zszokowany. Widziała to w jego szeroko otwartych oczach. Blond włosy chłopaka wyglądały tak, jak zawsze. Niezbyt długie i zaczesane do tyłu. Miał na sobie grafitową jedwabną koszulę z podwiniętymi rękawami i niezapiętym kołnierzykiem. Jego szare oczy przywiodły dziewczynie na myśl zachmurzone, deszczowe niebo. Bił od nich chłód, tak jak od całej postawy chłopaka.
Hermiona zauważyła, że przy stole panuje cisza. Nikt nic nie mówił. Wszyscy zajmowali się spożywaniem posiłku. Czarny Pan nie zwracał uwagi na swój talerz, jedynie pił coś ze srebrnego kielicha i przyglądał się swoim podwładnym. Ponownie spojrzenie jego krwistych oczu spoczęło na niej. Dziewczyna speszona wbiła wzrok w swój talerz, ale po chwili uniosła głowę i znów popatrzyła na chłopaka. Draco wciąż się w nią wpatrywał, lecz nic nie mówił. Ona także nie powiedziała ani słowa i zajęła się posiłkiem, który ledwo przechodził jej przez gardło.
Czuła na sobie spojrzenie Ślizgona, ale też innych Śmierciożerców. Wszyscy się w nią wpatrywali, co zaczęło sprawiać jej coraz większy dyskomfort. Starała się wyglądać poważnie, tajemniczo - czyli tak, jak jej matka. Odwróciła się w prawo, do Bellatrix, lecz teraz kobieta nie zaszczyciła jej nawet jednym spojrzeniem. Hermiona spuściła głowę speszona i zaczęła gmerać widelcem w posiłku. Teraz była w stu procentach pewna, że nic więcej nie przełknie.

Gdy Czarny Pan pozwolił wszystkim odejść od stołu, dziewczyna miała wrażenie, że każdy odetchnął. Śmierciożercy bali się swego przywódcy. Czym prędzej porozchodzili się w swoje strony. Czarny Pan przywołał gestem Bellatrix. Hermiona zawahała się, lecz ktoś złapał ją za nadgarstek i pociągnął za sobą do wyjścia z jadalni. Odwróciła się i ujrzała blond włosy Draco Malfoya. Wyprowadził ją z pomieszczenia, lecz nie zatrzymał się. Wokoło tłoczyli się Śmierciożercy zmierzający do swoich pokoi i obowiązków. Chłopak prowadził szybko wstrząśniętą Hermionę po schodach na pierwsze piętro i wyżej. Ani razu się nie odwrócił.
– Hej! Zostaw mnie! - Dziewczyna w końcu się otrząsnęła i próbowała zatrzymać, ale Draco był zbyt silny. Wciąż ciągnął ją za rękę. - Zostaw mnie, słyszysz? - Po jakimś czasie dała za wygraną, wiedząc, że nic nie zdziała.
Rozpoznała to piętro. To tutaj znajdował się jej pokój. Ale młody Malfoy nie przystanął przy jej drzwiach, lecz przy kolejnych. Otworzył je i wciągnął tam zdezorientowaną dziewczynę, zamykając szybko drzwi.
Hermiona rozejrzała się zdziwiona po pomieszczeniu. Wyglądało tak samo, jak jej pokój, lecz różniło się kolorami. Ściany były w barwie szmaragdowej, gdzieniegdzie namalowane zostały pionowe srebrne pasy. Łóżko także miało inną pościel, czarną. Niektóre poduszki leżące na nim były szmaragdowe. Oprócz tego w pokoju gościły ciemne meble, co sprawiało, że pomieszczenie wydawało się lekko mroczne. Duży, kamienny kominek znajdował się w rogu.
Chłopak usiadł na fotelu obitym czarną skórą i wskazał dziewczynie miejsce obok. Hermiona posłusznie usiadła, jednak nie była tak rozluźniona jak on. Plecy miała proste, jakby na kolacji zjadła jakiegoś kija zamiast łososia.
– To opowiadaj - odezwał się Draco.
– Ale co? - spytała zdziwiona.
– No nie wiem... A może powiesz mi, skąd się tu w ogóle wzięłaś? - Jak zwykle był sarkastyczny.
– Po co mam ci to mówić? Czarny Pan ogłosił wszystko na kolacji. - Wzruszyła ramionami. - Nie zamierzam się powtarzać.
– Jest kilka rzeczy, które chcę wiedzieć.
– A ja chcę gwiazdkę z nieba. Nie zawsze dostajemy to, czego sobie życzymy, Malfoy. Pogódź się z tym. - Wstała z fotela i zamierzała odejść, ale chłopak złapał ją za nadgarstek.
– Nie tak szybko – warknął i pociągnął ją za rękę tak, że z powrotem usiadła.
– Zostaw mnie! - powiedziała, wyzywająco patrząc mu w oczy. Chłopakowi to spojrzenie skojarzyło się z tym, z którego słynęła jego kochana ciotka Bellatrix.
– Masz mi odpowiedzieć na moje pytania. - Nie był tchórzem, nie przestraszyło go to spojrzenie.
– Bo co mi zrobisz? - prychnęła.
– Nie chcesz wiedzieć. - Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, po czym Hermiona z niesamowitą szybkością wyciągnęła różdżkę z rękawa sukienki.
– Expelliarmus! - Różdżka oszołomionego chłopaka znalazła się w jej dłoni. Wybiegła z pomieszczenia, nim Draco zdążył zorientować się, co się stało.
Szybko zamknęła drzwi do swojego pokoju i zabezpieczyła je zaklęciem. Bez możliwości używania magii, Draco był dla niej całkowicie niegroźny. Nie musiała się go obawiać.
Wrzuciła różdżkę chłopaka do szuflady w komodzie, a swoją z powrotem schowała w rękawie. W ten sposób zawsze miała ją przy sobie. Rzuciła się na łóżko i wbiła spojrzenie w strop. Jednak nie było jej dane długo odpoczywać.

Po jakimś czasie w pokoju rozległo się pukanie. Hermiona usiadła na łóżku, a jej oczy ciskały błyskawice.
– Odwal się, Malfoy! - krzyknęła, lecz pukanie po chwili się ponowiło. Znów wyciągnęła różdżkę i podeszła do drzwi. Otworzyła je gwałtownie.
– Cześć, Lestrange. - Na korytarzu stała niewielka grupka osób, na której czele był ciemnoskóry chłopak.
– Cześć, Zabini - powiedziała nieufnie Hermiona i otaksowała wszystkich wzrokiem.
– Możemy? - spytał Blaise i uśmiechnął się szeroko, ukazując rząd białych zębów. Hermiona otworzyła szerzej drzwi i odsunęła się, by zrobić miejsce gościom.
Do jej pokoju weszli Blaise Zabini, Teodor Nott oraz Pansy Parkinson i dziewczyna, którą Gryfonka kojarzyła ze szkoły, lecz nie znała jej imienia.
– My się chyba nie znamy - powiedziała Ślizgonka. - Margaret Feenat - przedstawiła się i podała Hermionie rękę, a ta ją uścisnęła.
– Hermiona - niezbyt ufnie uśmiechnęła się do nowo poznanej dziewczyny. - Co was sprowadza? - spytała wszystkich.
– Chcieliśmy się przywitać - powiedział Zabini, opadając na miękki brązowy fotel. - Niecodziennie szlama okazuje się arystokratką. I to jaką? Córką samej Bellatrix. - Gwizdnął przez zęby.
– Uważaj sobie - warknęła Hermiona. - Nie wymawiaj słowa "szlama" przy mnie, chyba że chcesz mnie popamiętać.
– Spoko, luzik, Hermiś - zaśmiał się ciemnoskóry. Jego humor poprawił się jeszcze, gdy brązowowłosa rzuciła mu mordercze spojrzenie.
– Rozgośćcie się - powiedziała dziewczyna, gdy zwróciła uwagę, że wszyscy pozostali wciąż stoją na środku pokoju. Teodor usiadł na fotelu obok przyjaciela, natomiast dziewczyny znalazły sobie miejsca na wygodnym łóżku Hermiony.
– Więc... Jak ci się tu mieszka? - spytała nieśmiało Margaret, rozglądając się po pomieszczeniu.
– Nie mogę tego stwierdzić po jednym dniu. - Hermiona usiadła obok Ślizgonek.
– A jednak ten jeden dzień wystarczył ci, by pokłócić się z Malfoyem - roześmiał się Zabini, nawiązując do krzyku Hermiony, gdy rozległo się ich pukanie. Dziewczynie przemknęło przez myśl pytanie, czy cokolwiek jest w stanie zmienić humor ciemnoskórego chłopaka.
– Tsa. To urok tego miejsca! - stwierdziła ironicznie. - Jeśli go nie zabiję podczas mojego pobytu tutaj, to będzie sukces. - Wszyscy roześmiali się na jej słowa, ale po chwili zapanowała krępująca cisza.
– Więc tego... - zaczął Blaise. - Proszę, zapomnijmy o tym, co było wcześniej. Chcieliśmy cię przeprosić za wszystkie przykrości, które cię z naszej strony spotkały. Dlatego tu przyszliśmy. Czy moglibyśmy spróbować się... zaznajomić? - zapytał chłopak w imieniu wszystkich, a w pokoju znów zrobiło się cicho. Każdy wpatrywał się w Hermionę, czekając na jej słowa.
– Cóż... Przyjmuję wasze przeprosiny. W sumie chyba nie mam wyjścia, muszę się z wami zaprzyjaźnić, bo innego towarzystwa tu nie znajdę. A z dwojga złego wolę was od tej skretyniałej fretki - zaśmiała się, a jej nowi znajomi zawtórowali, by ukryć westchnienie ulgi.
– No to co? Robimy zapoznawczą imprezkę? - spytał Zabini, a jego kumple zamruczeli z aprobatą na słowa chłopaka.
– Nie jestem typem imprezowiczki - zawahała się Hermiona.
– Oj tam, nie gadaj. Robimy imprezę, a ty się na niej pojawisz. I będziesz się świetnie bawić. Koniec, kropka.
– No nie wiem...
– Hermiona, daj nam się zabawić. Nie mamy tu zbyt wiele okazji do imprezowania.
– Kiedy jest tu Czarny Pan, zwykle siedzimy w pokojach - mruknęła Pansy.
– To teraz chyba też powinniśmy się nie wychylać, nie? - spytała Hermiona.
– Czarny Pan znowu gdzieś zniknął, bo twoje przybycie przerwało jego plany, więc mamy co najmniej kilka dni spokoju - poinformował ją siedzący dotąd cicho Teodor. - Słyszałem, jak twoja matka mówiła o tym mojemu ojcu.
– No to niech będzie - zdecydowała Hermiona. - Ale nie zapraszamy Malfoya! - postawiła warunek, na co wszyscy się zaśmiali.
– Ale on jest moim best friendem i duszą towarzystwa! Bez niego impreza się nie uda! Jak możesz być tak okrutna? - pisnął cienkim głosikiem Zabini, sprawiając, że Hermiona, chcąc, nie chcąc, zgięła się w pół ze śmiechu.
– Jakoś sobie bez niego poradzimy, Blaise - zaśmiała się, ocierając łzy rozbawienia z kącików oczu. Już wiedziała, że pobyt tutaj będzie miał także dobre strony.

~*~

– Blaise, mogę cię o coś spytać? - zapytała Hermiona, gdy ciemnoskóry chłopak oprowadzał ją wieczorem po zamku.
– Jasne.
– Co jest z Margaret? Bo zauważyłam, że podczas naszych rozmów prawie się nie odzywała, wyglądała na zamyśloną.
– Hmm... - Ślizgon zasępił się, słysząc pytanie. - Wiesz, to trudne...
– Jak nie chcesz, nie mów. Rozumiem - powiedziała szybko.
– Nie, to nie jest tajemnica. Ona... To wszystko przez jej ojca. Zawsze gdy zrobiła coś nie tak, pomyliła się lub po prostu nie sprostała jego wymaganiom, karał ją Cruciatusem. Dwa lata temu przesadził. Był pijany. Zataczał się i wpadł na nią, przez co upuściła talerz. Oczywiście się stłukł, a on wpadł w szał. Zbyt długo i zbyt mocno ją torturował. Umysł Margaret trochę na tym ucierpiał. Czasami myśli o czymś, wpatrując się w przestrzeń i nigdy nie mówi nam, o czym. Jest bardzo delikatna. Ale oprócz tego, że bywa nieobecna myślami, wszystko jest z nią w porządku. To trochę jak ta wasza Pomyluna, ale na szczęście Margaret nie opowiada na około o jakiś nieistniejących stworzeniach.
– Och... - Brązowowłosa tylko tyle była w stanie z siebie wydusić.
– Tak, wiem... Ale Cruciatusy są tutaj na porządku dziennym. Nie sądzę, by ci się tu spodobało. Nie rozumiem Dumbledore'a. Mam tylko nadzieję, że Bellatrix nie okaże się taką matką, jaką jest Śmierciożerczynią.
– Ja także... - mruknęła Hermiona, nie wiedząc, co jeszcze mogłaby powiedzieć.
– A co zaszło między tobą a Draco? - spytał chłopak po chwili ciszy, by skierować rozmowę na inny temat.
– Chciał wiedzieć, o co chodzi ze mną i moją matką. Ogólnie o całej tej sprawie. Zaciągnął mnie do swojego pokoju i nie chciał pozwolić odejść, dopóki bym mu nie powiedziała. Ale byłam sprytniejsza, zresztą jak zawsze, i zabrałam mu różdżkę. Expelliarmus zawsze działa - zaśmiała się.
– Jakiego ja mam tępego przyjaciela - prychnął Zabini. - Serio, czasami się dziwię, że go jeszcze nikt nie zabił z takim refleksem - powiedział, wprawiając Hermionę w jeszcze większe rozbawienie.
– Dokładnie - przytaknęła.
Szli dalej korytarzem, a Blaise opowiadał jej o obrazach, pokojach i zamku. Nagle chłopak złapał Hermionę za ramię i schował się wraz z nią we wnęce ściany. Na migi pokazał jej, że ma nic nie mówić i nasłuchiwał. Po chwili do uszu dziewczyny doszły kroki i dźwięk rozmowy. Domyśliła się, że zmysły chłopaka wyczuliły się przez tyle lat życia w ciągłym niebezpieczeństwie. Nasłuchiwali.
– Marcusie, co masz na myśli? - spytał jakiś Śmierciożerca.
– To, że trzeba z niej wydobyć informacje - warknął inny mężczyzna, najwyraźniej zdenerwowany.
– Jakie informacje?
– Pomyśl, Klaudiusie. Choć raz użyj mózgu. Jakie informacje możemy wyciągnąć z tej małej Lestrange? Przyjaciółki Pottera? Jak myślisz? - Hermionę przeszedł dreszcz, gdy zrozumiała, że mężczyźni mówią o niej. Blaise położył jej dłoń na ramieniu w uspokajającym geście. Poskutkowało.
– No tak, już rozumiem, o czym myślisz. - Głos Klaudiusa drżał lekko, najprawdopodobniej z obawy przed gniewem drugiego mężczyzny. - Ale najpierw musimy chyba spytać Czarnego Pana o zgodę.
– To się załatwi. Bellatrix też się zgodzi. Dla Czarnego Pana zrobi wszystko, nawet poświęci własną córkę. Nie musimy się nią martwić. Widziałem, że Teodor zaczął się koło tej małej kręcić, zresztą jak wszyscy. Mogę to wykorzystać. Wreszcie mój syn się do czegoś przyda. - Hermiona spojrzała sparaliżowana na Blaise'a. "To ojciec Teodora?" spytała bezgłośnie, na co chłopak kiwnął głową.
– Ona nam wszystko pięknie wyśpiewa, zobaczysz, Klaudiusie - powiedział Marcus Nott, lecz reszty rozmowy Hermiona już nie usłyszała, ponieważ mężczyźni się oddalili.
Blaise odsunął się od ściany i spojrzał na dziewczynę. Stała sztywno, cała odrętwiała. Chłopak zbliżył się do niej i objął.
– Spokojnie, Hermiona. Nie martw się, nic złego ci nie zrobią. - Dziewczyna nadal stała niczym posąg. - Posłuchaj. Wiem, że nie chcesz zdradzać im nic o Potterze. Wiem, że to twój przyjaciel. Ale oni nie odpuszczą. Dumbledore był bezmyślny, myśląc, że nic ci się tu nie stanie. Pewnie zabezpieczył cię jakimiś czarami, wiesz, jak to on. Ale wszystkie zaklęcia przestały działać w momencie, gdy przekroczyłaś te drzwi. Stary głupiec dał się przechytrzyć. Ale my ci pomożemy. Ja, Margaret, Pansy... Nie myśl źle o Teodorze. Jeśli jego ojciec da mu za zadanie wyciągnąć od ciebie wiadomości, on nie będzie miał wyjścia... - pozwolił, by dziewczyna zaczęła cicho szlochać na jego ramieniu.
– Muszę stąd uciekać - powiedziała cicho.
– Odnajdą cię. Lepiej zostań tu i bądź ostrożna. - Skinęła niepewnie głową. Wiedziała, że chłopak ma rację. Znaleźliby ją i najpewniej zabili. To byłaby najłagodniejsza kara.
Gdy w końcu Hermiona choć trochę się uspokoiła, Blaise odprowadził ją do jej pokoju.
– Jakby co, mój pokój jest tam. - Wskazał na drzwi niedaleko jej własnych, na przeciwko pokoju Malfoya. - Trzymaj się. Dobranoc.
Hermiona zamknęła drzwi i rzuciła się na łóżko, przeklinając w myślach Dumbledore'a i własną głupotę.
Jednak wiedziała, że musi ponieść konsekwencje swoich wyborów. Tej nocy nie zasnęła, obmyślając plan.

~*~

Była godzina piąta nad ranem, gdy zapukała do drzwi pokoju ciemnoskórego chłopaka. Nie wiedziała dlaczego, lecz to właśnie jemu zaufała. Był jedyną osobą, z którą mogła szczerze porozmawiać, jedyną bratnią duszą w tej otchłani mroku. Miała nadzieję, że jej pomoże.
Gdy zapukała po raz trzeci, a Blaise nie pojawił się w drzwiach, wysłała do niego patronusa. Srebrna wydra pomknęła do pokoju chłopaka. Po chwili zaspany Ślizgon otworzył drzwi, będąc w samych bokserkach i podkoszulku. Hermiona była zbyt przejęta, by to zauważyć.
– Mogę wejść? - spytała. - Mam pomysł.
– Czy to nie mogło poczekać? Budzisz zmęczonego życiem człowieka w środku nocy - Blaise zaczął mruczeć niezadowolony, ale wpuścił dziewczynę do pokoju. Wskazał jej fotel, a sam wyciągnął z barku piwo kremowe i dwie szklanki, po czym postawił je na ciemnym, okrągłym stoliku i usiadł naprzeciw dziewczyny. Nalał napój do szklanek i szybko wypił swoją porcję.
– Na rozbudzenie? - domyśliła się Hermiona i upiła mały łyk ze swojej szklanki.
– Taa. Dobra, to gadaj
– Emm... Więc po pierwsze: czy mogę ci zaufać? Musisz mi obiecać, że nie polecisz naskarżyć innym.
– To chyba oczywiste, nie? Musimy tu sobie pomagać, bo inaczej nie przetrwamy. Obiecuję.
– Okej. Przyszłam tu, bo... Czytałam kiedyś o zaklęciu, które pomaga zmodyfikować wspomnienia. Gdyby udało mi się je odnaleźć i opanować, byłabym wstanie powiedzieć innym fałszywe informacje o Harrym.
– Nie sądzisz, że to zbyt ryzykowne? - spytał Blaise. - Czarny Pan odkryje, że kłamiesz.
– Muszę zaryzykować. Nie mogę pozwolić na to, że on zabije Harry'ego. On jest naszą jedyną nadzieją na lepsze życie. Na świat bez ciągłego lęku.
– Hermiona, nie możesz aż tak ryzykować własnego życia.
– Muszę. Zrozum to, Blaise. Może to właśnie dlatego Dumbledore mnie tu przysłał. Przecież nie robiłby tego na darmo. A co jeśli mogę pomóc Harry'emu, będąc tutaj? Mogę mu przekazać jakieś informacje o Czarnym Panu, o jego planach. Tylko muszę ślubować Czarnemu Panu swoje posłuszeństwo... - Przerwała, by zebrać odwagę. W końcu wypowiedziała kluczowe słowa. - Muszę stać się jedną z was.

~*~

Wypuściła szybko powietrze z płuc, wyprostowała się i uniosła głowę, by dodać sobie pewności. Uniosła rękę, która zawisła przez chwilę w powietrzu, lecz po chwili zapukała nerwowo. Drzwi uchyliły się powoli, jakby za podmuchem wiatru, skrzypiąc. Dziewczyna niepewnie zajrzała do wnętrza pokoju.
Ciemne ściany, ciemne meble, ciemne dodatki. Wszystko mroczne. Nie zdziwiła się, widząc taką aranżację wnętrz. Czarne zasłony sięgające ziemi zwisały, zakrywając okna, nie dopuszczając do pokoju światła dziennego. Kryształowy kandelabr, który zwisał z sufitu, starał się rozświetlić mrok panujący w pomieszczeniu, lecz z marnym skutkiem. Na środku stał niski masywny stolik z rzeźbionymi nogami, na którym leżały różne pergaminy i księgi oraz, co ją zdziwiło, kilkanaście różdżek. Podłogę przykrywał duży grafitowy dywan. Dziewczyna miała wrażenie, że czarna magia jest wręcz namacalna w tym miejscu. Jeszcze głębiej zajrzała do pokoju, nie przechodząc przez próg, ale nikogo nie zobaczyła.
– Wejdź. - Zadrżała na dźwięk tego głosu. Posłusznie postąpiła kilka kroków, a drzwi za nią zamknęły się z trzaskiem.
– Co cię do mnie sprowadza? - ponownie usłyszała ten głos, więc obróciła się w lewo, w stronę, z której dochodził. By cokolwiek zobaczyć, musiała wytężyć wzrok.
W rogu, na miękkim i, cóż za niespodzianka, czarnym fotelu siedziała Bellatrix z długim, cienkim papierosem w ręku, z końca którego unosiła się smużka dymu. Obok kobiety znajdował się kamienny kominek, w tym momencie niezapalony ze względu na porę roku. Na szarej ścianie za plecami jej matki wisiał bogato zdobiony arras, przedstawiający postać Salazara Slytherina. Kilka regałów z ciemnego drewna wypełnionych książkami dopełniało wystroju wnętrz. Dziewczyna niepewnie podeszła bliżej kobiety.
– Ja... - zawahała się. - Ja chciałam z tobą porozmawiać - wykrztusiła wreszcie.
– Słucham więc. - Czarne oczy Bellatrix przewiercały dziewczynę na wylot.
– Bo ja... Czarny Pan dał mi dwa tygodnie, bym podjęła decyzję. A-ale to jest trudne. Proszę, nie zrozum mnie źle. - Hermiona podeszła trochę bliżej i ukucnęła przed fotelem matki. - Chciałabym, abyś była ze mnie dumna, ale ja... Ja nie potrafię - wyszeptała, spuszczając wzrok. Przez chwilę panowała cisza. Krępująca dla niej cisza. W końcu Bellatrix odłożyła papierosa do popielniczki stojącej na małym stoliku obok i wstała z fotela. Chwyciła swoją różdżkę i wyminęła Hermionę, kierując się w stronę drzwi. Zdziwiona dziewczyna podniosła się i obserwowała matkę ze strachem. Tuż przed wyjściem Bellatrix odwróciła się do niej.
– Chodź - powiedziała krótko.
– Gdzie chcesz iść? - spytała niepewnie Hermiona, podchodząc trochę bliżej kobiety, lecz nadal utrzymując pewną odległość. Schowała ręce za plecami, wyjmując swoją różdżkę z rękawa na wszelki wypadek. Zawsze trzeba być gotowym, kiedy nie wie się, czego można oczekiwać.
– Czas nauczyć cię czarnej magii.



*********************************


Witam! 
Wreszcie udało mi się skończyć rozdział. Och, jak ja się z nim męczyłam, nawet sobie tego nie wyobrażacie. Dzięki mojej kochanej mamusi straciłam dostęp do internetu, więc nie miałam jak pisać. Na szczęście istnieje taki dnień jak środa, kiedy kończę lekcje na tyle wcześnie, by móc wejść na dwie godzinki na kompa. W takich własnie warunkach powstał ten rozdział, więc przepraszam, jeśli coś mi się w nim nie udało. I tak jestem w szoku, że udało mi się napisać tak dużo :)

To chyba już na tyle pisania.
Ale jeszcze przypomnę:
Proszę o komentarze! To strasznie motywuje. Przyznam się bez bicia, kiedy czytam niektóre komentarze, skaczę po pokoju z radości, że podoba wam się to, co piszę.

Dziękuję, że jesteście <3

Buziaki ;***

wtorek, 6 stycznia 2015

Ogłoszenie

Hej, z tej strony Wilk. Piszę w imieniu Belli. Niestety rozdział nie pojawi się do 15.01. Justyna (czyli nasza Bellatrix) ma problemy w domu i niestety prędko nie da rady nic dodać. Mama jej się wtrąca we wszystko, nie daje jej ani odrobiny prywatności i zabrała jej dostęp do świata jakim jest internet.
Bardzo jej przykro z tego powodu i przeprasza, jednak ta sytuacja chwilowo jej utrudnia pisanie bloga.

Jednak my, fani jej cudownego opowiadania, będziemy czekać wytrwale na kolejne rozdziały, prawda? :)


                  Pozdrawiam, Wilk

piątek, 2 stycznia 2015

Miniaturka 1: Jeden dzień wystarczy, by zmieniło się wszystko

Tę miniaturkę dedykuję mojej kochanej Julii Czechowicz, która ma dzisiaj urodziny. 

Sto lat, kochanie! Żyj mi jak najdłużej! Zdrowia, szczęścia, spełnienia marzeń, dużo ff do czytania, niekończącej się weny, mega wiele słodyczy i kasy, bo tego nigdy na wiele! Sto lat, sto lat!! I tysiąc buziaczków na koniec ode mnie ;****


*********************************


Weszłam zapłakana do domu i rzuciłam klucze na szafkę, a torebkę na podłogę. Nienawidzę tego człowieka, który jeszcze niedawno był moim szefem!
Tak. Ja, Hermiona, straciłam pracę. Miałam dobrą posadę w wydawnictwie Proroka Codziennego, na stanowisku sekretarki dyrektora. Ale właśnie dziś, mój szef, o, przepraszam, już ex-szef, znalazł sobie nową kobietę na moje miejsce. Gdybym miała określić ją jednym słowem, użyłabym słowa "dziwka". Spódniczka chyba jej się pomyliła z paskiem do spodni, ledwie zakrywała pośladki! A bluzka? Prawie jej nie było! Biust wręcz wyskakiwał jej z dekoltu. Nie sądzę, żeby ona choć trochę znała się na tej pracy!
Och, ale nie ma sensu ciągle o tym myśleć. Ja się nie załamuję! Ja jestem Hermiona, zawsze daję radę! Jutro pójdę szukać nowej pracy i na pewno jakąś znajdę. Gdy sobie coś postanowię, zawsze osiągnę cel. 
Weszłam do holu naszej willi, zdjęłam z ramion bordowy płaszcz i powiesiłam go na wieszaku. Miałam właśnie zrzucić ze stóp buty, kiedy mój wzrok padł na jakieś ubranie leżące na podłodze. Wzięłam je do ręki i jak wielkie było moje zdziwienia, gdy okazało się, że to damski płaszcz. Na pewno nie był mój, na metce widniał inny rozmiar. Momentalnie wypuściłam materiał z dłoni. Obca kobieta w moim domu, podczas gdy ja powinnam być w pracy jeszcze kilka godzin? Spodziewałam się najgorszego. 
Ubrania porozrzucane w dalszych częściach domu, tylko upewniały mnie w moich przeczuciach. Wchodząc po schodach, moje obawy dosięgły zenitu, gdy ujrzałam pończochy zawieszone na metalowej poręczy. Do oczu napłynęły mi łzy, by po chwili spływać strumieniami po policzkach. Weszłam na górę i przystanęłam, oparłszy się o ścianę. Odgłosy, które usłyszałam, sprawiły, że chciało mi się wymiotować. Powstrzymałam jednak mdłości. Byłam tak zła, że łzy przestały płynąć z moich oczu, jakby nagle ktoś zakręcił kurek kranu. Jedyne co czułam, to była bezgraniczna wściekłość. Jak on mógł? Jesteśmy przecież dopiero 4 miesiące po ślubie! 
Zebrałam siły i położyłam dłoń na klamce. Choć metal był zimny, miałam wrażenie, że pali moją skórę żywym ogniem. Nacisnęłam klamkę i pchnęłam drzwi. 
Byli tak zajęci sobą, że nawet nie zauważyli mojego wejścia. Robili to w naszym łóżku, w naszej pościeli! Nerwy całkiem mi puściły.
– Ronaldzie Billiusie Weasley! - krzyknęłam, a mój głos odbił się echem od ścian. Ron wręcz podskoczył, słysząc mój krzyk. Obydwoje odwrócili się w moją stronę i dopiero wtedy zobaczyłam, którą dziewczynę pieprzył. Bo nie można tego inaczej nazwać. A tą dziwką okazała się Lavender Brown! Mogłam się domyślić! Ta krowa zawsze kleiła się do mojego męża.
– Hermiona? - krzyknął zaskoczony Ron. - To-to nie tak jak myślisz! - Zaśmiałam się iście Ślizgońsko.
– Naprawdę? A jak? - spytałam ironicznie i machnęłam różdżką w stronę szafy. - Myślisz, że jestem taką idiotką? To koniec! Z nami koniec! Rozumiesz?! - Szybko podbiegłam do szafy, gdzie stała już spakowana walizka. Szybko ją pomniejszyłam i zbiegłam po schodach, zanim on zdążył się wygramolić z łóżka. Stukot moich obcasów było słychać w całym domu. W holu, w biegu złapałam mój płaszcz i wybiegłam z budynku. 
Chłodny kwietniowy wiatr omiótł delikatnie moją twarz i rozwiał włosy. Gdy adrenalina powoli przestawała działać na moje ciało, po twarzy ponownie zaczęły płynąć mi łzy. Biegłam przed siebie, nie patrząc gdzie. Czasami wpadałam na ludzi, lecz, mimo ich oburzonych krzyków, nie zatrzymywałam się.
Nagle poczułam, jak czyjeś silne ramiona gwałtownie odciągają mnie do tyłu i przytrzymują, bym nie upadła. W uszach słyszałam tylko jedno: warkot silnika. 
Otarłam dłonią łzy i już wiedziałam, co się stało. O mało nie wpadłam pod koła rozpędzonego samochodu. Z mojego gardła wyrwał się dziwny dźwięk, ni to jęk, ni to pisk. Gwałtownie się odwróciłam i stanęłam twarzą twarz z osobą, której najmniej się spodziewałam w niemagicznej części Londynu. Z Draconem Malfoy'em.
– Cześć Weasley. Mężulek nadepnął ci na odcisk, że chcesz się zabić? - spytał z ironicznym uśmieszkiem, którego nie cierpiałam. Nic się nie zmienił. Takiego Malfoy'a zapamiętałam. No, może trochę wyprzystojniał (o ile to w ogóle możliwe). 
– A co cię to interesuje, Malfoy? - prychnęłam. - Poza tym znów jestem Granger. 
– Aż tak źle? Wiem, że Rudy to ofiara losu, ale kilka miesięcy po ślubie traci żonę? Chyba ustanowił właśnie rekord kretyństwa. - Chcąc, nie chcąc, zaśmiałam się złośliwie z jego słów. - Może powiesz mi, co się stało? - spytał, na co ja rzuciłam mu pogardliwe spojrzenie.
– Chyba śnisz, że zacznę się zwierzać jakiejś skretyniałej fretce! - warknęłam.
– Co tak ostro, Granger? - zapytał, a ja starłam z policzków mokre ślady łez.
– Bo mi się życie wali, debilu! Daj mi spokój! - krzyknęłam, aż kilka osób odwróciło się w naszą stronę. Nie przejmowałam się tym. Miałam wszystkiego dosyć. 
Odwróciłam się, by odejść, ale złapał mnie za nadgarstek. 
– Nie dam - powiedział, patrząc w moje załzawione oczy. Nagle opuściły mnie wszelkie siły, więc powiedziałam cicho:
– Proszę! - Poczułam, że jeśli się stąd jak najszybciej nie wyrwę, wybuchnę płaczem. On chyba to zauważył, bo pociągnął mnie do jakiejś pustej uliczki. Próbowałam się wyrwać, lecz na daremno. Spoglądając mi w oczy, teleportował nas. 
Kiedy stanęłam pewnie na ziemi, szybko rozejrzałam się wokół. O nie. Tylko nie to. Tylko nie to miejsce. Nie ten pałac.
Proszę, tylko nie Malfoy Manor!
– Czyś ty do reszty skretyniał? - krzyknęłam. - Powaliło cię? 
– Gdzie się nauczyłaś takiego słownictwa, Granger? Co się stało z tą grzeczną kujonką?
– Nie twój pieprzony interes - warknęłam i chciałam teleportować się z powrotem, ale poczułam blokadę. Cholera, bariery ochronne. Sama nie dam rady.
– Serio, przystopuj troszkę, nikt nie lubi kobiet z niewyparzonym językiem. - Nie odpowiedziałam na to, tylko zła spojrzałam na niego.
– Jeśli myślisz, że wejdę do tego domu, to się słono mylisz - zapowiedziałam.
– Innego wyjścia nie masz. - Złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę drzwi. Próbowałam stawiać opór, ale był zbyt silny. Już ja mu pokażę. W myślach zaczęłam planować, jakie zaklęcia na niego rzucę, kiedy mnie wreszcie puści. 
Gdy weszliśmy do środka (a raczej ja zostałam wciągnięta), od razu pojawił się skrzat. Draco oddał mu swoją kurtkę oraz zdjął mi z ramion płaszcz. 
– Od kiedy jesteś takim gentlemanem? - fuknęłam, rozglądając się ze wstrętem po posiadłości. Zmieniła się, odkąd pamiętam. A nie mam zbyt dobrych wspomnień z tym miejscem.
– A od kiedy ty rzucasz się pod koła samochodu? - odparował. - Nie masz innych pomysłów na śmierć, tylko stratowana przez jakiegoś mugola i jego pojazd?
– Jak już mówiłam, to nie twoja sprawa. Zostaw mnie w spokoju i pozwól wrócić do... - urwałam. Chciałam powiedzieć "do domu", ale ja już nie mam domu. On zauważył moją minę, więc złapał mnie za rękę i poprowadził w głąb posiadłości.
Już nie było tu tak mrocznie. Zapamiętałam to miejsce jako najstraszniejsze na świecie, lecz teraz wyglądało inaczej. W ogromnym salonie kryształowy kandelabr zwisał z sufitu nad niskim, acz długim, mahoniowym stołem z rzeźbionymi nogami, który znajdował się w centrum. Obok stała duża kanapa obita szmaragdowym atłasem i aż prosiła się, by na niej usiąść. Pod ścianami stały drogie, rzeźbione meble, które, jak się domyślam, kosztowały majątek. W wolnych miejscach wisiały różnorakie obrazy. Po lewej stronie pokoju znajdował się ekskluzywny kominek, teraz niezapalony, ze względu na porę roku. Pomimo swojego ogromu, salon wydawał się być przytulny, lecz, mimo wszystko, onieśmielał mnie. Wszędzie widać było przepych i bogactwo. To nie moje klimaty. Owszem, mieszkałam z Ronem w dużej willi, lecz nie była ona tak bogato urządzona. Wystrój tego mieszkania kosztował zapewne miliony galeonów.
Niepewnie stanęłam w drzwiach do salonu, ale Draco bez ceregieli pociągnął mnie za rękę i wskazał miejsce na sofie. Usiadłam prosto, jakbym połknęła kij od miotły. Co on sobie wyobraża? Jedyne co chciałabym teraz zrobić, to rzucić się na łóżko (nawet hotelowe) i wypłakać się w poduszkę. Ale oczywiście on miał inne plany.
– Czego się napijesz? - spytał, siadając na fotelu naprzeciw mnie. Nie odpowiedziałam, tylko wbiłam w niego moje najgroźniejsze spojrzenie. Nie podziałało. Zaśmiał się pod nosem. - Co jest, odebrało ci mowę?
– Mógłbyś mnie zostawić w spokoju i pozwolić mi stąd odejść?
– Nie - odpowiedział po prostu. Klasnął w dłonie, a na stole pojawiła się butelka jakiejś drogiej Whisky i dwie kryształowe szklanki. Napełnił je trunkiem i podał mi jedną. Niewiele myśląc chwyciłam szklankę, przytknęłam do ust i mocno przechyliłam. Alkohol spłynął moim gardłem, paląc wnętrzności. Zaczęłam kaszleć, na co on się zaśmiał. - Amatorka - mruknął. - A teraz gadaj. Co się stało?
– A z tobą co jest? W Ritę Skeeter się zmieniłeś? - prychnęłam. 
– Ja tu próbuję być miły, a ty z takimi tekstami wyjeżdżasz. - Pokręcił głową z pogardą. - Nie ładnie, Granger. 
–Coś ty taki miły się zrobił, hę? Z tego co pamiętam, to mnie nienawidzisz. 
– To była przeszłość, Granger. Minęło kilka lat, zmieniłem spojrzenie na świat, zmieniłem siebie.
– Uważaj, bo w to uwierzę. - Widziałam, że się zdenerwował.
– Słuchaj, Granger - powiedział po jakiejś chwili. - Ja wiem.
– Co wiesz? - spytałam podejrzliwie. Nie ufałam mu, nie miałam żadnych podstaw.
– Wiem, co się dzisiaj stało. Dlaczego tak uciekałaś. - Popatrzył na mnie, a ja nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa. Spuściłam głowę, ale zacisnęłam oczy. Nie mogę płakać przy nim. - Widziałem Wieprzleja z Brown, kiedy wchodzili do waszego domu. A potem spotkałem ciebie i wiedziałem, o co chodzi.
– Dlaczego wtrącasz się w moje życie? - spytałam. Miałam naprawdę wszystkiego dosyć.
– Wcale się nie wtrącam, jedynie obserwuję. - Zapadła między nami cisza. On popijał alkohol, a ja siedziałam wpatrzona w kaszmirowy dywan. Miałam wszystkiego dosyć. Straciłam pracę, straciłam męża. Moje dotychczasowe życie legło w gruzach. 
– Proszę cię, Malfoy. Pozwól mi odejść. - Chwyciłam się ostatniej deski ratunku i zniżyłam się do tego, by go o coś poprosić. 
– Nie, Granger - odpowiedział.
– Dlaczego? - spytałam, ganiąc się w myślach za płaczliwy ton. Ale nie miałam już siły grać twardej.
– Bo mam dla ciebie propozycję. - Zatkało mnie. On ma propozycję dla mnie?
– Co? - wychrypiałam zaskoczona. 
– Chcę cię zatrudnić. - Gdybym stała, na pewno z wrażenia bym usiadła. Przez chwilę zapomniałam nawet, jak się oddycha. Byłam tak zszokowana, że opadła mi szczęka, a oczy były chyba wielkości spodków od filiżanek. Chciałam coś powiedzieć, ale głos uwiązł mi w gardle. A on kontynuował. - Potrzebuję kogoś na stanowisko sekretarki, a sądzę, że znasz się na tym fachu. W końcu pracowałaś już kilka lat na tej posadzie. Potrzebuję wykształconej i inteligentnej osoby na to stanowisko, która nie pogubi się w papierach i tak różnych takich. Moja poprzednia sekretarka zaszła w ciążę, lecz miała trudny poród, którego nie przeżyła. Na pewno słyszałaś o tym, skoro pracowałaś w Proroku Codziennym. Katie Smith. Kojarzysz ją? - Pokiwałam sztywno głową, nadal zbyt roztrzęsiona, by inaczej zareagować. Tak, słyszałam o tym. Dziewczyna miała naprawdę trudny poród, bardzo się męczyła. Na szczęście magomedykom udało się uratować dziecko. Zamrugałam oszołomiona. Draco Malfoy proponuje mi pracę. Draco Malfoy proponuje mi pracę. Draco Malfoy proponuje mi pracę! Powtarzałam to w myślach ja mantrę, podczas gdy on mówił dalej. - Tak więc potrzebuję kolejnej sekretarki. I chciałbym, byś została nią ty.
– A-ale... Gdzie ty w ogóle pracujesz? - zadałam pierwsze pytanie, które przyszło mi na myśl.
– Tutaj. Mam biuro w moim domu. - Odpowiadał na moje pytania ze stoickim spokojem.
– Czyli... Że... Ja... Też... Tu...  - plątałam się.
– Tak, ty też pracowałabyś tutaj.
– Ale... Ja... Jak... Czemu... - Nie mogłam zebrać myśli.
– Och, Granger, ogarnij się. Jesteś dorosła, a zachowujesz się jak pięcioletnie dziecko. Nie wypuszczę cię stąd, dopóki mi nie odpowiesz na jedno pytanie. Bierzesz tę robotę, czy nie?
– Tak. - Nie musiałam się zastanawiać. Właśnie zostałam bez pracy, bez domu. Musiałam wyjść na prostą, nawet jeśli miał mi w tym pomóc Malfoy. Potrzebowałam pieniędzy, ponieważ nie miałam zbyt wiele oszczędności w banku Gringotta. Na długo te pieniądze by nie wystarczyły. Na miesiąc, co najwyżej dwa.
– No to świetnie. - Widziałam, że jest zadowolony. - Z wypłaty będziesz zadowolona. Możesz mi wierzyć. A! Druga sprawa. Mieszkasz tutaj.
– Co? - Zatkało mnie. Znowu. - Tutaj? - spytałam zlękniona.
– Tak, tutaj. Nie musisz się bać. Mieszkam tu tylko ja i skrzaty.
– Ale dlaczego? - Nie mogłam tego zrozumieć. Do czego on zmierza?
– Moja praca jest na tyle ważna, że Ministerstwo nie może pozwolić na wyciek jakichkolwiek informacji. Nie chodzi o to, że coś wypaplasz, ale ktoś może to z ciebie wyciągnąć siłą. Tu będziesz bezpieczniejsza.
– W co ja się wpakowałam? - mruknęłam, bezsilnie zapadając się na sofie.
– Nie pożałujesz, Granger, zobaczysz.

~~*~~

Szłam właśnie zanieść duży plik dokumentów Malfoy'owi. Moje obcasy, choć niezbyt wysokie, stukały o kamienną podłogę. Nadal czułam się dosyć nieswojo w tym domu, lecz powoli zaczęłam przyzwyczajać do panującej tu pustki. Byliśmy tu zawsze sami, on i ja. Nasze sypialnie są na innych piętrach, biura także, byśmy sobie nie przeszkadzali w pracy. Na początku mojej pracy tutaj zadawałam sobie pytanie, dlaczego przystałam na tę propozycję. Byłam wtedy nieświadoma moich czynów, ten stres i szok... Ale gdy zobaczyłam czek, na którym widniała moja pierwsza wypłata, zakręciło mi się w głowie. Od razu zaniechałam takich myśli. 
Moi znajomi nic o mnie nie wiedzieli. Wysłałam im list, by się o mnie nie martwili, lecz jestem pewna, że było to niewystarczające. Wytłumaczyłam wtedy sytuację z Ronem, prosząc, by mu o mnie nawet nie wspominali. Nie chciałam, by wiedział cokolwiek. Miałam nadzieję, że wkrótce o nim zapomnę, ale nie dałam rady. 5 miesięcy, to jednak nie jest długo. A wszystko utrudnia mi fakt, że za dwa tygodnie odbędzie się nasza rozprawa rozwodowa. Mam nadzieję, że nasz majątek zostanie sprawiedliwie podzielony. Nie na pół. Dom został zakupiony głównie z moich zarobków, więc chciałabym go odzyskać. Choćby po to, by go sprzedać i znaleźć sobie coś mniejszego na przyszłość. Na razie mieszkam w Malfoy Manor, lecz wiem, że to nie potrwa wiecznie. 
Otworzyłam drzwi do gabinetu Draco. Jakiś czas temu przeszliśmy na "ty", rezygnując z mówienia do siebie po nazwisku. Weszłam do pomieszczenia, jednak widok, który zastałam sprawił, że zastygłam w pół kroku. Mój szef siedział przy biurku z łokciami opartymi o blat i obejmował głowę rękoma. Był zdołowany, widać to było na pierwszy rzut oka. Zastanawiałam się, czy się nie wycofać, lecz potrząsnęłam głową i podeszłam bliżej. Na odgłos moich kroków Draco wyprostował się lekko, lecz nadal źle wyglądał. Odłożyłam dokumenty na biurko i oparłam się o blat, kładąc mu rękę na plecach.
– Co się dzieje, Draco? - spytałam łagodnie. Podczas pobytu tutaj zauważyłam, że naprawdę się zmienił. Nie odczuwał już do mnie niechęci, co sprawiło, że i ja zaczęłam go tolerować, a po jakimś czasie lubić. 
– Jest tyle rzeczy... eh, nie ważne - urwał zduszonym głosem. 
– Możesz mi powiedzieć. Naprawdę. - Zaczęłam delikatnie głaskać dłonią jego plecy na pocieszenie. Widziałam, że się wahał, ale po chwili uległ.
– Tak wiele rzeczy nie idzie po mojej myśli... Chciałbym, aby wszystko było inaczej. Demony przeszłości mnie prześladują. Czasami mam ochotę po prostu już się nie obudzić - westchnął. Wzruszyłam się. W nagłym odruchu objęłam od tyłu jego szyję ramionami i przytuliłam się do jego pleców.
– Draco, nie myśl tak. Wiem, że te słowa w niczym nie pomagają, ale będzie dobrze. Nie jesteś sam. Mimo, że twoich rodziców tu nie ma, masz mnie. Pomogę ci, na ile będę umiała. Draco... - westchnęłam, gdy zaczął szlochać. Nigdy nie widziałam go płaczącego. Łzy u mężczyzny nie są słabością. Pokazują, jak jest on silny, ponieważ przetrwał tak wiele. Nie są oznaką słabości, a siły. - Ty pomogłeś mi, teraz ja pomogę tobie. Przetrwamy to razem.
Przestał szlochać, otarł twarz dłonią i wyprostował się. Zdjął moje ramiona ze swojej szyi i odwrócił się w moją stronę, wstając z fotela. 
– Dziękuję ci, że jesteś przy mnie - powiedział cicho. Nachylił się, jego twarz znalazła się tuż przed moją. Czułam gorący oddech na wargach, który mieszał się z moim. Patrzyliśmy sobie w oczy. Błękit tych tęczówek sprawił, że ugięły się pode mną kolana. 
Nie wiem, które z nas posunęło się o krok dalej. A może zrobiliśmy to oboje? Jego wargi przylgnęły do moich, rozgrzały kryjącą się we mnie namiętność. Chłodna dłoń na moim policzku. Ramiona na jego szyi.
Wiedziałam jedno.
Chciałam, by ten pocałunek trwał wieczność.



*********************************

Witam!
Przedstawiam miniaturkę dla mojej kochanej Julii. Taki prezencik urodzinowy ^^
I powiem szczerze, że jestem z niej bardzo dumna. ^_^ Rzadko się to zdarza xD
Jak zwykle nie wiem, co napisać dalej...
To może to, co zwykle, czyli: Proszę o komentarze! :)

Ach! I jeszcze jedno! Rozdział na Crucio pojawi się 15.01.2015 r. lub troszkę szybciej, jeśli mi się uda :)

Pozdrowienia!
Bellatrix