Rozdział dedykuję mojej kochanej Adzie oraz Agacie ;) to dla was, kochane ;***
*********************************
Jakaś klątwa poleciała w jej stronę niezwykle szybko. Nawet nie wiedziała, kiedy udało jej się unieść różdżkę i odbić zaklęcie.
— Poczekaj… — Chciała wyjaśnić, jednak głos uwiązł jej w gardle. Zaschło jej w ustach ze strachu, ale wiedziała, że nie może się poddać. Kolejne zaklęcie mknęło ku niej, przecinając powietrze ze świstem. Rzuciła się na ziemię, klątwa przeleciała nad jej głową, trafiając w wysoką sosnę. Drzewo w ciągu sekundy rozpadło się w drzazgi. Odłamki drewna posypały się wokół Hermiony. Jęknęła głośno, ponieważ niefortunnie upadła na lewe ramię. Do jej uszu doszedł nieprzyjemny trzask łamanej kości. Ręka pulsowała bólem, lecz mimo to udało jej się podnieść. Szybko wyczarowała tarczę, od której odbiło się kolejne zaklęcie. Czar poleciał z powrotem w stronę Bellatrix, jednak czarownica zniweczyła jego działanie leniwym machnięciem różdżki, by po chwili posłać kolejną klątwę w stronę Gryfonki. Dziewczyna widziała, że zaklęcie jest na tyle mocne, że nie jest w stanie się przed nim w żaden sposób obronić. Szybko rzuciła się w bok i wykonała przewrót przez bark, jak kiedyś uczyła się na mugolskim obozie w wakacje. Znów klątwa śmignęła tuż nad nią, trafiając w ziemię za nią. Eksplozja nie pozwoliła jej wstać, grudki ziemi posypały się wokół, trafiając w jej ciało. Skuliła się, ochraniając głowę ramionami. Pył zasłonił otoczenie wokół niej, nie widziała nigdzie swojej przeciwniczki. Chciała się podnieść, jednak usłyszała kolejny złowróżbny świst nad sobą, więc jeszcze bardziej przywarła do ziemi. Po chwili przeturlała się w prawą stronę, zaciskając zęby, ponieważ lewe ramię promieniowało bólem. Po swojej lewej stronie usłyszała, jak kolejne zaklęcie pruje powietrze. Bellatrix nie wiedziała, że dziewczyna zmieniła swoją pozycję. Hermiona podniosła się i szybko pobiegła w prawo, póki gęsty pył nie opadł jeszcze całkiem i Śmierciożerczyni nie wiedziała, gdzie znajdowała się Gryfonka. Dziewczyna starała się poruszać jak najciszej, by ucho kobiety nie wychwyciło jej ruchu. Gdy zdawało jej się, że jest już wystarczająco daleko od swojej poprzedniej pozycji, przystanęła. Gęsty pył opadał z wolna, przepuszczając światło. Kontury otoczenia stawały się coraz bardzie wyraźne. Hermiona ujrzała ciemny zarys Bellatrix. Nie czekając dłużej, by czarownica jej nie zauważyła, wyciągnęła przed siebie różdżkę i posłała zaklęcie:
— Expelliarmus! — Niebieski promień poleciał w stronę kobiety. Bellatrix poleciała do tyłu, uderzona siłą zaklęcia, a jej różdżka wylądowała w dłoni dziewczyny.
— Ty podstępna plugawa szlamo! — krzyknęła Bellatrix, gdy tylko podniosła się z ziemi. — Jak śmiesz wytrącać mi różdżkę z dłoni! Pożałujesz tego, ty bękarcie mugoli!
— Posłuchaj mnie! — poprosiła Hermiona, trzymając przed sobą różdżkę, by w każdej chwili móc się obronić.
— Nie będę słuchać jakiegoś pomiotu twojego rodzaju! Szlamy nie mają prawa, by żyć! Zaraz się o tym przekonasz! — Czarownica wyciągnęła przed siebie lewe ramię i zbliżyła do niego wskazujący palec.
— Nie jestem córką mugoli! — krzyknęła szybko zrozpaczona dziewczyna. — Jestem czystokrwistą czarownicą! Jestem twoją córką!
Dłoń Bellatrix drgnęła i zatrzymała się przed Mrocznym Znakiem. Rzuciła zaskoczone spojrzenie w stronę Hermiony. Dziewczyna miała łzy w oczach.
— Nazywam się Hermiona! Kiedyś Melisandre Dorea Lestrange! Proszę, uwierz mi! Inaczej nie przeszłabym przez bariery. Proszę! — kolejne łzy stoczyły się po jej brudnym policzku. Jednak reakcji Bellatrix się nie spodziewała. Kobieta tylko rzuciła jej kolejne spojrzenie, po czym w oka mgnieniu jej szaty zmieniły się w smugę czarnego, gęstego dymu. Fala czerni owinęła się wokół jej ciała i pofrunęła w górę, ciągnąc za sobą czarny ogon, który po chwili rozpłynął się w powietrzu, niczym ślad po samolocie na niebie. Bellatrix zniknęła.
Hermiona opadła na kolana, zanosząc się szlochem. Nie wiedziała, co ma teraz zrobić. Jeśli wejdzie do Malfoy Manor ot tak, bez Bellatrix, nikt jej nie uwierzy, że jest jej córką. Wrócić też nie mogła. Drzwi, którymi tu przeszła zniknęły, wręcz rozpłynęły się w powietrzu. Poza tym nie mogła wrócić, musiałą się dowiedzieć całej prawdy. Otarła wierzchem dłoni mokre oczy, jednak nic to nie dało. Łzy wypływały spod jej powiek strumieniami. Co ona miała zrobić?
Drgnęła pod wpływem czyjegoś dotyku. Gwałtownie poderwała głowę i stanęła oko w oko z Narcyzą Malfoy. Kobieta położyła jej dłoń na ramieniu i nachyliła się do niej.
— Co ty tu robisz? — spytała niezbyt głośno, w obawie, że ktoś jeszcze dowie się o wizycie nieproszonego gościa.
— Ja... ja przyszłam się tu dowiedzieć prawdy — wyjąkała Hermiona.
— Prawdy?!
— Bellatrix jest moją matką, tak twierdzi profesor Dumbledore. Powiedział, że spędzę tu wakacje. Wysłał sowę do Bellatrix, ale sądząc po jej reakcji, list nie doszedł — dziewczyna zwiesiła głowę.
— Córką Belli? — wyszeptała Narcyza. — Melisandre? Ale... Jak to? Och, chodź moje dziecko ze mną! — powiedziała szybko kobieta, wstając.
Hermiona także spróbowała się podnieść, jednak gdy stanęła w pozycji pionowej, zakręciło jej się w głowie, czarne plamy zasłoniły polę widzenia.
Poczuła jeszcze że upada, po tym nie czuła już nic.
Usłyszała przytłumione szepty, jeszcze zanim otworzyła oczy. Wszystkie dźwięki zaczęły do niej docierać z podwójną mocą. Czuła, że jej głowa zaraz eksploduje. Uniosła delikatnie jedną powiekę, po chwili drugą. Na szczęście w pomieszczeniu, w którym się znajdowała, panował przyjemny półmrok. Przez chwilę nie mogła sobie przypomnieć, co się stało i gdzie się znajduje, jednak wszelkie wątpliwości rozwiała pewna kobieta, która nachyliła się nad jej twarzą.
— Nareszcie się obudziłaś — powiedziała Narcyza.
— Jak długo spałam? — spytała Hermiona i spróbowała dźwignąć się do pozycji siedzącej, jednak ból w całym ciele jej to uniemożliwił. Z jękiem ponownie opadła na poduszki.
— Cały dzień. Znalazłaś się tu wczoraj.
— Czy Bellatrix już wróciła? — Na to pytanie Narcyza rzuciła niepewne spojrzenie w przeciwległą stronę pokoju. Hermiona odwróciła głowę i ujrzała Lucjusza siedzącego wraz z jakimś mężczyzną przy stole. Nienaganna postawa Malfoya seniora promieniowała dostojnością, na jego twarzy jak zwykle gościła maska obojętności. Prawie niezauważalnie skinął głową na nieme pytanie małżonki.
— Moja siostra jeszcze nie wróciła, nie wiemy gdzie jest. Ale na pewno wróci. Tego jestem pewna. Na razie musisz leżeć i odpoczywać. Jesteś bardzo osłabiona. Miałaś złamaną rękę, jednak już się goi. Może cię jeszcze trochę boleć.
— Narcyzo — odezwał się niespodziewanie Lucjusz. Hermiona wzdrygnęła się na dźwięk jego zimnego głosu. Kobieta odwróciła się w stronę męża.
— Nasz gość na pewno jest głodny. Bądź dobrą gospodynią i zaproponuj Hermionie coś do jedzenia. — Dziewczyna zdziwiła się z tonu, jakim wypowiedział jej imię. Zwykle wycedzał je przez zęby, jakby chciał ją zaraz zabić. A teraz... Na pewno nie był on taki jak wcześniej, choć wiedziała, że mimo wszystko jego właściciel miłością do niej nie pałał.
— Och, oczywiście. Wybacz, Hermiono. — Klasnęła dwa razy w dłonie, a przed nią zmaterializował się skrzat w brudnej szmacie. Skłonił się najniżej jak mógł.
— Czym Rudzik może służyć najjaśniejszej pani? — Skrzat nie śmiał podnieść oczu na Narcyzę.
— Przynieś obfite posiłek. — Ton jej głosu był całkiem inny, niż gdy zwracała się do Hermiony. Pełen pogardy dla tego stworzenia. Skrzat znów pokłonił się nisko, po czym zniknął z cichym trzaskiem. Po chwili wrócił z ogromną tacą pełną jedzenia. Podał ją pani Malfoy, po czym po raz kolejny wręcz dotknął nosem podłogi i zniknął. Hermiona patrzyła na te scenę z oburzeniem, lecz nie wyrzekła ani słowa. Narcyza położyła tacę przed Hermioną, po czym pomogła dziewczynie usiąść. Gryfonka zaczęła spożywać naleśniki z czekoladą i bananami, kiedy do jej uszu doszły odgłosy zamieszania. Spojrzała pytająco na panią Malfoy, a ta popatrzyła na swojego męża. Lucjusz westchnął i zwrócił się do mężczyzny siedzącego z nim przy stole:
— Amycusie, sprawdź, co tam się dzieje.
— Nie jestem twoim służącym, Lucjuszu — warknął mężczyzna,
— Ależ mój drogi, to jest najzwyklejsza w świecie prośba. — Malfoy rzucił towarzyszowi kpiące spojrzenie. — Nie zapominaj jednak, że jesteś w moim domu. Tutaj panują moje zasady. — Przez chwilę trwała bitwa na spojrzenia ze stron dwóch mężczyzn, jednak po chwili Amycus Carrow wstał z miękkiego fotela, odstawił szklankę z jakimś trunkiem na blat stołu, po czym wyszedł z pomieszczenia.
— Jedz spokojnie, jesteś bardzo blada. — powiedziała Narcyza. Dziewczyna nieco speszona ciszą, która nagle zapanowała w pomieszczeniu, kontynuowała posiłek, jednak niezbyt długo. W momencie, gdy umoczyła usta w kawie, Amycus Carrow wrócił do pokoju.
— Jakie wieści? — spytał Lucjusz.
— Bellatrix wróciła, a z nią Czarny Pan.
— Poczekaj… — Chciała wyjaśnić, jednak głos uwiązł jej w gardle. Zaschło jej w ustach ze strachu, ale wiedziała, że nie może się poddać. Kolejne zaklęcie mknęło ku niej, przecinając powietrze ze świstem. Rzuciła się na ziemię, klątwa przeleciała nad jej głową, trafiając w wysoką sosnę. Drzewo w ciągu sekundy rozpadło się w drzazgi. Odłamki drewna posypały się wokół Hermiony. Jęknęła głośno, ponieważ niefortunnie upadła na lewe ramię. Do jej uszu doszedł nieprzyjemny trzask łamanej kości. Ręka pulsowała bólem, lecz mimo to udało jej się podnieść. Szybko wyczarowała tarczę, od której odbiło się kolejne zaklęcie. Czar poleciał z powrotem w stronę Bellatrix, jednak czarownica zniweczyła jego działanie leniwym machnięciem różdżki, by po chwili posłać kolejną klątwę w stronę Gryfonki. Dziewczyna widziała, że zaklęcie jest na tyle mocne, że nie jest w stanie się przed nim w żaden sposób obronić. Szybko rzuciła się w bok i wykonała przewrót przez bark, jak kiedyś uczyła się na mugolskim obozie w wakacje. Znów klątwa śmignęła tuż nad nią, trafiając w ziemię za nią. Eksplozja nie pozwoliła jej wstać, grudki ziemi posypały się wokół, trafiając w jej ciało. Skuliła się, ochraniając głowę ramionami. Pył zasłonił otoczenie wokół niej, nie widziała nigdzie swojej przeciwniczki. Chciała się podnieść, jednak usłyszała kolejny złowróżbny świst nad sobą, więc jeszcze bardziej przywarła do ziemi. Po chwili przeturlała się w prawą stronę, zaciskając zęby, ponieważ lewe ramię promieniowało bólem. Po swojej lewej stronie usłyszała, jak kolejne zaklęcie pruje powietrze. Bellatrix nie wiedziała, że dziewczyna zmieniła swoją pozycję. Hermiona podniosła się i szybko pobiegła w prawo, póki gęsty pył nie opadł jeszcze całkiem i Śmierciożerczyni nie wiedziała, gdzie znajdowała się Gryfonka. Dziewczyna starała się poruszać jak najciszej, by ucho kobiety nie wychwyciło jej ruchu. Gdy zdawało jej się, że jest już wystarczająco daleko od swojej poprzedniej pozycji, przystanęła. Gęsty pył opadał z wolna, przepuszczając światło. Kontury otoczenia stawały się coraz bardzie wyraźne. Hermiona ujrzała ciemny zarys Bellatrix. Nie czekając dłużej, by czarownica jej nie zauważyła, wyciągnęła przed siebie różdżkę i posłała zaklęcie:
— Expelliarmus! — Niebieski promień poleciał w stronę kobiety. Bellatrix poleciała do tyłu, uderzona siłą zaklęcia, a jej różdżka wylądowała w dłoni dziewczyny.
— Ty podstępna plugawa szlamo! — krzyknęła Bellatrix, gdy tylko podniosła się z ziemi. — Jak śmiesz wytrącać mi różdżkę z dłoni! Pożałujesz tego, ty bękarcie mugoli!
— Posłuchaj mnie! — poprosiła Hermiona, trzymając przed sobą różdżkę, by w każdej chwili móc się obronić.
— Nie będę słuchać jakiegoś pomiotu twojego rodzaju! Szlamy nie mają prawa, by żyć! Zaraz się o tym przekonasz! — Czarownica wyciągnęła przed siebie lewe ramię i zbliżyła do niego wskazujący palec.
— Nie jestem córką mugoli! — krzyknęła szybko zrozpaczona dziewczyna. — Jestem czystokrwistą czarownicą! Jestem twoją córką!
Dłoń Bellatrix drgnęła i zatrzymała się przed Mrocznym Znakiem. Rzuciła zaskoczone spojrzenie w stronę Hermiony. Dziewczyna miała łzy w oczach.
— Nazywam się Hermiona! Kiedyś Melisandre Dorea Lestrange! Proszę, uwierz mi! Inaczej nie przeszłabym przez bariery. Proszę! — kolejne łzy stoczyły się po jej brudnym policzku. Jednak reakcji Bellatrix się nie spodziewała. Kobieta tylko rzuciła jej kolejne spojrzenie, po czym w oka mgnieniu jej szaty zmieniły się w smugę czarnego, gęstego dymu. Fala czerni owinęła się wokół jej ciała i pofrunęła w górę, ciągnąc za sobą czarny ogon, który po chwili rozpłynął się w powietrzu, niczym ślad po samolocie na niebie. Bellatrix zniknęła.
Hermiona opadła na kolana, zanosząc się szlochem. Nie wiedziała, co ma teraz zrobić. Jeśli wejdzie do Malfoy Manor ot tak, bez Bellatrix, nikt jej nie uwierzy, że jest jej córką. Wrócić też nie mogła. Drzwi, którymi tu przeszła zniknęły, wręcz rozpłynęły się w powietrzu. Poza tym nie mogła wrócić, musiałą się dowiedzieć całej prawdy. Otarła wierzchem dłoni mokre oczy, jednak nic to nie dało. Łzy wypływały spod jej powiek strumieniami. Co ona miała zrobić?
Drgnęła pod wpływem czyjegoś dotyku. Gwałtownie poderwała głowę i stanęła oko w oko z Narcyzą Malfoy. Kobieta położyła jej dłoń na ramieniu i nachyliła się do niej.
— Co ty tu robisz? — spytała niezbyt głośno, w obawie, że ktoś jeszcze dowie się o wizycie nieproszonego gościa.
— Ja... ja przyszłam się tu dowiedzieć prawdy — wyjąkała Hermiona.
— Prawdy?!
— Bellatrix jest moją matką, tak twierdzi profesor Dumbledore. Powiedział, że spędzę tu wakacje. Wysłał sowę do Bellatrix, ale sądząc po jej reakcji, list nie doszedł — dziewczyna zwiesiła głowę.
— Córką Belli? — wyszeptała Narcyza. — Melisandre? Ale... Jak to? Och, chodź moje dziecko ze mną! — powiedziała szybko kobieta, wstając.
Hermiona także spróbowała się podnieść, jednak gdy stanęła w pozycji pionowej, zakręciło jej się w głowie, czarne plamy zasłoniły polę widzenia.
Poczuła jeszcze że upada, po tym nie czuła już nic.
Usłyszała przytłumione szepty, jeszcze zanim otworzyła oczy. Wszystkie dźwięki zaczęły do niej docierać z podwójną mocą. Czuła, że jej głowa zaraz eksploduje. Uniosła delikatnie jedną powiekę, po chwili drugą. Na szczęście w pomieszczeniu, w którym się znajdowała, panował przyjemny półmrok. Przez chwilę nie mogła sobie przypomnieć, co się stało i gdzie się znajduje, jednak wszelkie wątpliwości rozwiała pewna kobieta, która nachyliła się nad jej twarzą.
— Nareszcie się obudziłaś — powiedziała Narcyza.
— Jak długo spałam? — spytała Hermiona i spróbowała dźwignąć się do pozycji siedzącej, jednak ból w całym ciele jej to uniemożliwił. Z jękiem ponownie opadła na poduszki.
— Cały dzień. Znalazłaś się tu wczoraj.
— Czy Bellatrix już wróciła? — Na to pytanie Narcyza rzuciła niepewne spojrzenie w przeciwległą stronę pokoju. Hermiona odwróciła głowę i ujrzała Lucjusza siedzącego wraz z jakimś mężczyzną przy stole. Nienaganna postawa Malfoya seniora promieniowała dostojnością, na jego twarzy jak zwykle gościła maska obojętności. Prawie niezauważalnie skinął głową na nieme pytanie małżonki.
— Moja siostra jeszcze nie wróciła, nie wiemy gdzie jest. Ale na pewno wróci. Tego jestem pewna. Na razie musisz leżeć i odpoczywać. Jesteś bardzo osłabiona. Miałaś złamaną rękę, jednak już się goi. Może cię jeszcze trochę boleć.
— Narcyzo — odezwał się niespodziewanie Lucjusz. Hermiona wzdrygnęła się na dźwięk jego zimnego głosu. Kobieta odwróciła się w stronę męża.
— Nasz gość na pewno jest głodny. Bądź dobrą gospodynią i zaproponuj Hermionie coś do jedzenia. — Dziewczyna zdziwiła się z tonu, jakim wypowiedział jej imię. Zwykle wycedzał je przez zęby, jakby chciał ją zaraz zabić. A teraz... Na pewno nie był on taki jak wcześniej, choć wiedziała, że mimo wszystko jego właściciel miłością do niej nie pałał.
— Och, oczywiście. Wybacz, Hermiono. — Klasnęła dwa razy w dłonie, a przed nią zmaterializował się skrzat w brudnej szmacie. Skłonił się najniżej jak mógł.
— Czym Rudzik może służyć najjaśniejszej pani? — Skrzat nie śmiał podnieść oczu na Narcyzę.
— Przynieś obfite posiłek. — Ton jej głosu był całkiem inny, niż gdy zwracała się do Hermiony. Pełen pogardy dla tego stworzenia. Skrzat znów pokłonił się nisko, po czym zniknął z cichym trzaskiem. Po chwili wrócił z ogromną tacą pełną jedzenia. Podał ją pani Malfoy, po czym po raz kolejny wręcz dotknął nosem podłogi i zniknął. Hermiona patrzyła na te scenę z oburzeniem, lecz nie wyrzekła ani słowa. Narcyza położyła tacę przed Hermioną, po czym pomogła dziewczynie usiąść. Gryfonka zaczęła spożywać naleśniki z czekoladą i bananami, kiedy do jej uszu doszły odgłosy zamieszania. Spojrzała pytająco na panią Malfoy, a ta popatrzyła na swojego męża. Lucjusz westchnął i zwrócił się do mężczyzny siedzącego z nim przy stole:
— Amycusie, sprawdź, co tam się dzieje.
— Nie jestem twoim służącym, Lucjuszu — warknął mężczyzna,
— Ależ mój drogi, to jest najzwyklejsza w świecie prośba. — Malfoy rzucił towarzyszowi kpiące spojrzenie. — Nie zapominaj jednak, że jesteś w moim domu. Tutaj panują moje zasady. — Przez chwilę trwała bitwa na spojrzenia ze stron dwóch mężczyzn, jednak po chwili Amycus Carrow wstał z miękkiego fotela, odstawił szklankę z jakimś trunkiem na blat stołu, po czym wyszedł z pomieszczenia.
— Jedz spokojnie, jesteś bardzo blada. — powiedziała Narcyza. Dziewczyna nieco speszona ciszą, która nagle zapanowała w pomieszczeniu, kontynuowała posiłek, jednak niezbyt długo. W momencie, gdy umoczyła usta w kawie, Amycus Carrow wrócił do pokoju.
— Jakie wieści? — spytał Lucjusz.
— Bellatrix wróciła, a z nią Czarny Pan.
*********************************
A jednak udało mi się skończyć rozdział dzisiaj. Rewelacji wielkiej nie ma, wiem... Jest krótszy od poprzedniego, ale cóż, zdarza się. Postaram się, żeby kolejny był dłuższy.
Kolejny rozdział pojawi się za jakiś dłuższy czas, bo muszę najpierw napisać notkę na Obliviate. Mam nadzieję, że wytrzymacie ;)
Buziaki ;***
Bellatrix