Tę miniaturkę dedykuję mojemu Żelkowi <3 Masz, kochana ;*
*********************************
Zapach zgnilizny, skał, metalu i moczu towarzyszył jej od dawna. I ciemność. O tak, ciemność była jej największym... Wrogiem czy przyjacielem? Sama nie potrafiła stwierdzić. Siedziała pod chropowatą, zimną ścianą zwinięta w kłębek i wsłuchiwała się w odgłosy dochodzące do jej uszu. To było jej jedyne zajęcie. Mogła jeszcze obgryzać paznokcie, ale to już nie przynosiło jej ulgi. Zostało tylko słuchanie. Żyła odgłosami, dźwiękami.
Najczęściej słychać było ciszę. Była ona tak ciężka, tak przytłaczająca... a jednocześnie przynosząca ulgę. Ponieważ oprócz ciszy można było usłyszeć odgłosy innych więźniów z dalszych części więzenia. A one były gorsze od wszechobecnej pustki. Jęki, krzyki z bólu. Przyprawiały ją o gęsią skórkę za każdym razem. Ale to i tak nie było najgorsze.
Najgorsze były odgłosy wydawane przez gwałcone osoby. Tak. To było zdecydowanie najgorsze. W takich momentach siadała z podkurczonymi nogami i zaciskała ręce przy uszach tak mocno, jakby zamierzała zgnieść sobie czaszkę. A to mimo wszystko nie pomagało.
W takich momentach śpiewała. Zaczynała od nucenia pod nosem jakiś zwykłych melodii, kończąc na śpiewaniu konkretnych piosenek. Wszystko, byle nie słyszeć tych dzwięków. Chociaż wiedziała, że ona sama takie wydaje.
O tak, była gwałcona, i to dość często. Tak naprawdę nie mogła narzekać na samotność, ponieważ przez jej celę przewijały się tłumy. Młoda, jako tako kształtna. I do tego On kazał ją ukarać, więc jego słudzy powiązali przyjemne z użytecznym. Nie było tygodnia, by się nie pojawili. Wchodzili do jej celi, by sobie ulżyć. By ją skatować, odebrać jej resztki szacunku do siebie. Człowieczeństwa.
Była jak zwierzę, potępiona za swe istnienie. Żyła ułamkami sekund lub całymi dniami. Bez różnicy. Nie było już dla niej ratunku.
Chrzęst butów.
Grzechot kluczy.
Szczęk zamka.
Plusk kropli spadającej ze skały.
Trzask zamykanej kraty.
Splunięcie.
Chrzęst butów. Ponownie.
Szelest odzieży.
– Teraz się zabawimy.
Najczęściej słychać było ciszę. Była ona tak ciężka, tak przytłaczająca... a jednocześnie przynosząca ulgę. Ponieważ oprócz ciszy można było usłyszeć odgłosy innych więźniów z dalszych części więzenia. A one były gorsze od wszechobecnej pustki. Jęki, krzyki z bólu. Przyprawiały ją o gęsią skórkę za każdym razem. Ale to i tak nie było najgorsze.
Najgorsze były odgłosy wydawane przez gwałcone osoby. Tak. To było zdecydowanie najgorsze. W takich momentach siadała z podkurczonymi nogami i zaciskała ręce przy uszach tak mocno, jakby zamierzała zgnieść sobie czaszkę. A to mimo wszystko nie pomagało.
W takich momentach śpiewała. Zaczynała od nucenia pod nosem jakiś zwykłych melodii, kończąc na śpiewaniu konkretnych piosenek. Wszystko, byle nie słyszeć tych dzwięków. Chociaż wiedziała, że ona sama takie wydaje.
O tak, była gwałcona, i to dość często. Tak naprawdę nie mogła narzekać na samotność, ponieważ przez jej celę przewijały się tłumy. Młoda, jako tako kształtna. I do tego On kazał ją ukarać, więc jego słudzy powiązali przyjemne z użytecznym. Nie było tygodnia, by się nie pojawili. Wchodzili do jej celi, by sobie ulżyć. By ją skatować, odebrać jej resztki szacunku do siebie. Człowieczeństwa.
Była jak zwierzę, potępiona za swe istnienie. Żyła ułamkami sekund lub całymi dniami. Bez różnicy. Nie było już dla niej ratunku.
Chrzęst butów.
Grzechot kluczy.
Szczęk zamka.
Plusk kropli spadającej ze skały.
Trzask zamykanej kraty.
Splunięcie.
Chrzęst butów. Ponownie.
Szelest odzieży.
– Teraz się zabawimy.
~*~
Zostawił ją. Jak nic nie wartą szmatę. Bo tym właśnie dla nich była. Brudne ścierwo, które służy do wyżycia się na nim. Do odreagowania złości.
Powoli podniosła się z chropowatej podłogi i sięgnęła po swoje podarte dżinsowe spodnie oraz bluzkę, kiedyś białą, teraz prawie czarną, rozerwaną na pół. Bielizny nie miała. Była tylko dodatkową barierą, niechcianą przez Nich barierą do jej ciała. Ubrała się i z powrotem przysunęła do ściany, podciągając kolana pod brodę. Teraz przyszło jej czekać na kolejny dzień, kolejną osobę, która zechce ją zeszmacić jeszcze bardziej.
Po jej brudnym policzku spływały łzy. Tak jak za każdym razem.
Powoli podniosła się z chropowatej podłogi i sięgnęła po swoje podarte dżinsowe spodnie oraz bluzkę, kiedyś białą, teraz prawie czarną, rozerwaną na pół. Bielizny nie miała. Była tylko dodatkową barierą, niechcianą przez Nich barierą do jej ciała. Ubrała się i z powrotem przysunęła do ściany, podciągając kolana pod brodę. Teraz przyszło jej czekać na kolejny dzień, kolejną osobę, która zechce ją zeszmacić jeszcze bardziej.
Po jej brudnym policzku spływały łzy. Tak jak za każdym razem.
~*~
Chrzęst butów.
Jęk.
Uderzenie.
I kolejne.
Głuche stęknięcie.
Grzechot kluczy.
Szczęk zamka.
Skrzypienie zawiasów.
Upadek jakiegoś ciała na posadzkę.
Kopniak.
Jęk.
Chrzęst butów.
Trzask kraty.
Ponowny szczęk zamka.
Odgłos oddalających się kroków.
Jęk.
Uderzenie.
I kolejne.
Głuche stęknięcie.
Grzechot kluczy.
Szczęk zamka.
Skrzypienie zawiasów.
Upadek jakiegoś ciała na posadzkę.
Kopniak.
Jęk.
Chrzęst butów.
Trzask kraty.
Ponowny szczęk zamka.
Odgłos oddalających się kroków.
~*~
Szelest obok niej.
I kolejny.
Ktoś przesuwał się po posadzce w celi obok. Po jej lewej stronie. Ktoś nowy. Bezszelestnie zmieniła pozycję, przysunęła się bliżej dźwięku.
Szloch.
– Boże, jeśli jesteś, jeśli mnie słyszysz, proszę, zabierz mnie stąd. Czym zasłużyłem na to? Czy zgrzeszyłem na tyle, by teraz cierpieć męki? Uczyniłem w życiu wiele złych rzeczy, jednak wszystkich żałuję. Ale nigdy nie podążałem ścieżką ciemności. Dlaczego tak mnie karzesz? Panie, ty wiesz o mnie wszystko. Wiesz, jak bardzo żałuję wszystkich złych postępków. Nie umiałem czynić dobra. I nie mogłem. Wybacz mi, proszę. Jeśli mnie słyszysz, nie potępiaj mnie.
Słuchała tego, opierając głowę o nierówną, kamienną ścianę.
Znała ten głos. Jego właściciel był ostatnią osobą, jakiej się tu spodziewała. Siedział najwyżej metr od niej, nieświadomy jej obecności. Dzieliła ich jedynie gruba, żelazna krata.
– Malfoy? - Zdziwiła się, słysząc swój głos. Nie poznała go. Ledwo wymówiła te słowa ze swojego opuchniętego, chorego gardła.
Gwałtowny ruch.
Szelest odzieży.
– Granger? - Ale on poznał.
Przycisnęła twarz do zimnego metalu, on także się przysunął. W ciemności wyciągnął rękę i po omacku znalazł jej policzek. Opuszkami wilgotnymi od swoich łez dotykał jej skóry, jakby chciał sprawdzić, czy to na prawdę ona.
– Jak długo tu jesteś? - spytał, przejeżdżając dłonią po jej skołtunionych włosach i zatrzymując się na podbródku.
– Nie wiem - wychrypiała. - Straciłam rachubę.
– Co oni ci zrobili? - spytał przerażony, gdy jego palce dotknęły licznych ran na szyi, twarzy i dekolcie Hermiony. Głębokich, wilgotnych, jakby sączyła się z nich ropa.
– Wszystko.
I kolejny.
Ktoś przesuwał się po posadzce w celi obok. Po jej lewej stronie. Ktoś nowy. Bezszelestnie zmieniła pozycję, przysunęła się bliżej dźwięku.
Szloch.
– Boże, jeśli jesteś, jeśli mnie słyszysz, proszę, zabierz mnie stąd. Czym zasłużyłem na to? Czy zgrzeszyłem na tyle, by teraz cierpieć męki? Uczyniłem w życiu wiele złych rzeczy, jednak wszystkich żałuję. Ale nigdy nie podążałem ścieżką ciemności. Dlaczego tak mnie karzesz? Panie, ty wiesz o mnie wszystko. Wiesz, jak bardzo żałuję wszystkich złych postępków. Nie umiałem czynić dobra. I nie mogłem. Wybacz mi, proszę. Jeśli mnie słyszysz, nie potępiaj mnie.
Słuchała tego, opierając głowę o nierówną, kamienną ścianę.
Znała ten głos. Jego właściciel był ostatnią osobą, jakiej się tu spodziewała. Siedział najwyżej metr od niej, nieświadomy jej obecności. Dzieliła ich jedynie gruba, żelazna krata.
– Malfoy? - Zdziwiła się, słysząc swój głos. Nie poznała go. Ledwo wymówiła te słowa ze swojego opuchniętego, chorego gardła.
Gwałtowny ruch.
Szelest odzieży.
– Granger? - Ale on poznał.
Przycisnęła twarz do zimnego metalu, on także się przysunął. W ciemności wyciągnął rękę i po omacku znalazł jej policzek. Opuszkami wilgotnymi od swoich łez dotykał jej skóry, jakby chciał sprawdzić, czy to na prawdę ona.
– Jak długo tu jesteś? - spytał, przejeżdżając dłonią po jej skołtunionych włosach i zatrzymując się na podbródku.
– Nie wiem - wychrypiała. - Straciłam rachubę.
– Co oni ci zrobili? - spytał przerażony, gdy jego palce dotknęły licznych ran na szyi, twarzy i dekolcie Hermiony. Głębokich, wilgotnych, jakby sączyła się z nich ropa.
– Wszystko.
~*~
– Dlaczego tutaj trafiłeś? Przecież...
– Przecież stałem po ciemnej stronie, prawda? To tylko złudzenie, tylko maska. Nigdy nie służyłem Jemu. Byłem szpiegiem.
– Od kiedy? - spytała zszokowana.
– Od zawsze.
– Przecież stałem po ciemnej stronie, prawda? To tylko złudzenie, tylko maska. Nigdy nie służyłem Jemu. Byłem szpiegiem.
– Od kiedy? - spytała zszokowana.
– Od zawsze.
~*~
– Jak to się stało, że cię złapali?
– Ukrywaliśmy się w lesie. Jego imię było tabu, ale Harry je wypowiedział, mimo ostrzeżeń Rona. Pojawili się szmalcownicy, nim zdążyliśmy odnowić bariery ochronne. Harry i Ron uciekli, a ja... Potknęłam się. Kazałam im uciekać, teleportowali się. A ja skończyłam tutaj. Gdzie ja jestem, tak naprawdę?
– W Carrow Castle. Mają większe lochy, więcej cel niż Malfoy Manor.
– Ukrywaliśmy się w lesie. Jego imię było tabu, ale Harry je wypowiedział, mimo ostrzeżeń Rona. Pojawili się szmalcownicy, nim zdążyliśmy odnowić bariery ochronne. Harry i Ron uciekli, a ja... Potknęłam się. Kazałam im uciekać, teleportowali się. A ja skończyłam tutaj. Gdzie ja jestem, tak naprawdę?
– W Carrow Castle. Mają większe lochy, więcej cel niż Malfoy Manor.
~*~
Chrzęst butów.
– Draco, cokolwiek teraz się ze mną wydarzy, nie odzywaj się. Nie wolno ci, jeśli chcesz mi jakkolwiek pomóc.
Grzechot kluczy.
Szczęk zamka.
Odsunęła się po cichu na drugi koniec celi, jak najdalej od Draco.
Trzask kraty.
Szelest ubrania.
Dźwięk rozsuwanego rozporka.
Mężczyzna postawił lampę z ogniem w środku na podłodze i spojrzał na Hermionę.
– To co, dziwko, gotowa na zabawę?
Grzechot kluczy.
Szczęk zamka.
Odsunęła się po cichu na drugi koniec celi, jak najdalej od Draco.
Trzask kraty.
Szelest ubrania.
Dźwięk rozsuwanego rozporka.
Mężczyzna postawił lampę z ogniem w środku na podłodze i spojrzał na Hermionę.
– To co, dziwko, gotowa na zabawę?
~*~
Wkroczył w świat Hermiony. Odczuwał go tylko i wyłącznie dźwiękami, zamykając oczy, by nie musieć widzieć tej scenerii.
Uderzenie.
Jęk dziewczyny.
Warknięcie.
Rozerwanie ubrania.
Pchnięcie dziewczyny na podłogę.
Obrzydliwe dzwięki katuszy.
Krzyki.
Jęki.
Krzyki.
Jęki.
Bał się, że zwymiotuje, ale obiecał jej. Obiecał w duchu.
Uderzenie.
Jęk dziewczyny.
Warknięcie.
Rozerwanie ubrania.
Pchnięcie dziewczyny na podłogę.
Obrzydliwe dzwięki katuszy.
Krzyki.
Jęki.
Krzyki.
Jęki.
Bał się, że zwymiotuje, ale obiecał jej. Obiecał w duchu.
~*~
– Nie zostało mi wiele czasu. Wiem to.
– Nie mów tak. Nie mów. Wojna się skończy, Harry Go pokona.
– Będę mówić, co chcę. A teraz stwierdzam fakt. Czuję się coraz gorzej. Te rany... Wdało się zakażenie. Może nawet już teraz mam posocznicę, kto wie.
Draco wyciągnął rękę i dotknął jej czoła. Rozpalone.
– Nie tak sobie wyobrażałam moją śmierć.
– A jak?
Hermiona zamyśliła się.
– Miałam nadzieję, że umrę we śnie. W miękkim łóżku, przykryta pościelą. Na biurku leżałby mój testament, w którym zapisałabym wszystko moim dzieciom i wnukom. W szafie wisiałaby specjalna suknia do trumny. Znasz mnie trochę. Zawsze lubiłam mieć wszystko zaplanowane.
Zapanowała między nimi cisza.
– Po prostu chciałam umrzeć utwierdzona w przekonaniu, że przeżyłam całe życie.
– Nie mów tak. Nie mów. Wojna się skończy, Harry Go pokona.
– Będę mówić, co chcę. A teraz stwierdzam fakt. Czuję się coraz gorzej. Te rany... Wdało się zakażenie. Może nawet już teraz mam posocznicę, kto wie.
Draco wyciągnął rękę i dotknął jej czoła. Rozpalone.
– Nie tak sobie wyobrażałam moją śmierć.
– A jak?
Hermiona zamyśliła się.
– Miałam nadzieję, że umrę we śnie. W miękkim łóżku, przykryta pościelą. Na biurku leżałby mój testament, w którym zapisałabym wszystko moim dzieciom i wnukom. W szafie wisiałaby specjalna suknia do trumny. Znasz mnie trochę. Zawsze lubiłam mieć wszystko zaplanowane.
Zapanowała między nimi cisza.
– Po prostu chciałam umrzeć utwierdzona w przekonaniu, że przeżyłam całe życie.
~*~
– Draco...
– Tak?
– Ja... Boli... Zimno...
Tym razem jej czoło znów było rozpalone. Jeszcze bardziej niż kilka dni temu.
– Nie mogę oddychać - wykrztusiła, szczękając zębami. - Wiem... że to koniec, ale... b-boję się...
– Zamknij oczy i pomyśl o wielkim domu z ogrodem. - Gdy spełniła jego polecenie, kontynuował: - W środku biegają dzieci, twoje wnuki. Spójrz, jedna dziewczynka ma włosy takie jak ty. Wielką brązową szopę. W rodzinie nic nie ginie. Te pociechy woła kobieta, na oko czterdziestoletnia. Twoja córka. Jest bardzo podobna do ciebie. Ten sam nos, usta i czekoladowe oczy. Jest tak samo piękna. W salonie siedzisz ty. Elegancka pani z siwymi włosami. Na twarzy zmarszczki od ciągłego uśmiechu. Emanujesz pewnością siebie i miłością. Mimo swego wieku nadal masz w sobie ujmujące piękno.
– A co z mężem? - zapytała, nie otwierając oczu. Pomimo cierpienia na jej ustach błąkał się lekki uśmiech.
– Nie potrafię go sobie wyobrazić, przepraszam.
– To ty. Opisz siebie.
– Mnie? - zszokował się.
– Tak. Tylko z tobą wyobrażam sobie teraz przyszłość. Proszę. Zrób to dla mnie. - Uniosła się na łokciach, próbując w ciemności dojrzeć jego twarzy. Oparła się plecami o ścianę, dłonią szukając jego twarzy. Był tak blisko. Złapał jej dłoń i złożył na niej delikatny pocałunek.
– Dziękuję.
– Nie masz za co, moja żono.
Hermiona uśmiechnęła się po raz ostatni.
Zmarła w ciągu kilku godzin, zostawiając Draco samego z myślami.
I odgłosami.
– Tak?
– Ja... Boli... Zimno...
Tym razem jej czoło znów było rozpalone. Jeszcze bardziej niż kilka dni temu.
– Nie mogę oddychać - wykrztusiła, szczękając zębami. - Wiem... że to koniec, ale... b-boję się...
– Zamknij oczy i pomyśl o wielkim domu z ogrodem. - Gdy spełniła jego polecenie, kontynuował: - W środku biegają dzieci, twoje wnuki. Spójrz, jedna dziewczynka ma włosy takie jak ty. Wielką brązową szopę. W rodzinie nic nie ginie. Te pociechy woła kobieta, na oko czterdziestoletnia. Twoja córka. Jest bardzo podobna do ciebie. Ten sam nos, usta i czekoladowe oczy. Jest tak samo piękna. W salonie siedzisz ty. Elegancka pani z siwymi włosami. Na twarzy zmarszczki od ciągłego uśmiechu. Emanujesz pewnością siebie i miłością. Mimo swego wieku nadal masz w sobie ujmujące piękno.
– A co z mężem? - zapytała, nie otwierając oczu. Pomimo cierpienia na jej ustach błąkał się lekki uśmiech.
– Nie potrafię go sobie wyobrazić, przepraszam.
– To ty. Opisz siebie.
– Mnie? - zszokował się.
– Tak. Tylko z tobą wyobrażam sobie teraz przyszłość. Proszę. Zrób to dla mnie. - Uniosła się na łokciach, próbując w ciemności dojrzeć jego twarzy. Oparła się plecami o ścianę, dłonią szukając jego twarzy. Był tak blisko. Złapał jej dłoń i złożył na niej delikatny pocałunek.
– Dziękuję.
– Nie masz za co, moja żono.
Hermiona uśmiechnęła się po raz ostatni.
Zmarła w ciągu kilku godzin, zostawiając Draco samego z myślami.
I odgłosami.
*********************************
Witajcie.
Jest pózno, bardzo pózno, więc powiem krótko.
Miniaturka powstała w ciągu 3 godzin, nawet nie wiem, jakim cudem. Nie jest idealna, ale jestem z niej cholernie dumna. Jejku, sama nie wiem dlaczego. Jest dokładnie taka, jaka miała być. Dla mnie idealna. Taki był plan i tak jest.
Dziękuję, że jesteście.
Jeśli czytacie - zostawcie komentarz. Taka jest zasada, prawda? ;3
Pozdrawiam, tysiące buziaków,
Bellatrix