Ten rozdział dedykuję dwóm wspaniałym osobom.
1. Lizzie.
Kochanie... Pamiętaj o nas. Zawsze masz nas. Kochamy cię całym sercem. Dla mnie jesteś jak siostra ❤ chciałabym móc cię przytulić, żebyś wiedziała, że zawsze masz mnie. Pamiętaj, jesteś zajebista i nic tego nie zmieni! ❤
2. Chmielowi!
Hmjeleł mój kochany! A więc dzisiaj masz urodzinki, tak? No to ja bym ci chciała złożyć życzonka, które zapamiętasz!
Życzę ci dużo ogórków, hehe! Zdrowia, szczęścia i ogórków! Pamiętaj o ogórkach! Miłości, weny, czasu do pisania, dużo kasy. Spełnienia marzeń! Oraz... OGÓRKÓW! Hehe, nasze cudowne rozmowy xD a także w cholerę dużo tasaków na debili. O tak, tasaki się przydadzą xD
Mam nadzieję, że kiedyś się spotkamy ❤ buziaczki i sto lat, sto lat!
Dziewczyny, ten rozdział jest właśnie dla was ;***
A teraz zapraszam do czytania!
*********************************
Zakręciło jej się w głowie, ale posłusznie podążyła za matką. Dłoń z różdżką drżała na myśl o tym, co zaraz będzie musiała zrobić. W co Dumbledore ją wpakował? Czy ten starzec nie mógł przewidzieć takiego obrotu sprawy? Czy ona sama nie mogła tego przewidzieć? Spuściła głowę i niczym na skazanie szła ciemnymi korytarzami coraz niżej i niżej. Do lochów. Bellatrix nie odwracała się w jej stronę, ale szła, jak cień, powiewając materiałem sukni. W końcu kobieta przystanęła przed metalowymi kratami i otworzyła je jednym machnięciem różdżki. Drzwi uchyliły się ze skrzypieniem, niczym z jakiegoś horroru. Hermionie natychmiast przyszedł na myśl właśnie ten mugolski rodzaj filmu i literatury. Przeszły ją dreszcze, ale starała się nie dać tego po sobie poznać. Weszła do pomieszczenia za matką, rozglądając się wokół. Kolejne machnięcie różdżki Bellatrix zapaliło kilka pochodni znajdujących się na ścianach. Teraz Hermiona mogła wyraźnie zobaczyć wnętrze, w którym się znajdowała. Chropowate kamienne ściany, grafitowa podłoga, półokrągłe sklepienie. Kilka starych masywnych regałów z ciemnego drewna, a na półkach przedmioty o dziwnych kształtach. Powoli podeszła bliżej i przeszedł ją dreszcz. Te przedmioty to... klatki. Klatki z prawdziwymi, ledwo żyjącymi zwierzętami. Zauważyła tam wychudzone koty o brudnej i posklejanej sierści, sowy, którym brakowało dużej ilości piór, szczury o połamanych wąsach, bez ogonów lub kawałka ucha. Wiele rodzajów zwierząt, na których widok zachciało jej się płakać.
Bellatrix, jakby nie zauważyła emocji targających jej córką, podeszła do regału, otworzyła jedną z zardzewiałych klatek i wyciągnęła kościstego, czarnego kota, łapiąc go za skórę na grzbiecie. Upuściła go na ziemię, a zwierzak nie miał nawet siły, by uciec. Próbował utrzymać swój ciężar na wychudzonych łapach, ale trzęsące się kończyny nie były w stanie tego zrobić. Kot z żałosnym miauknięciem opadł na posadzkę. Otworzył swoje ogromne ślepia i żółtymi tęczówkami patrzył błagalnie na Hermionę, jakby wyczuwał, że ona chce mu pomóc.
Dziewczyna spojrzała sparaliżowana na Bellatrix, a kobieta uśmiechnęła się złowieszczo na widok przerażenia malującego się na twarzy jej córki.
– Rzuć na niego jakąś klątwę - rozkazała czarownica. Oczy Hermiony rozszerzyły się ze strachu.
– Ale... Ja nie potrafię - powiedziała przerażona.
– Czytałaś tyle książek, że na pewno znasz jakąś klątwę. No dalej. Nie mamy całego dnia. - Hermiona przełknęła ślinę i drżącą dłonią wycelowała różdżkę na biedne zwierze, które wciąż patrzyło na nią błagalnie. Zamknęła oczy, wzięła głęboki wdech. Nic nie pomogło.
– Ja nie potrafię - powiedziała piskliwie, opuszczając dłoń.
– To nie jest takie trudne - powiedziała zniecierpliwiona Bellatrix. - Patrz i ucz się. Frange Ossibus*. - Z różdżki kobiety poleciał czarny promień i ugodził biednego zwierzaka. Kot zawył z bólu, a do uszu Hermiony dobiegł przerażający odgłos łamanych kości.
– Nie! Przestań! - krzyknęła ze łzami w oczach do matki. Kobieta spojrzała na nią ze złością.
– Nie zostaniesz jedną z nas, jeśli będziesz rozpaczać nad każdym parszywym stworzeniem. Skup się i do roboty, albo sama oberwiesz jakimś zaklęciem.
Hermiona spojrzała załzawionymi oczami na biednego kota, który leżał na podłodze, jak martwy i tylko lekkie unoszenie się i opadanie klatki piersiowej wskazywało na to, że zwierze wciąż jeszcze żyje.
– Zrób coś wreszcie! - rozkazała Bellatrix. Widać było, że kobieta traci cierpliwość.
– Ja nie jestem gotowa! - wykrzyknęła Hermiona, upadając na kolana przed czarownicą. Bellatrix spojrzała na nią ze złością. Ręka z różdżką jej drgnęła, ale w ostatniej chwili opanowała się przed rzuceniem na córkę jakiejś klątwy za nieposłuszeństwo. Do głowy przyszedł jej pewien pomysł. Rzuciła jakieś niewerbalne zaklęcie na biednego zwierzaka.
– Nie, proszę, przestań! - płakała Hermiona, a jej szloch i mrożące krew w żyłach wrzaski kota wypełniały pomieszczenie.
– Możesz przerwać jego cierpienia. - Dziewczyna usłyszała głos matki. - Wystarczy jedno zaklęcie. Wiesz jakie.
Nastolatka uniosła głowę i spojrzała w czarne oczy kobiety. Wiedziała, co musi zrobić. Wypowiedzieć formułkę zakazanego zaklęcia, by uratował jedno istnienie od przeraźliwych tortur. Czy była w stanie wykonać polecenie matki?
Powoli wstała z podłogi i wyciągnęła przed siebie dłoń z różdżką.
– Avada Kedavra - powiedziała cicho, ale wyraźnie, kierując zaklęcie w stronę zwierzęcia. Zielony promień ugodził małe ciało, a w pomieszczeniu nagle zrobiło się przeraźliwie cicho. Kot przestał rzucać się po posadzce, jego zwłoki leżały bez ruchu.
– To koniec nauki na dziś. Posprzątaj to i możesz iść - powiedziała Bellatrix, a następnie wyszła z pomieszczenia.
– Rudzik. - Hermiona przywołała skrzata, który natychmiast pojawił się przed nią, kłaniając się nisko. - Czy mógłbyś... czy mógłbyś posprzątać... to ciało? - spytała, jąkając się.
Kiedy skrzat zgodził się, dziewczyna, nawet się nie oglądając, wybiegła z lochów. Po jej policzkach strumieniami płynęły łzy.
Była już przed drzwiami do swojego pokoju, kiedy ktoś mocno ją szarpnął i przygniótł do ściany.
– Nie puszczę cię, dopóki nie oddasz mi mojej różdżki. - Usłyszała przy swoim uchu głos, którego nienawidziła. Spróbowała się wyszarpnąć, lecz jej wysiłki spełzły na niczym. A do tego łzy w oczach rozmazywały jej pole widzenia. - Nie szarp się, bo nic nie zdziałasz. I co, Lestrange? Nie zawsze jest się najlepszym, co?
– Zostaw mnie w spokoju - warknęła zapłakana. Nie miała teraz siły na potyczki, nawet słowne, z tym Ślizgonem. Chciała jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju, by rzucić się na łóżko i w spokoju zalać łzami.
– Oddaj mi różdżkę, a wszystko wróci do normy - powiedział Draco tuż przy jej uchu.
– Dobrze, tylko wreszcie mnie zostaw! - powiedziała, a chłopak zdziwił się. Naprawdę tak łatwo poszło? Odsunął się od dziewczyny, a ona otworzyła drzwi do swojego pokoju i nawet nie próbowała ich przed nim szybko zamknąć. Draco bez problemu wszedł do pomieszczenia i rozejrzał się po nim. Hermiona tymczasem podeszła chwiejnie do komody, otworzyła szufladę i po omacku znalazła różdżkę chłopaka. Rzuciła mu ją, a on ją złapał, wciąż nie mogąc uwierzyć, że tak szybko, bezproblemowo... i bez walki mu ją oddała.
– A teraz wynoś się! - Wskazała dłonią na drzwi. Chłopak, jakby dopiero teraz zobaczył jej łzy, podszedł krok w jej stronę.
– Co się stało? - spytał, marszcząc brwi.
– Powiedziałam, wynoś się! - Szybko znalazła się obok niego i uderzyła w jego pierś, wypychając go za drzwi. - Zostaw mnie w spokoju! - krzyknęła i zamknęła drzwi. Łzy nową falą zalały jej twarz, więc podbiegła do łóżka i rzuciła się na nie. Gorzki szloch wydarł się z jej piersi, dając upust emocjom zgromadzonym w jej ciele. Zaczęła uderzać pięściami w miękki materac, ale to nie wystarczyło. Usiadła i rozejrzała się szaleńczym wzrokiem po pomieszczeniu. Podeszła do stolika i złapała w dłoń wysoką szklankę, a następnie z mocnym zamachem rzuciła nią o ścianę. Szkło rozprysło się z hukiem, na podłogę upadły ostre odłamki. Chwyciła porcelanowy talerz i zrobiła z nim to samo. Usiadła na podłodze wśród odłamków, a kilka z nich poraniło jej dłoń. Objęła kolana ramionami i ukryła w nich głowę, a szloch wstrząsnął jej ciałem. Nie zwróciła nawet uwagi na Blaise'a, który nagle wbiegł do jej pokoju.
– Merlinie, coś ty zrobiła? - Wziął dziewczynę na ręce i położył na łóżku.
Hermiona zwinęła się na miękkim materacu w pozycji embrionalnej, obejmując ramionami czarną satynową poduszkę.
– Reparo - wypowiedział zaklęcie chłopak, a potłuczone naczynia natychmiast wróciły do swej pierwotnej postaci. Postawił je na stole i usiadł na łóżku obok Hermiony. Dziewczyna płakała już ciszej, ale wciąż nie chciała się uspokoić. Blaise zamyślił się. Sam nie da rady sobie z płaczącą dziewczyną. Potrzebuje wsparcia. Zastanowił się nad patronusem, ale szybko odrzucił od siebie tę myśl. Jeszcze nigdy mu się to nie udało, więc teraz także nie miał po co próbować. Na szczęście do głowy przyszedł mu kolejny pomysł. Klasnął w dłonie, a przed nim zmaterializował się jeden ze skrzatów. Służący skłonił się przed chłopakiem.
– Znajdź Pansy i Margaret i powiedz, że potrzebuje ich tutaj. Szybko - rozkazał, a skrzat kiwnął głową i zniknął. Nie minęła minuta, a do pokoju wpadły dziewczyny.
– Co jest? - spytała Pansy, a kiedy zobaczyła, w jakim stanie jest Hermiona, podbiegła do łóżka. - Co jej zrobiłeś, ty skretyniały gadzie?
– Ja nic! - zaperzył się chłopak. – Kiedy byłem w moim pokoju, usłyszałem jakiś hałas, więc przybiegłem. Ta wariatka rozbiła naczynia o ścianę, a teraz ryczy, a ja nie wiem, o co chodzi!
– Hej, Hermiona, odezwij się - poprosiła Ślizgonka, patrząc spod byka na Blaise'a, który uniósł ręce w obronnym geście. - Już dobrze, spokojnie. Przestań płakać, zanim ktoś tu przyjdzie. - Pansy objęła szlochającą Hermionę i głaskała dłonią po głowie. - Proszę, uspokój się, bo będziemy mieli kłopoty, jak jakiś dorosły zobaczy cię ryczącą.
Podziałało. Hermiona odetchnęła głęboko, otarła policzki i spojrzała na wszystkich czerwonymi oczami.
– Mam dosyć tego miejsca. Już wolałam być mugolaczką - wyznała.
– Co się stało, gadaj - rozkazała rzeczowym tonem Pansy.
– Dumbledore wysłał mnie w sam środek ulu szerszeni. Jak można być takim głupcem? Przecież... On musiał wiedzieć, że Bellatrix nie będzie bezczynnie patrzeć, jak jej córka służy Zakonowi. Musiał wiedzieć, że będą chcieli przeciągnąć mnie na ciemną stronę. Jestem tu dopiero drugi dzień, nie licząc tego, kiedy byłam nieprzytomna, a ona już uczy mnie czarnej magii! Nie potrafię zadawać bólu, cierpienia! Nie potrafię... Co Dumbledore sobie myślał? Że spędzę tutaj urocze wakacje?
Trójka Ślizgonów wymieniła zatroskane spojrzenia. Hermiona miała rację. Także w ich oczach postępek dyrektora był po prostu dziwny, nieprzemyślany.
– Co zrobisz? - zapytała dziewczynę Margaret.
– Nie wiem... Chyba nie mam wyboru. Czarny Pan nie pozwoli na to, bym teraz sobie gdzieś uciekła z informacjami o jego kryjówce. Nie wierzę, że to mówię, ale ja muszę się przystosować - powiedziała cicho Hermiona, spuszczając głowę.
W pomieszczeniu zapanowała cisza, przerywana jedynie pociąganiem nosa przez Hermionę. Cała trójka Ślizgonów skrępowana patrzyła po sobie, nie wiedząc, co powiedzieć. Pocieszyć? Zakończyć temat? Pocieszenie nic nie da, każdy z nich wiedział, że wcale nie będzie dobrze, a mówienie pustych frazesów nie miało sensu. Zakończenie tematu i przejście do innego także wydawało się niezbyt dobrym pomysłem. Cóż więc mieli robić? Natomiast Hermiona, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, podniosła głowę i spojrzała na znajomych z dziwnym błyskiem w oku.
– Wczoraj mówiliście coś o imprezie - zagadnęła, ocierając policzki z łez. Blaise i Pansy spojrzeli na dziewczynę, jakby ujrzeli skrzyżowanego jednorożca ze sklątką tylnowybuchową.
– Dobrze się czujesz? - spytała Pansy, kładąc dłoń na czole Hermiony, jakby chciała sprawdzić, czy dziewczyna ma gorączkę.
– Dobrze. - Panna Lestrange odtrąciła rękę z Ślizgonki. - Zapomnijmy o tych ostatnich kilkunastu minutach. Tego nie było. To co z tą imprezą? - Blaise i Pansy patrzyli oniemieli na dziewczynę. Margaret wpatrywała się w ciemnoniebieską ścianę, nieświadoma tego, co dzieje się wokół niej. Gdy Hermiona się uspokoiła, dziewczyna straciła zainteresowanie sytuacją. Ale nikt nie był świadomy tego, że w głowie dawnej panny Granger zrodził się plan.
– Cześć, stary! - powiedział Blaise, wchodząc do pokoju swojego przyjaciela.
– Cześć. Co tam, Granger, o, pardon, Lestrange w końcu doszła do wniosku, jak fatalną niańką jesteś i kazała ci spadać? A może dała ci kosza i przyszedłeś wypłakać się na moim ramieniu? - zadrwił Draco, ale wskazał chłopakowi czarny fotel, a ciemnoskóry Ślizgon posłusznie opadł na miękkie siedzenie.
– Niańką jestem świetną, Hermiona nie ma prawa narzekać. Czyżbyś zazdrosny był, że ona kradnie ci twojego najlepszego, najcudowniejszego i najwspanialszego przyjaciela?
– Nie przesadziłeś czasem z tymi "naj"? - spytał sceptycznie Draco. - Zaraz twoje ego nie zmieści się w tym pokoju. Myślisz, że jak otworzę okna, to wystarczy? Czy mam jeszcze uchylić drzwi, żeby twoje napuszone ego miało gdzie uciec?
– Nie, nie przesadziłem. A teraz może ugościsz króla? Bo co to za maniery? - prychnął Blaise, jakby nie usłyszał drugiej części wypowiedzi kolegi.
– Oczywiście, drogi królu, kłaniam się do stóp. - Blondyn popatrzył krzywo na przyjaciela, ale wstał z fotela, by przynieść i postawić na stoliku z ciemnego drewna dwie butelki kremowego piwa. - No dobra, co cię tu sprowadza? - spytał, gdy ponownie zajął miejsce w fotelu.
– A to już nie można odwiedzić najlepszego przyjaciela? - obruszył się Zabini.
– Nie w twoim wypadku.
– Zraniłeś me serce! - Chłopak złapał się za klatkę piersiową w miejscu, gdzie znajduje się najważniejszy narząd.
– Och, jak mi przykro. A teraz gadaj.
– Zawsze jesteś taki stanowczy?
– Zawsze. A więc? - spytał Draco, pociągając łyk z butelki.
– Ano, mam propozycję na ten wieczór. - Blaise w końcu postanowił wyjawić cel swojej wizyty.
– Jaką?
– Robimy imprezę.
– Niech zgadnę. Świętujemy przybycie córeczki samej pani Lestrange? - Malfoy nie dał sobie zamydlić oczu.
– Coś w tym stylu.
– I co dalej?
– Masz nieoficjalne zaproszenie.
– Mówiąc "nieoficjalne", masz na myśli "Lestrange nie chce cię widzieć, ale przyjdź"? - spytał leniwie Draco.
– Może, może... - Blaise upił trochę napoju.
– Wpadnę - stwierdził Draco po chwili milczenia.
– Wiedziałem o tym. - Blaise uśmiechnął się chytrze. - Nigdy nie opuściłbyś żadnej imprezy. To widzimy się u Lestrange o osiemnastej. - Chłopak przechylił butelkę i dopił resztę piwa kremowego, po czym wstał i pożegnawszy się z przyjacielem, wyszedł z jego pokoju.
– Gdzie to ustawić? - zapytał Blaise Hermionę, wskazując na mały stolik.
– Przesuń go razem z fotelami pod tę ścianę - poleciła dziewczyna i powróciła do swojego zajęcia, jakim było ułożenie przekąsek i napojów. Oprócz soku dyniowego i kremowego piwa znalazła się tam butelka Ognistej Whisky, na którą Hermiona patrzyła krzywo. Nie pochwalała picia, a szczególnie w ich wieku. Jednak Ślizgoni uparli się, więc ona niewiele miała w tej kwestii do gadania.
Jej pokój zmienił się nie do poznania. Kto by pomyślał, że ustawienie mebli tak bardzo wpływa na wizerunek pomieszczenia! Sofa i fotele zostały ustawione pod jedną ścianą, przez co środek pokoju był pusty. Pojawił się tu też większy stół, na którym właśnie tłoczyły się różnego rodzaju słodycze. Hermiona przysłoniła okna i zapaliła świeczki w wiszących na jednej ze ścian świecznikach, nadając pokojowi przyjemną atmosferę.
Ona sama ubrała się w zwiewną czarną sukienkę do kolan i czarne baleriny. Nie dała rady zrobić nic z wielką szopą włosów na głowie, więc w końcu dała sobie spokój ze staraniami. Przecież to tylko zwykłe spotkanie ze znajomymi - jedynymi znajomymi, z jakimi może się teraz spotkać - więc wcale nie musi wyglądać oszałamiająco. Takie było jej przekonanie.
Pansy pozwoliła sobie na odrobinę więcej, zakładając krótkie dżinsowe spodenki i luźną bluzkę na ramiączkach oraz malując sobie kreski na powiekach. Natomiast Margaret miała na sobie czarne spodnie do kolan i ciemnozielony t-shirt. Dziewczyna całkowicie zrezygnowała z makijażu, tak jak Hermiona. Mówiąc krótko, wszystkie trzy dziewczyny traktowały tę imprezę jako wieczorne spotkanie ze znajomymi, a nie jak prawdziwą imprezę.
Brakowało jeszcze tylko Teodora. Blaise krzątał się po pokoju, rozstawiając meble, a dziewczyny zajmowały się jedzeniem. Margaret ustawiała właśnie szklanki na stoliku, gdy rozległo się pukanie do drzwi.
– Mówiłam Teodorowi, żeby nie pukał, tylko od razu wchodził - mruknęła Hermiona, ale podeszła do drzwi i otworzyła je. Jednak blond czupryna wcale nie należała do Teodora Notta.
– Cześć, Lestrange - powiedział chłopak, uśmiechając się bezczelnie.
– Malfoy - bardziej powiedziała, niż zapytała Hermiona, patrząc na chłopaka spod byka.
Bellatrix, jakby nie zauważyła emocji targających jej córką, podeszła do regału, otworzyła jedną z zardzewiałych klatek i wyciągnęła kościstego, czarnego kota, łapiąc go za skórę na grzbiecie. Upuściła go na ziemię, a zwierzak nie miał nawet siły, by uciec. Próbował utrzymać swój ciężar na wychudzonych łapach, ale trzęsące się kończyny nie były w stanie tego zrobić. Kot z żałosnym miauknięciem opadł na posadzkę. Otworzył swoje ogromne ślepia i żółtymi tęczówkami patrzył błagalnie na Hermionę, jakby wyczuwał, że ona chce mu pomóc.
Dziewczyna spojrzała sparaliżowana na Bellatrix, a kobieta uśmiechnęła się złowieszczo na widok przerażenia malującego się na twarzy jej córki.
– Rzuć na niego jakąś klątwę - rozkazała czarownica. Oczy Hermiony rozszerzyły się ze strachu.
– Ale... Ja nie potrafię - powiedziała przerażona.
– Czytałaś tyle książek, że na pewno znasz jakąś klątwę. No dalej. Nie mamy całego dnia. - Hermiona przełknęła ślinę i drżącą dłonią wycelowała różdżkę na biedne zwierze, które wciąż patrzyło na nią błagalnie. Zamknęła oczy, wzięła głęboki wdech. Nic nie pomogło.
– Ja nie potrafię - powiedziała piskliwie, opuszczając dłoń.
– To nie jest takie trudne - powiedziała zniecierpliwiona Bellatrix. - Patrz i ucz się. Frange Ossibus*. - Z różdżki kobiety poleciał czarny promień i ugodził biednego zwierzaka. Kot zawył z bólu, a do uszu Hermiony dobiegł przerażający odgłos łamanych kości.
– Nie! Przestań! - krzyknęła ze łzami w oczach do matki. Kobieta spojrzała na nią ze złością.
– Nie zostaniesz jedną z nas, jeśli będziesz rozpaczać nad każdym parszywym stworzeniem. Skup się i do roboty, albo sama oberwiesz jakimś zaklęciem.
Hermiona spojrzała załzawionymi oczami na biednego kota, który leżał na podłodze, jak martwy i tylko lekkie unoszenie się i opadanie klatki piersiowej wskazywało na to, że zwierze wciąż jeszcze żyje.
– Zrób coś wreszcie! - rozkazała Bellatrix. Widać było, że kobieta traci cierpliwość.
– Ja nie jestem gotowa! - wykrzyknęła Hermiona, upadając na kolana przed czarownicą. Bellatrix spojrzała na nią ze złością. Ręka z różdżką jej drgnęła, ale w ostatniej chwili opanowała się przed rzuceniem na córkę jakiejś klątwy za nieposłuszeństwo. Do głowy przyszedł jej pewien pomysł. Rzuciła jakieś niewerbalne zaklęcie na biednego zwierzaka.
– Nie, proszę, przestań! - płakała Hermiona, a jej szloch i mrożące krew w żyłach wrzaski kota wypełniały pomieszczenie.
– Możesz przerwać jego cierpienia. - Dziewczyna usłyszała głos matki. - Wystarczy jedno zaklęcie. Wiesz jakie.
Nastolatka uniosła głowę i spojrzała w czarne oczy kobiety. Wiedziała, co musi zrobić. Wypowiedzieć formułkę zakazanego zaklęcia, by uratował jedno istnienie od przeraźliwych tortur. Czy była w stanie wykonać polecenie matki?
Powoli wstała z podłogi i wyciągnęła przed siebie dłoń z różdżką.
– Avada Kedavra - powiedziała cicho, ale wyraźnie, kierując zaklęcie w stronę zwierzęcia. Zielony promień ugodził małe ciało, a w pomieszczeniu nagle zrobiło się przeraźliwie cicho. Kot przestał rzucać się po posadzce, jego zwłoki leżały bez ruchu.
– To koniec nauki na dziś. Posprzątaj to i możesz iść - powiedziała Bellatrix, a następnie wyszła z pomieszczenia.
– Rudzik. - Hermiona przywołała skrzata, który natychmiast pojawił się przed nią, kłaniając się nisko. - Czy mógłbyś... czy mógłbyś posprzątać... to ciało? - spytała, jąkając się.
Kiedy skrzat zgodził się, dziewczyna, nawet się nie oglądając, wybiegła z lochów. Po jej policzkach strumieniami płynęły łzy.
Była już przed drzwiami do swojego pokoju, kiedy ktoś mocno ją szarpnął i przygniótł do ściany.
– Nie puszczę cię, dopóki nie oddasz mi mojej różdżki. - Usłyszała przy swoim uchu głos, którego nienawidziła. Spróbowała się wyszarpnąć, lecz jej wysiłki spełzły na niczym. A do tego łzy w oczach rozmazywały jej pole widzenia. - Nie szarp się, bo nic nie zdziałasz. I co, Lestrange? Nie zawsze jest się najlepszym, co?
– Zostaw mnie w spokoju - warknęła zapłakana. Nie miała teraz siły na potyczki, nawet słowne, z tym Ślizgonem. Chciała jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju, by rzucić się na łóżko i w spokoju zalać łzami.
– Oddaj mi różdżkę, a wszystko wróci do normy - powiedział Draco tuż przy jej uchu.
– Dobrze, tylko wreszcie mnie zostaw! - powiedziała, a chłopak zdziwił się. Naprawdę tak łatwo poszło? Odsunął się od dziewczyny, a ona otworzyła drzwi do swojego pokoju i nawet nie próbowała ich przed nim szybko zamknąć. Draco bez problemu wszedł do pomieszczenia i rozejrzał się po nim. Hermiona tymczasem podeszła chwiejnie do komody, otworzyła szufladę i po omacku znalazła różdżkę chłopaka. Rzuciła mu ją, a on ją złapał, wciąż nie mogąc uwierzyć, że tak szybko, bezproblemowo... i bez walki mu ją oddała.
– A teraz wynoś się! - Wskazała dłonią na drzwi. Chłopak, jakby dopiero teraz zobaczył jej łzy, podszedł krok w jej stronę.
– Co się stało? - spytał, marszcząc brwi.
– Powiedziałam, wynoś się! - Szybko znalazła się obok niego i uderzyła w jego pierś, wypychając go za drzwi. - Zostaw mnie w spokoju! - krzyknęła i zamknęła drzwi. Łzy nową falą zalały jej twarz, więc podbiegła do łóżka i rzuciła się na nie. Gorzki szloch wydarł się z jej piersi, dając upust emocjom zgromadzonym w jej ciele. Zaczęła uderzać pięściami w miękki materac, ale to nie wystarczyło. Usiadła i rozejrzała się szaleńczym wzrokiem po pomieszczeniu. Podeszła do stolika i złapała w dłoń wysoką szklankę, a następnie z mocnym zamachem rzuciła nią o ścianę. Szkło rozprysło się z hukiem, na podłogę upadły ostre odłamki. Chwyciła porcelanowy talerz i zrobiła z nim to samo. Usiadła na podłodze wśród odłamków, a kilka z nich poraniło jej dłoń. Objęła kolana ramionami i ukryła w nich głowę, a szloch wstrząsnął jej ciałem. Nie zwróciła nawet uwagi na Blaise'a, który nagle wbiegł do jej pokoju.
– Merlinie, coś ty zrobiła? - Wziął dziewczynę na ręce i położył na łóżku.
Hermiona zwinęła się na miękkim materacu w pozycji embrionalnej, obejmując ramionami czarną satynową poduszkę.
– Reparo - wypowiedział zaklęcie chłopak, a potłuczone naczynia natychmiast wróciły do swej pierwotnej postaci. Postawił je na stole i usiadł na łóżku obok Hermiony. Dziewczyna płakała już ciszej, ale wciąż nie chciała się uspokoić. Blaise zamyślił się. Sam nie da rady sobie z płaczącą dziewczyną. Potrzebuje wsparcia. Zastanowił się nad patronusem, ale szybko odrzucił od siebie tę myśl. Jeszcze nigdy mu się to nie udało, więc teraz także nie miał po co próbować. Na szczęście do głowy przyszedł mu kolejny pomysł. Klasnął w dłonie, a przed nim zmaterializował się jeden ze skrzatów. Służący skłonił się przed chłopakiem.
– Znajdź Pansy i Margaret i powiedz, że potrzebuje ich tutaj. Szybko - rozkazał, a skrzat kiwnął głową i zniknął. Nie minęła minuta, a do pokoju wpadły dziewczyny.
– Co jest? - spytała Pansy, a kiedy zobaczyła, w jakim stanie jest Hermiona, podbiegła do łóżka. - Co jej zrobiłeś, ty skretyniały gadzie?
– Ja nic! - zaperzył się chłopak. – Kiedy byłem w moim pokoju, usłyszałem jakiś hałas, więc przybiegłem. Ta wariatka rozbiła naczynia o ścianę, a teraz ryczy, a ja nie wiem, o co chodzi!
– Hej, Hermiona, odezwij się - poprosiła Ślizgonka, patrząc spod byka na Blaise'a, który uniósł ręce w obronnym geście. - Już dobrze, spokojnie. Przestań płakać, zanim ktoś tu przyjdzie. - Pansy objęła szlochającą Hermionę i głaskała dłonią po głowie. - Proszę, uspokój się, bo będziemy mieli kłopoty, jak jakiś dorosły zobaczy cię ryczącą.
Podziałało. Hermiona odetchnęła głęboko, otarła policzki i spojrzała na wszystkich czerwonymi oczami.
– Mam dosyć tego miejsca. Już wolałam być mugolaczką - wyznała.
– Co się stało, gadaj - rozkazała rzeczowym tonem Pansy.
– Dumbledore wysłał mnie w sam środek ulu szerszeni. Jak można być takim głupcem? Przecież... On musiał wiedzieć, że Bellatrix nie będzie bezczynnie patrzeć, jak jej córka służy Zakonowi. Musiał wiedzieć, że będą chcieli przeciągnąć mnie na ciemną stronę. Jestem tu dopiero drugi dzień, nie licząc tego, kiedy byłam nieprzytomna, a ona już uczy mnie czarnej magii! Nie potrafię zadawać bólu, cierpienia! Nie potrafię... Co Dumbledore sobie myślał? Że spędzę tutaj urocze wakacje?
Trójka Ślizgonów wymieniła zatroskane spojrzenia. Hermiona miała rację. Także w ich oczach postępek dyrektora był po prostu dziwny, nieprzemyślany.
– Co zrobisz? - zapytała dziewczynę Margaret.
– Nie wiem... Chyba nie mam wyboru. Czarny Pan nie pozwoli na to, bym teraz sobie gdzieś uciekła z informacjami o jego kryjówce. Nie wierzę, że to mówię, ale ja muszę się przystosować - powiedziała cicho Hermiona, spuszczając głowę.
W pomieszczeniu zapanowała cisza, przerywana jedynie pociąganiem nosa przez Hermionę. Cała trójka Ślizgonów skrępowana patrzyła po sobie, nie wiedząc, co powiedzieć. Pocieszyć? Zakończyć temat? Pocieszenie nic nie da, każdy z nich wiedział, że wcale nie będzie dobrze, a mówienie pustych frazesów nie miało sensu. Zakończenie tematu i przejście do innego także wydawało się niezbyt dobrym pomysłem. Cóż więc mieli robić? Natomiast Hermiona, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, podniosła głowę i spojrzała na znajomych z dziwnym błyskiem w oku.
– Wczoraj mówiliście coś o imprezie - zagadnęła, ocierając policzki z łez. Blaise i Pansy spojrzeli na dziewczynę, jakby ujrzeli skrzyżowanego jednorożca ze sklątką tylnowybuchową.
– Dobrze się czujesz? - spytała Pansy, kładąc dłoń na czole Hermiony, jakby chciała sprawdzić, czy dziewczyna ma gorączkę.
– Dobrze. - Panna Lestrange odtrąciła rękę z Ślizgonki. - Zapomnijmy o tych ostatnich kilkunastu minutach. Tego nie było. To co z tą imprezą? - Blaise i Pansy patrzyli oniemieli na dziewczynę. Margaret wpatrywała się w ciemnoniebieską ścianę, nieświadoma tego, co dzieje się wokół niej. Gdy Hermiona się uspokoiła, dziewczyna straciła zainteresowanie sytuacją. Ale nikt nie był świadomy tego, że w głowie dawnej panny Granger zrodził się plan.
~~*~~
– Cześć, stary! - powiedział Blaise, wchodząc do pokoju swojego przyjaciela.
– Cześć. Co tam, Granger, o, pardon, Lestrange w końcu doszła do wniosku, jak fatalną niańką jesteś i kazała ci spadać? A może dała ci kosza i przyszedłeś wypłakać się na moim ramieniu? - zadrwił Draco, ale wskazał chłopakowi czarny fotel, a ciemnoskóry Ślizgon posłusznie opadł na miękkie siedzenie.
– Niańką jestem świetną, Hermiona nie ma prawa narzekać. Czyżbyś zazdrosny był, że ona kradnie ci twojego najlepszego, najcudowniejszego i najwspanialszego przyjaciela?
– Nie przesadziłeś czasem z tymi "naj"? - spytał sceptycznie Draco. - Zaraz twoje ego nie zmieści się w tym pokoju. Myślisz, że jak otworzę okna, to wystarczy? Czy mam jeszcze uchylić drzwi, żeby twoje napuszone ego miało gdzie uciec?
– Nie, nie przesadziłem. A teraz może ugościsz króla? Bo co to za maniery? - prychnął Blaise, jakby nie usłyszał drugiej części wypowiedzi kolegi.
– Oczywiście, drogi królu, kłaniam się do stóp. - Blondyn popatrzył krzywo na przyjaciela, ale wstał z fotela, by przynieść i postawić na stoliku z ciemnego drewna dwie butelki kremowego piwa. - No dobra, co cię tu sprowadza? - spytał, gdy ponownie zajął miejsce w fotelu.
– A to już nie można odwiedzić najlepszego przyjaciela? - obruszył się Zabini.
– Nie w twoim wypadku.
– Zraniłeś me serce! - Chłopak złapał się za klatkę piersiową w miejscu, gdzie znajduje się najważniejszy narząd.
– Och, jak mi przykro. A teraz gadaj.
– Zawsze jesteś taki stanowczy?
– Zawsze. A więc? - spytał Draco, pociągając łyk z butelki.
– Ano, mam propozycję na ten wieczór. - Blaise w końcu postanowił wyjawić cel swojej wizyty.
– Jaką?
– Robimy imprezę.
– Niech zgadnę. Świętujemy przybycie córeczki samej pani Lestrange? - Malfoy nie dał sobie zamydlić oczu.
– Coś w tym stylu.
– I co dalej?
– Masz nieoficjalne zaproszenie.
– Mówiąc "nieoficjalne", masz na myśli "Lestrange nie chce cię widzieć, ale przyjdź"? - spytał leniwie Draco.
– Może, może... - Blaise upił trochę napoju.
– Wpadnę - stwierdził Draco po chwili milczenia.
– Wiedziałem o tym. - Blaise uśmiechnął się chytrze. - Nigdy nie opuściłbyś żadnej imprezy. To widzimy się u Lestrange o osiemnastej. - Chłopak przechylił butelkę i dopił resztę piwa kremowego, po czym wstał i pożegnawszy się z przyjacielem, wyszedł z jego pokoju.
~~*~~
– Przesuń go razem z fotelami pod tę ścianę - poleciła dziewczyna i powróciła do swojego zajęcia, jakim było ułożenie przekąsek i napojów. Oprócz soku dyniowego i kremowego piwa znalazła się tam butelka Ognistej Whisky, na którą Hermiona patrzyła krzywo. Nie pochwalała picia, a szczególnie w ich wieku. Jednak Ślizgoni uparli się, więc ona niewiele miała w tej kwestii do gadania.
Jej pokój zmienił się nie do poznania. Kto by pomyślał, że ustawienie mebli tak bardzo wpływa na wizerunek pomieszczenia! Sofa i fotele zostały ustawione pod jedną ścianą, przez co środek pokoju był pusty. Pojawił się tu też większy stół, na którym właśnie tłoczyły się różnego rodzaju słodycze. Hermiona przysłoniła okna i zapaliła świeczki w wiszących na jednej ze ścian świecznikach, nadając pokojowi przyjemną atmosferę.
Ona sama ubrała się w zwiewną czarną sukienkę do kolan i czarne baleriny. Nie dała rady zrobić nic z wielką szopą włosów na głowie, więc w końcu dała sobie spokój ze staraniami. Przecież to tylko zwykłe spotkanie ze znajomymi - jedynymi znajomymi, z jakimi może się teraz spotkać - więc wcale nie musi wyglądać oszałamiająco. Takie było jej przekonanie.
Pansy pozwoliła sobie na odrobinę więcej, zakładając krótkie dżinsowe spodenki i luźną bluzkę na ramiączkach oraz malując sobie kreski na powiekach. Natomiast Margaret miała na sobie czarne spodnie do kolan i ciemnozielony t-shirt. Dziewczyna całkowicie zrezygnowała z makijażu, tak jak Hermiona. Mówiąc krótko, wszystkie trzy dziewczyny traktowały tę imprezę jako wieczorne spotkanie ze znajomymi, a nie jak prawdziwą imprezę.
Brakowało jeszcze tylko Teodora. Blaise krzątał się po pokoju, rozstawiając meble, a dziewczyny zajmowały się jedzeniem. Margaret ustawiała właśnie szklanki na stoliku, gdy rozległo się pukanie do drzwi.
– Mówiłam Teodorowi, żeby nie pukał, tylko od razu wchodził - mruknęła Hermiona, ale podeszła do drzwi i otworzyła je. Jednak blond czupryna wcale nie należała do Teodora Notta.
– Cześć, Lestrange - powiedział chłopak, uśmiechając się bezczelnie.
– Malfoy - bardziej powiedziała, niż zapytała Hermiona, patrząc na chłopaka spod byka.
* Klątwa, która sprawia, że pękają wszystkie kości, w zależności od zachcianki czarodzieja. Zaklęcie wymyślone przeze mnie.
*********************************
To znowu ja! Wena powróciła, więc przedstawiam rozdział nr 5! Jak się podoba?
Od razu informuję, że nie wiem, czy w kwietniu pojawi się kolejny rozdział, ponieważ piszę egzaminy gimnazjalne. Stres mnie zżera, więc bardzo Was proszę o zrozumienie. Oczywiście postaram się pisać w wolnych chwilach, ale nic nie wiadomo...
Jeśli chcecie się ze mną skontaktować, zapraszam na moją stronę na Facebooku oraz na mojego Aska. Jednak na fb pojawiam się częściej :)
Serdecznie zapraszam także na mojego drugiego bloga: Obliviate.
Przy okazji chciałabym Was zaprosić na blogi moich przyjaciółek (blogi OC): Blanda (Blaise & Amanda), Dralice (Draco & Alice) oraz Margaret Feenat & Teodor Nott.
A teraz proszę Was o komentarze. Nawet nie wiecie, jak to motywuje!
Buziaki ;***
Bellatrix